piątek, 25 listopada 2016

II#9

Obudziłam się wyspana jak nigdy. Po raz pierwszy od trzech lat poranek nie oznaczał dla mnie kolejnego dnia udręki. Przewróciłam się na bok i sięgnęłam ręką na drugą stronę łóżka, gdzie spał Wojtek. Miejsce było jednak puste. Przerażona usiadłam natychmiast  i rozejrzałam się. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam jego sylwetkę na balkonie. Na dworze właśnie świtało. Wyskoczyłam z łóżka i założyłam na siebie jego podkoszulek. Cichutko zakradłam się na balkon. Objęłam go w pasie i przemykając mu pod ramieniem wślizgnęłam się pomiędzy niego a barierki.

– Nie możesz spać? – spytałam całując go w zagłębienie szyi tuż pod uchem.

Westchnął ciężko i położył podbródek na mojej głowie, ciasno splatając mnie ramionami.


Staliśmy tak kilka minut w ciszy. Napawałam się jego zapachem i obecnością.

– Muszę ci coś powiedzieć – odezwał się w końcu. Jego głos dziwnie zadrżał. Przypomniałam sobie, że wczoraj również użył tych słów. Powrócił znajomy niepokój.

– Coś się stało? – wyszeptałam spoglądając mu w oczy. Nie spodobało mi się to co w nich zobaczyłam – poczucie winy. Przełknęłam ślinę, zdenerwowana.

– Boże, nie wiem jak ci to powiedzieć – Potarł dłońmi twarz i przejechał nimi po włosach. Instynktownie odsunęłam się o krok, nie spuszczając z niego oczu.

– Po prostu wyksztuś to z siebie – poprosiłam.

– Nie dałem rady, Julia, przepraszam. Przerosło mnie to. Nie wiedziałam co mam myśleć o twoim zniknięciu. Nikt nie potrafił mi pomóc, nie natrafiłem na żaden ślad. Brak wiedzy co się z tobą stało doprowadzał mnie do szału. Do tego jeszcze Maja. Nagle zostałem samotnym ojcem z malutkim dzieckiem, bez żony, która… przepadła bez wieści. Całymi dniami rozmyślałem o tym gdzie jesteś, dlaczego cię nie ma. To było mega trudne. I czuję się teraz podle znając już prawdę, bo okazałem się taki słaby. Boże, powinienem się domyślić, że maczał w tym palce.

– Uwierzyłeś, w to co było napisane na tej kartce – wyszeptałam, przerywając mu. Serce omal mi nie pękło. Tak bardzo się tego obawiałam, choć nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli. Wolałam sobie wmawiać, że gdy w końcu wrócę do domu wszystko będzie tak jak dawniej.  Myślałam, że Wojtek mnie powita z otwartymi ramionami, otrze moje łzy i smutki i nic się między nami nie zmieni. Naiwna! Naiwna i głupia! Nie było mnie trzy lata! Czy mogłam wymagać od niego bezgranicznej miłości i zaufania przez ten czas? Tak do cholery! Moja samolubna dusza tak właśnie myślała i tego chciała. Zaczęłam ciężko dyszeć ze złości.

– Nie wiedziałem co mam robić. Nie chciałem odpuszczać! Czekałem na ciebie, każdego dnia miałem nadzieję, że wrócisz. Ale potem…

– Co potem? – wrzasnęłam zdenerwowana, bo znów przerwał. Dopadło mnie straszne przeczucie i ledwo panowałam nad oddechem.

– Poznałem kogoś – przyznał w końcu skruszony i spuścił oczy. – Julia, tak bardzo mi przykro, że cię zawiodłem.

– Zdradziłeś mnie? O mój Boże! Zdradziłeś mnie! – wydarłam się. Chciałam wejść do pokoju, ale powstrzymał mnie łapiąc za ręce.

– Julia, błagam cię, wybacz mi – kajał się.

– Kim ona jest? – zapytałam nim zdążyłam się ugryźć w język. Przemawiała przeze mnie zazdrość.

– Ewa jest opiekunką Mai w przedszkolu.

Natychmiast zapałałam nienawiścią. Więc ta harpia odebrała mi męża i dziecko również!

– Kochasz ją? – wypaliłam. Ledwo już nad sobą panowałam. Nagle poczułam, że brakuje mi powietrza mimo, że staliśmy nadal na balkonie.

– To wszystko jest bardziej skomplikowane. Sprawy zaszły już za daleko, nie mogę się z tego wycofać.
Nie wierzyłam własnym uszom. Wpadłam z jednego koszmaru w drugi, a zgotował mi go mój własny mąż.

– Jak mogłeś?! Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś kochać się ze mną wiedząc, że za chwilę mnie odepchniesz! – rozpłakałam się.

– Julia to nie tak! Kocham cię! – przyparł mnie do ściany i usiłował pocałować.

Wyrwałam mu się jednak krzycząc:

– Wyjdź stąd! Nie mogę na ciebie nawet patrzeć. Zniszczyłeś wszystko, to koniec!

– Porozmawiajmy proszę – błagał. W jego głosie było więcej nadziei niż mogłam znieść. Wpadłam w amok. Dosłownie wypchnęłam go na korytarz, rzucając w niego jego rzeczami.

W momencie gdy zatrzasnęłam za nim drzwi poczułam jak pustka z ogromnym ciężarem naciska na moją pierś. Chciałam by ten ból odszedł. Nie miałam już siły na kolejną walkę. Upadłam na kolana a z mojej zbolałej piersi wydobył się szloch. Jego słowa wżarły się w mój umysł, niszcząc wszystkie dobre wspomnienia. Nienawidziłam go w tej chwili równie mocno jak jednocześnie nadal kochałam. Jak mógł mi to zrobić? Sądziłam, że kocha mnie prawdziwie, ale nie wytrzymał tej próby czasu. Byłam zniszczona. Zdradził! Miał inną! Niczym tsunami przelewały się przeze mnie fale złości, gniewu i żalu. Chwyciłam się za włosy i mocno za nie pociągnęłam. Brakowało mi powietrza, nie mogłam nabrać tchu. To koniec! Wiedziałam, że nigdy mu tego nie wybaczę. Myśl, że miał inną doprowadzała mnie do szału. Nic nie mogłam poradzić na to, że moja wyobraźnia podsuwała mi obraz jego całującego i kochającego się z inną. Nie potrafiłam przerwać tej tortury którą sama sobie serwowałam. Błąkam się gdzieś na granicy obłędu, ale nie potrafiłam przestać. To było silniejsze ode mnie. Do tej pory sądziłam, że Jacek odebrał mi tylko wolność. Myliłam się jednak. Odebrał mi wszystko! Straciłam dom, męża, rodzinę. Poczułam ulgę gdy nadciągnęła do mnie znajoma fala ciemności i odrętwienia. Straciłam świadomość i kontakt ze światem. Nie chciałam już nigdy się obudzić. Mój umysł odciął się od wszystkiego, broniąc się w ten sposób przed całym złem które mnie spotykało.

                                                                Wozzo                

Spierdoliłem! Tak bardzo wszystko spierdoliłem! Najwyraźniej nie nadawałem się na męża. Po tym jak otrzymałem telefon, że ją znaleziono mało nie padłem na zawał. Ziściły się wszystkie moje najgorsze obawy. Wsiadłem do samochodu i przyjechałem jak najszybciej się dało. Okazało się, że była w jakiejś małej miejscowości pod Krakowem. Oczywiście ten kutas, jej były, maczał w tym palce. Byłem zły, że dałem się wywieźć w pole. Zmydlił mi oczy, pozacierał wszystkie ślady. Ten artykuł w gazecie to na pewno też była jego sprawka. Tylko on mógł znać szczegół, który zdradził mi autor tego badziewia. To przez niego uwierzyłem, że Julia mnie zdradziła. Kurwa! Gdyby nie ten artykuł to dzisiaj… wszystko wyglądałoby inaczej. Nie musiałbym jej nic mówić!

Czułem się winny, choć wydawało mi się, że zrobiłem wszystko aby ją odnaleźć. Mało brakowało a rozbeczałbym się gdy ją zobaczyłem. Była taka chuda, ze śladami pobicia. Serce mi się ścisnęło z żalu, na myśl ile musiała przejść. Czułem jak żywcem paliła mnie wściekłość na tego skurwysyna. Gdybym tylko dostał go w swoje łapy… Julia zachowywała się dziwnie. Nie zajęknęła się słowem o tym co się z nią działo. Tak po prostu rozpłakała się i pocałowała mnie. Finał był wiadomy. Wiedziałem, że będę musiał jej powiedzieć o Ewie, ale nie potrafiłem jej odmówić. Boże… ja też jej pragnąłem. Potrafiła w sekundę zawładnąć nad moim umysłem i ciałem. Tak bardzo mi jej brakowało. Po tym jak skończyliśmy się kochać, jak gdyby nigdy nic zaczęła wypytywać o Majkę. Miałem do niej setki pytań, ale wolałem najpierw opowiedzieć o naszej córce. Słuchała urzeczona, oglądała jej zdjęcia na komórce i wydawała się być szczęśliwa. Próbowała sprawiać wrażenie jakby ostatnie trzy lata nie istniały, jakby nic się nie wydarzyło a ona wracała po prostu z jakiejś podróży. Moje pytania, albo zbywała, albo zadawała szybko kolejne, tak aby nie musieć odpowiadać. Niepokoiło mnie to. Widziałem za jej uśmiechem strach. Za każdym razem gdy tylko dochodziły nas dźwięki z korytarza wzdrygała się i z paniką patrzyła na drzwi. Za dobrze ją znałem i nie mogła ukryć przede mną tego jak bardzo była przerażona. Ukrywała swoje lęki, próbując mi wmówić, że wszystko z nią dobrze. Nie cholera! Nic nie było dobrze! Na dokładkę musiałem ją skrzywdzić! Znowu! Musiała dowiedzieć się tego ode mnie. Im dłużej bym zwlekał tym byłoby gorzej. Nie wiedziałem co dalej. Na dodatek Ewa wydzwaniała do mnie co chwilę. Co miałem jej powiedzieć?

– Pan Wojciech Łozowski? – Jakiś głos przerwał mi rozmyślania.

– Tak. A kto pyta?

– Komisarz Bielecki, to ja dzwoniłem w sprawie pana żony. Możemy porozmawiać? – Spytał jakiś łysy gość, machając mi przed oczami odznaką policyjną. Skinąłem smętnie głową i poszedłem za nim. Zaprowadził mnie do jednego z pokoi hotelowych. Gdy usiedliśmy spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Jak się czuje małżonka? – spytał. Skrzywiłem się usłyszawszy takie określenie.

– Zachowuje się jakby nic się nie stało – odpowiedziałem.

Facet kiwnął głową i zapisał coś w teczce, która przed nim leżała.

– Widziałem już niejedno. To nic nowego, że w ten sposób reaguje. Przeszła traumę i jej umysł w ten sposób radzi sobie z tym wszystkim. Najważniejsze teraz, aby otrzymała wsparcie od rodziny i najbliższych. Sugerowałbym również dobrego terapeutę, powinna dać ujście swoim emocjom.

Kurwa! Pięknie! Teraz mi to mówi! A ja jej jeszcze dowaliłem. Miałem ochotę wstać, pobiec do niej i błagać na kolanach o wybaczenie. Czy można być większym kretynem?

– Proszę mi opowiedzieć o dniu w którym zniknęła – przerwał moje rozmyślania. Od razu się wzburzyłem.

– Teraz w końcu chcecie słuchać? A jak zniknęła to nikt nie raczył się zainteresować!

– Tak wiem. Przeczytałem wszystkie notatki służbowe, które sporządzili policjanci rozmawiający z panem. Przykro mi! Czasu jednak nie cofniemy. Teraz jedynie możemy wsadzić za kratki ludzi za to odpowiedzialnych.

– A są z tym jakieś problemy? – spytałem zbity z tropu.

– Ależ nie! Wszystkich czeka wyrok, mamy niezbite dowody aby posłać ich do więzienia. Będę z panem szczery. Rozpracowywałem tę szajkę od dwóch lat. Byli ostrożni, ale udało mi się zebrać dowody i przyłapać na gorącym uczynku. Pójdą siedzieć za handel prochami. Jednak co się tyczy porwania pańskiej żony, tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Jedynym dowodem obciążającym ich w tej sprawie są zeznania Julii.

– Nie rozumiem. – Pokręciłem głową coraz bardziej zdezorientowany.

– Chodzi o to, że wszyscy których wyłapaliśmy jednomyślnie twierdzą, że przebywała tam dobrowolnie.

– Co kurwa?! – wyrwało mi się.

– Nie spodziewaliśmy się tam zastać kogoś spoza ich otoczenia. Fakt jest jednak taki, że gdy wkroczyliśmy do środka, siedziała na kolanach lidera niczym nie skrępowana.

– To nie możliwe! Ten chuj ją porwał!

– Nie twierdzę, że tak nie było. Julia złożyła obszerne zeznania, ale mamy jej słowo przeciwko dziecięciu im. No i mamy jeszcze to! – Otworzył swoją teczkę i wyjął z niej kilka fotografii. Wyrwałem mu je łapczywie. Na pierwszym Julia szła za rękę z tym dupkiem. Na drugim siedzieli objęci na kanapie, a ona zalotnie się uśmiechała. Na trzecim widać było jak się całują! Ja pierdole! Nie wierzyłem własnym oczom!

– Co to kurwa ma być? – wściekłem się.

– Te zdjęcia znaleźliśmy w komórce jednego z zatrzymanych.

To nie miało kurwa sensu! Już raz się nabrałem na jakieś przeróbki z photoshopa! Ale to?

– Chce mi pan powiedzieć, że te zdjęcia są prawdziwe?

– Bez wątpienia – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

– Co powiedziała Julia? – zapytałem rządny wiedzy i wyjaśnień. Co ją do tego skłoniło? Przecież ją porwał? Jak mogła? Setki pytań i mętlik w głowie. Już nie wiedziałem co mam o tym myśleć.

– Na moje pytanie czy zmusił ją do tego odpowiedziała, cytuję – zerknął do swoich notatek. – A czy wyglądam na tych zdjęciach, jakby mnie do czegoś zmuszał? Zrobiłam to, bo chciałam uciec. Po czym odmówiła dalszych komentarzy w tej sprawie.

Zrobiło mi się zimno i ciepło jednocześnie. Co ona zrobiła? Pocałowała go tylko? Czy coś więcej? W głowie mi się to nie mieściło. Wyglądało na to, że nie tylko ja spierdoliłem!

– Rozmawiając z nią wtedy nie wiedziałem jeszcze, że wszyscy zatrzymani złożyli podobne wyjaśnienia co do jej pobytu w tym domu. Reasumując mamy ich zeznania, te zdjęcia i dowody na to, że w dniu odbicia nie była więziona. Każdy pseudo adwokat wybroni tych skurwieli i nie odpowiedzą za to porwanie i przetrzymywanie, jeśli ona nie złoży pełnych wyjaśnień. Nasz psycholog policyjny stwierdził, że nie powinniśmy jej w tej chwili do niczego zmuszać. Jest w takim stanie, że aby to nie skończyło się źle powinna chwile odetchnąć i wrócić do rodziny. Dlatego zwracam się do pana. Musi ją pan nakłonić do pełnych zeznań. Bez tego mogą się z tego wywinąć. Muszę znać absolutnie wszystkie szczegóły, których ona być może się wstydzi, ale to naprawdę ważne dla sprawy.


Pięknie! Czułem jak ból głowy zaczyna mi się rozchodzić po czaszce. A najwyraźniej to był dopiero początek problemów.

piątek, 18 listopada 2016

II#8

Jacek w końcu pojawił się w moim pokoju. Byłam jednak tak otępiała, że w ogóle nie zareagowałam na jego obecność. Moja apatia z początku go przeraziła. Błagał abym powiedziała cokolwiek. Nie miałam jednak siły. Poddałam się ciemnym czeluścią i zakamarkom mojego mózgu, który stworzył sobie barierę ochronną przez światem. Odczuwałam bodźce świata zewnętrznego, ale byłam na nie zupełnie obojętna. Przestałam odczuwać ból, głód. Całymi dniami leżałam skulona gapiąc się pustym wzrokiem przed siebie. Jacek dwoił się i troił, ale jego próby spełzały na niczym. W końcu któregoś dnia przyszedł do mnie i powiedział:

– Przepraszam cię. Wiem, że pewnie masz gdzieś moje słowa, ale szczerze żałuję. Nie powinienem cię tu sprowadzać. Zrobiłem to tylko dlatego, że cię kocham i z tej miłości straciłem rozum. Wiem, że nie jestem już tym człowiekiem, w którym się zakochałaś. Myślałem, że stałem się kimś lepszym. Kimś kto wzbudzi w tobie podziw, ale się pomyliłem. Jesteś dla mnie za dobra. Dlatego postanowiłem cię wypuścić – Przerwał na chwilę, przyglądając mi się uważnie. Czekał na jakąś reakcje z mojej strony, ale przypuszczałam, że to jakiś podstęp.

– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo – powiedziałam cicho i ułożyłam się na powrót na łóżku przenosząc wzrok na ścianę.

– Cóż, spodziewałem się takiej reakcji. Jesteś wolna, drzwi zostawię otwarte. Możesz stąd wyjść w każdej chwili. A lepiej zrób to szybko, bo za chwilę zrobi się tu naprawdę gorąco – powiedział po czym wyszedł.

Leżałam jeszcze kilka minut, kompletnie nie przejmując się tym co powiedział. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie usłyszałam charakterystycznego odgłosu zamka i zatrzaskiwanych drzwi. Wstałam pomału i spojrzałam przed siebie. Cholera! Mówił prawdę. Rzeczywiście zostawił otwarte drzwi. Widziałam schody i słyszałam wyraźnie odgłosy dochodzące z góry. Gwałtowny wyrzut adrenaliny, zmusił moje serce do szybszej pracy. Poderwałam się z łóżka i dopadłam do schodów. Jakiś głosik w głowie podpowiadał mi, że to podstęp. Coś tu było nie tak. Czułam to całą sobą, ale nie potrafiłam się zatrzymać. Wspinałam się po schodach, ledwo łapiąc oddech od nadmiaru emocji. Kręciło mi się w głowie, żołądek prawie przywarł mi do pleców. Wiedziałam, że są to efekty głodówki. Ledwo trzymałam się na nogach. Słyszałam wyraźne podenerwowane krzyki jakichś mężczyzn. Gdy znalazłam się u szczytu schodów, obok mnie przebiegł jeden z ochroniarzy Jacka. Przystanęłam sparaliżowana strachem i przywarłam do ściany. Nie zwrócił na mnie jednak żadnej uwagi co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. W powietrzu panowała tak gęsta atmosfera, że ledwie mogłam oddychać. Powoli trzymając się ściany ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Minęło mnie kilku kolejnych ludzi. Usłyszałam jak jeden z nich woła do pozostałych:

– Trzymamy się planu! Gęby na kłódkę, bo pozabijam.

Cała zlana potem i przerażona szłam nadal krętymi korytarzami. Aby dotrzeć do drzwi wejściowych pozostał mi do przejścia jeszcze tylko salon. Gdy tylko do niego weszłam ujrzałam na kanapie Jacka w asyście jego ochroniarzy. Zauważywszy mnie wyszczerzył się fałszywie i powiedział:

– Chodź, cukiereczku, usiądź z nami. Zaraz zacznie się show.

Nie chciałam wchodzić do tego pomieszczenia. Nie czułam się bezpieczna. W salonie siedziało kilkunastu mężczyzn i wszyscy zdawali się czekać na coś. Chyba nie na mnie? Nim zdążyłam się odwrócić, siedzący najbliżej złapał mnie za rękę i podprowadził do kanapy popychając na nią. Wylądowałam na kolanach Jacka, który natychmiast unieruchomił mnie w uścisku.

– Co tu się dzieje? – spytałam przerażona.

Jacek przyłożył palec od ust, nakazując tym samym abym siedziała cicho. Rozejrzałam się pośpiesznie po salonie. Wszyscy byli niesamowicie skupieni i patrzyli na drzwi, więc ja również na nie spojrzałam. Po kilku sekundach usłyszałam wybuch. Drzwi dosłownie eksplodowały i rozprysły się na kilka kawałków wpadając do środka. Instynktownie złapałam się za głowę i skuliłam. W kłębach dymu do pomieszczenia wpadło kilku ubranych na czarno mężczyzn z karabinami. W kilka sekund w pomieszczeniu zapanował totalny chaos.

– Policja! Nie ruszać się! Wszyscy na ziemie! – padły rozkazy.

O cholera! To był nalot! Przyszli mnie uwolnić! Nie wiele myśląc wyrwałam się Jackowi i puściłam się pędem w kierunku jednego z umundurowanych.

– Ręce do góry! – wrzasnął celując we mnie z karabinu. Zatrzymałam się w pół kroku, zdezorientowana.

– Pan nie rozumie! On mnie porwał! Więził mnie tu przez trzy lata. To mnie szukacie! – wyszlochałam u kresu wytrzymałości.

– Połóż się na ziemie i daj ręce na głowę – warknął niewzruszony. Kątem oka widziałam, jak pozostali skuwają w kajdanki Jacka i jego świtę. Zrozumiałam, że nie przyszli tutaj aby mnie uwolnić. Najwyraźniej w końcu prześwietlili interesy narkotykowe tego padalca. Nie mieli pojęcia, że tutaj jestem. Co gorsza uważali, że jestem jedną z nich. Ten skurwysyn specjalnie wszystko zaaranżował. Wiedział, że ma zjawić się policja więc wypuścił mnie dla niepoznaki. Trzęsłam się z wściekłości i bezradności gdy jeden z policjantów skuwał mnie w kajdanki jak pospolitego przestępcę. Widziałam szydercze spojrzenie Jacka, gdy wyprowadzali nas z domu. Dosłownie kipiałam ze złości. Gdybym mogła to udusiłabym go gołymi rękami. Ten człowiek był złem wcielonym.

Cały dzień spędziłam na przesłuchaniu. Gdy opowiedziałam jak znalazłam się w tym domu, w końcu rozkuli mnie i zaczęli inaczej traktować. Jakichś dwóch funkcjonariuszy, kobieta i mężczyzna wysłuchiwało mnie, raz po raz wypytując o szczegóły. W końcu zezwolili na przerwę, bo padałam ze zmęczenia. Żadna kawa nie była w stanie postawić mnie na nogi. Poinformowano mnie, że na czas śledztwa zostanę w hotelu pod okiem policji. Byłam tak zobojętniała na wszystko, że nawet nie wypytywałam o szczegóły. Nie obchodziło mnie w jakim mieście byłam i co będzie dalej. Jedyną rzeczą która miała dla mnie znaczenie była informacja, czy powiadomili Wojtka i rodziców.

– Pani mąż jest już w drodze. Niestety pani rodzice z tego co się dowiedziałam, nie żyją. Zginęli pół roku temu w wypadku samochodowym. Przykro mi – powiedziała przesłuchująca mnie kobieta. Pamiętam jedynie, jak osunęłam się po ścianie, a później pustka wzięła mnie we władanie.

Ocknęłam się w jakimś pokoju hotelowym. Czułam ściekające łzy, które płynęły niepohamowanym strumieniem. Boże! Trzy lata! Ile mnie ominęło? Co jeszcze się wydarzyło? Żal po stracie rodziców był ogromny. Czy całe zło wszechświata musiało skupić się akurat na mnie? Nie mogłam uwierzyć, że już ich nigdy nie zobaczę. Drżałam z niepokoju i obaw. Emocje we mnie buzowały i czułam, że jeśli nie dam im upustu to zwariuję i zacznę krzyczeć. Mój wzrok spoczął na telefonie stojącym przy stoliku nocnym. Zachłannie złapałam za słuchawkę i wykręciłam numer Wojtka. Niestety po kilku sygnałach odezwała się poczta. Prawie zabrakło mi tchu gdy usłyszałam jego głos na nagraniu gdy tłumaczył, że w tej chwili nie może odebrać telefonu. Ze łzami w oczach wyszeptałam:

– Gdzie jesteś? Potrzebuję cię.

Położyłam się na łóżku gapiąc się na telefon, miałam nadzieję, że oddzwoni. Pół godziny później jednak zrezygnowałam. Postanowiłam wziąć prysznic, by choć trochę rozluźnić spięte ciało. W łazience bałam się spojrzeć w lustro. Nie widziałam swojego odbicia od czasu porwania. Struchlałam widząc po drugiej stronie tę przerażoną, chudą i zmizerniałą istotę. Moje ciało było ruiną. Przypominałam anorektyczkę. Tłuste włosy przylegały mi do głowy. Skóra wydawała się być szara, niemal przeźroczysta. Podkowy pod oczami odznaczały się fioletowym kolorem. Górną wargę miałam nadal spuchniętą po ostatnim uderzeniu otrzymanym od Jacka. Z trudem się rozpoznawałam, jakbym mieszkała w jakimś obcym ciele. Poczułam obrzydzenie do siebie samej. Zakryłam lustro ręcznikiem i weszłam pod prysznic, chcąc zmyć z siebie bród ostatnich lat.

Gdy owijałam ciało ręcznikiem, usłyszałam pukanie do pokoju. Pospiesznie otworzyłam i w końcu go ujrzałam. Stał z luźno zwieszonymi ramionami, ubrany w skórzaną kurtkę i obcisłe spodnie. Jego widok wciąż zapierał mi dech, nic się nie zmieniło. Jego wzrok prześwietlał mnie na wylot. Widziałam, jak bardzo był zszokowany i przerażony moim wyglądem.

– Boże jedyny, co on ci zrobił – wyrwało mu się ust.

 Pożerał mnie spojrzeniem, w którym widziałam jak bardzo te lata rozłąki jemu również dały się we znaki. Miał milion pytań wypisanych na twarzy. Mój przystojny i cholernie seksowny mąż. Rozpłakałam się i rzuciłam w jego otwarte ramiona. Tak dobrze znajome i kochane. Jego zapach koił mój ból. Jego obecność rozpędzała wszystkie czarne chmury w mojej głowie. W końcu mogłam odetchnąć pełną piersią nie czując kłucia w klatce piersiowej.

– Wojtek – wychlipałam. Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.

Nie wiem jak długo staliśmy w tych drzwiach tuląc się do siebie. Głaskał mnie po plecach nie wypuszczając z objęć i szeptał słowa otuchy. Poczułam się lekka niczym piórko. Jakby spadł ze mnie cały ciężar tęsknoty, który gromadził się latami w zakamarkach mojej duszy. Wierzyłam, że teraz już wszystko będzie dobrze. Był niczym kojący plaster na zbolałe miejsca w mojej psychice. Tak bardzo go kochałam. Tak bardzo mi go brakowało. Tak bardzo za nim tęskniłam. Złapałam się nawet na myśleniu czy wszystko to nie jest snem, lub jakimś omamem podsuniętym mi przez mój ogarnięty żalem umysł. Bezwiednie zaczęłam błądzić rękami po jego twarzy, chcąc się przekonać czy rzeczywiście nie śnię. Nic się nie zmienił. Przybyło mu jedynie parę zmarszczek i skrócił włosy, które teraz opadały mu na jedno oko. Odgarnęłam je z czoła i nie przestawałam wodzić palcami po jego policzkach.

– Co robisz? – spytał lekko się uśmiechając, jednocześnie popychając mnie lekko w stronę pokoju. Zatrzasnął za nami drzwi.

– Sprawdzam czy jesteś prawdziwy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Masz jakieś wątpliwości? – Uniósł lekko brew, robiąc jedną z moich ulubionych min.

– Jest tylko jeden sposób aby się przekonać – powiedziałam i wspięłam się na palcach sięgając jego ust. Ich smak był zniewalający. Znajome ruchy jego warg i języka natychmiast obudziły moje uśpione pożądanie. Boże jak mi tego brakowało! Przylgnęłam do niego jeszcze ciaśniej i dałam się ponieść fali, która zmierzała w kierunku spełnienia. Wyczuwałam jednak, jego niezdecydowanie. Wahał się, w pewnym momencie oderwał się ode mnie i spoglądając mi głęboko w oczy powiedział:

– Muszę ci coś powiedzieć.

Było w tym coś złowieszczego. Coś co zwiastowało kłopoty, na które nie byłam w tej chwili gotowa. Jakimś cudem jednak zdołałam odsunąć czarne wizje z głowy i szepnęłam:

– Później, proszę! Potrzebuję tego. Potrzebuję cię teraz.

Natychmiast przywarł na powrót do moich ust spijając chciwie wszystkie jęki, które się z nich wydobywały.


Gdy już dostałam to czego chciałam, wtuliłam się w jego bok i nie przestając go dotykać zapytałam o Maję. Ciekawość dosłownie paliła, więc zarzucałam go gradem pytań, na które cierpliwie odpowiadał. Nie mogłam uwierzyć, że leżę z nim w łóżku, że ten koszmar już się skończył i w końcu byłam wolna. Spragniona jego dotyku, obecności, głosu nie mogłam przestać się trząść z emocji i radości. W końcu jednak zmęczona usnęłam w jego ramionach. Po raz pierwszy od czasu porwania, spałam i nie dręczyły mnie żadne koszmary.

piątek, 11 listopada 2016

II#7

Często zdarzało mi się również myśleć Tomku. Po tym wszystkim przez co razem przeszliśmy, zajmował bardzo ważną cześć w moim sercu. Po tym jak chłopaki się pogodzili, nasze stosunki uległy lekkiej poprawie. Ku cichej akceptacji Wojtka mogliśmy nawet swobodnie rozmawiać. Tomek bardzo się pilnował, aby mu nie podpaść, dlatego wyczuwałam pewną sztywność w jego relacjach ze mną. Sytuacja ulegała diametralnej zmianie, kiedy Wojtka nie było w pobliżu. Wtedy wracał mój Tomson, zabawny i zawsze pomocny. Po ślubie Wojtek jakby odetchnął z ulgą. Nie chciał się do tego przyznać, ale jego zazdrość o Tomka dopiero wtedy lekko przygasła. A gdy okazało się, że jestem w ciąży to poczuł się jeszcze pewniej. Miałam mu trochę za złe, że nie ufa mi do końca, ale pakując się w ten związek ponownie miałam świadomość, że tak to może wyglądać. W końcu jednak przezwyciężył swój największy lęk. A stało się to kiedy byłam w piątym miesiącu ciąży. Miałam zaplanowane od dawna trójwymiarowe USG. Wojtek cieszył się jak dziecko na myśl, że będzie mógł zobaczyć swojego potomka. Niestety jednak plany się skomplikowały, gdy okazało się, że w ten dzień ma nagrania do kolejnej edycji Masta. Oczywiście nijak nie był w stanie tego przełożyć. Był zły, że tak się to wszystko poukładało i przeklinał sam siebie, że dał się namówić na kolejną edycję. Z kolei ja uparłam się na ten termin, gdyż mój lekarz wybierał się na urlop. Za dwa tygodnie byłoby już za późno aby obejrzeć w ten sposób dziecko. Takie badanie przeprowadza się w określonym terminie, gdy płód osiągnie odpowiednią wielkość. Późniejszy termin nie wchodził więc w grę.

– Kochanie, dostanę płytę z nagraniem, wszystko obejrzysz, tylko trochę później – pocieszałam go.

– Powinienem być tam z tobą! – marudził.

– To naprawdę nic takiego, pojadę sama i tyle.

– W życiu cię samej nie puszczę samochodem! Nie wolno ci prowadzić! – zdenerwował się.

– Pojadę taksówką – powiedziałam i przewróciłam oczami. Jeśli chodziło o mnie i ciąże Wojtek dosłownie sfiksował na punkcie bezpieczeństwa. Pilnował abym się za bardzo nie przemęczała, wydzielał mi witaminy, masował opuchnięte stopy, spełniał wszystkie moje zachcianki. Gdyby mógł to najpewniej kazałby mi leżeć cały dzień w łóżku.

– Chyba żartujesz! Załatwię ci transport!

Nie chciałam się z nim kłócić, choć osobiście uważałam, że przesadza, ale dla jego świętego spokoju wolałam przemilczeć sprawę. W dzień badania do drzwi zapukał nie kto inny jak Tomek.

– Co tutaj robisz? – spytałam zdziwiona, gdy zobaczyłam go na progu.

– No jak to co, Brzuchatku mam cię dzisiaj zawieść na jakieś badanie – odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha.

– Serio, wybrał ciebie? – Dosłownie mnie zamurowało.

– Też się zdziwiłem, ale chyba nie mamy co narzekać. Znaczy to chyba, że w końcu zaczyna nam ufać, Brzuchatku – powiedział i rozczochrał mi włosy na czubku głowy nim zdążyłam uskoczyć.

– Nie nazywaj mnie tak – poprosiłam. Odkąd dowiedział się o ciąży, bez przerwy używał tego nowego przezwiska. Nie podobało mi się!

– Jak Brzuchatku? – spytał niewinnie.

W odpowiedzi tylko prychnęłam i pokręciłam głową z niedowierzaniem. W głowie mi się nie mieściło, że to był pomysł Wojtka abym pojechała na to badanie właśnie z Tomkiem.

Gdy przebiliśmy się przez korki na drodze i w końcu dojechaliśmy do kliniki, byłam jednak wdzięczna za taką decyzję. Tomek był świetnym towarzyszem. Już prawie zapomniałam jak dobrze czułam się w jego towarzystwie. W oczekiwaniu na wizytę bez przerwy szeptał mi do ucha jakieś żarty, mimo że poczekalnia była pełna my chichotaliśmy, jak para nastolatków. Gdy w końcu usłyszałam swoje nazwisko, Tomek wstał razem ze mną i lekko popychając moje plecy ruszył do gabinetu.

– Co robisz? – syknęłam na niego cicho.

– Mam cię nie opuszczać ani na krok! Taki dostałem rozkaz! – odpowiedział uśmiechając się rozbrajająco.

– Mowy nie ma! Wchodzę tam sama! Nie będziesz się gapił na mój wielki brzuch! – oburzyłam się.

– Kochanie nie rób scen! – powiedział głośniej, uśmiechając się jednocześnie do kobiet w poczekalni które zdążyły się zainteresować naszą krótką wymianą zdań.

Zmroziłam go wzrokiem i skapitulowałam.

– Wojtek cię zabije! – ostrzegłam go.

– Będę gotowy! – wyszeptał mi do ucha i popchnął w kierunku drzwi gabinetu.

Weszliśmy do środka pomieszczenia. Za biurkiem siedział lekarz i przeglądał jakieś papiery. W końcu podniósł wzrok i uśmiechnął się.

– Witam pani Łozowska! Jak się pani czuje?

– Doskonale, wszystko w jak najlepszym porządku – odpowiedziałam.

– Dobrze, proszę się położyć na kozetce, a szanownego małżonka proszę aby stanął obok jeśli chce obejrzeć potomka.

– To nie jest… – zaczęłam.

– Oczywiście już nie mogę się doczekać – przerwał mi Tomek.

Mało się nie zakrztusiłam, gdy to usłyszałam. Co on wyrabiał? Natychmiast poczułam jak czerwienię się z wściekłości. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale sprawiał wrażenie, że kompletnie go to nie obeszło. Bawił się wyśmienicie przez całą wizytę. Oglądał z zainteresowaniem obraz z wnętrza mojej macicy i wydawał się zachwycony widokiem. Lekarz cierpliwie nam tłumaczył i pokazywał na ekranie poszczególne części ciała płodu. Byłam tak wzruszona widokiem, że bezwiednie złapałam Tomka za rękę zapominając na chwilę, że w ogóle nie powinno go tu być. Na koniec wizyty lekarz przekazał mi płytę z nagraniem i uścisnąwszy dłoń Tomsona rzucił:

– Proszę dbać o żonę!

– Ależ oczywiście będę – odpowiedział mu.

Wyszliśmy z gabinetu a Tomek nie wychodząc ze swojej roli, obejmując mnie czule za plecy wyprowadził z budynku. Dopiero gdy znaleźliśmy się na parkingu fuknęłam na niego:

– Co to miało znaczyć?

– Co, Brzuchatku? – odpowiedział niewzruszony.

– Już ty dobrze wiesz co! Wojtek daje nam kredyt zaufania, a ty zachowujesz się w ten sposób.

– Wojtek nie musi o tym wiedzieć! Z resztą przecież nic się takiego nie stało. Potrzebowałaś tam kogoś i dobrze o tym wiesz. Kogo trzymałabyś za rękę? – spytał zaczepnie.

– To nie fair! Nie odwracaj kota ogonem! – zdenerwowałam się.

– Jak masz ochotę to mu powiedz. – Wzruszył ramionami.

– Nie chcę go denerwować! – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– To mu nie mów! – Tomek przewrócił oczami.

– Powinnam! – upierałam się.

Biłam się z myślami. Dotychczas sądziłam, że ja i Tomek to przeszłość, że gdyby tylko okoliczności pozwoliły moglibyśmy się dalej przyjaźnić, ale łudziłam się. To coś nadal wisiało między nami. Nie powinnam pozwolić Tomkowi na taką swobodę z kontaktach ze mną. Nie powinnam, ale nie potrafiłam stanowczo się temu sprzeciwić. Jedynym rozwiązaniem było unikanie kontaktów. Tomek przerwał moje rozmyślania, łapiąc mnie za brodę. Nakierował moje oczy w swoją stronę i westchnął głęboko.

– Przepraszam! Nie powinienem był. Nie wiem dlaczego tak się zachowałem. Po prostu…., jest mi ciężko czasem patrzeć na ciebie i mieć świadomość, że jesteś z nim. Nic nie potrafię na to poradzić, to jest silniejsze ode mnie. Pogodziłem się z tym, wiem, że kochasz tylko jego, ale… w tych momentach kiedy jesteś tylko ze mną, zapominam się… wyobrażam sobie rzeczy których nie powinienem. Wiem, że to niestosowne z mojej strony, jestem po prostu głupi i kompletnie tracę rozum przy tobie. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

– Oczywiście, że to się więcej nie powtórzy – powiedziałam łamiących się głosem. – Nie powtórzy się, ponieważ ty i ja nigdy więcej nie spędzimy czasu sam na sam.

Łamanie komuś serca, chyba nigdy nie wyszło mi tak swobodnie. Należało to ukrócić, skoro Tomek nadal coś do mnie czuł. Poczułam się jakbym cofnęła się w czasie do tego momentu kiedy uświadomił mi, że powinnam wrócić do Wojtka. Oto znów staliśmy razem i usłyszałam z jego ust słowa których nie powinien wypowiadać. Czasami zastanawiałam się, nad tym co by było gdyby Tomek zachował się wtedy inaczej, gdyby spróbował o mnie zawalczyć. Bałam się odpowiedzi na to pytanie.

Moje postanowienie aby nie spotykać się z Tomkiem, było aktualne przez cztery miesiące. Przez ten czas tak udało mi się manewrować, że nie spędziliśmy sam na sam ani jednej sekundy. Sytuacja jednak uległa zmianie, kiedy niespodziewanie tydzień przed terminem zaczęłam rodzic. Pech chciał, że Wojtek przepadł jak kamień w wodę i nie miałam z nim kontaktu. Wiedziałam, że miał jechać do mechanika, bo miał jakieś problemy z samochodem, ale nie miałam pojęcia do którego. Niestety jego telefon był poza zasięgiem sieci. Obdzwoniłam wszystkich, nikt oczywiście nie wiedział gdzie przebywa mój mąż. Zastanawiałam się kilka minut gapiąc się w telefon czy powinnam zadzwonić do Tomka. W końcu jednak narastające skórcze zmusiły mnie do wykręcenia jego numeru.

– Julia? – spytał zdziwiony.

– Czy wiesz do którego mechanika Wojtek jeździ z samochodem? – zapytałam bez ceregieli.

– Gdzieś pod Warszawą. Co się stało? – spytał zaniepokojony.

– Kurwa – wysapałam, próbując opanować kolejny skórcz.

– Julia co się dzieje? – panikował.

– Och, nic takiego. Rodzę a ten kretyn nie odbiera telefonu i nie wiem gdzie jest – wysapałam w końcu, skarżąc się.

– Ja pierdole! Będę za piętnaście minut – powiedział.

Przyjechał po trzynastu! W oczach miał czysty obłęd i tak się spieszył, że zapomniał nawet czapki. Złapał moją torbę i wyprowadził mnie z domu. Dopiero w samochodzie odzyskał trochę swojego wigoru.

– Wiesz co ludzie mówią na filmach w takim momencie? – spytał figlarnie.

– Nie wiem – burknęłam.

– Kochanie, będziemy mieli dziecko – wypalił i wyszczerzył się zadowolony.

– To nie jest film! Ani twoje dziecko – powiedziałam gasząc go.

– Ale sytuacja odpowiednia, co nie? – paplał dalej niezrażony.

– Jesteś niemożliwy!

W tym momencie odezwała się moja komórka, jak i również moja macica kurcząc się niemiłosiernie w kolejnym skórczu. Tomek przejął mój telefon, bo ja nie byłam chwilowo wstanie rozmawiać.

– Stary gdzie ty jesteś?... Nie, Julia nie może teraz rozmawiać, ma właśnie skórcz… Tak, twierdzi, że rodzi… Skąd mam wiedzieć, co ile ma skórcze? – wypalił Tomek, po czym odłożył telefon od ucha i popatrzył na mnie wymownie.

– Co pięć minut – wysapałam.

– Co pięć minut – powtórzył Tomek. – Tak, zawożę ją do szpitala… Ok, to na razie tatuśku.

Rozłączył się i podał mi telefon.

– Już wraca! Powiedział, że będzie za godzinę. Wytrzymasz? – spytał.

Zmroziłam go wzrokiem. Przewrócił oczami i powiedział:

– Nie było pytania.

Do szpitala dojechaliśmy w dziesięć minut. Tomek pędził jak szalony. W Izbie przyjęć panował tłok. Pielęgniarka gdy tylko mnie zobaczyła, załamała ręce.

– Kumulacja! Będzie pani dzisiaj już dziesiąta do porodu – biadoliła. – Szanowny tatuś niech ubierze to – powiedziała i rzuciła fartuchem w zaskoczonego Tomka.

– Ale ja… – jąkał się.

Nie zdążył dokończyć, bo pielęgniarka wyszła zostawiając nas samych. Kolejny skórcz prawie zbił mnie z nóg. Tomek podtrzymując mnie pod ramiona doprowadził mnie do krzesła. Cały czas trzymałam go za rękę, mocno ją ściskając. Widziałam w jego oczach panikę i bezradność, gdy próbował mi ulżyć głaszcząc po brzuchu. Po trzech kolejnych skórczach w końcu pojawił się lekarz i zrobił mi USG. Tomek nie puszczał mojej ręki ani na chwilę. Tym razem byłam mu wdzięczna, że jest obok. Nie wiem jak dałabym radę sama.

W końcu gdy znalazłam się już na sali porodowej, do środka wparował Wojtek. Zdyszany z rozwianymi włosami i niepokojem w oczach dopadł mojego łóżka.

– Gdzieś ty był do cholery! – wydarłam się pomiędzy skórczami, gotowa wykrzyczeć mu, że to przez niego właśnie tak cierpię a on nawet nie odbiera telefonu.

– Przepraszam, kochanie! – powiedział obsypując moją twarz pocałunkami.

Tomek stał nadal po drugiej stronie łóżka. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ściskałam go nadal za rękę.

– Musi się pani zdecydować, bo tylko jednego tatusia może pani tutaj zatrzymać – powiedział nagle lekarz, który z rozbawieniem wpatrywał się w naszą trójkę.

Wypuściłam rękę Tomsona i uśmiechnęłam się do niego lekko.

– Dziękuję za wszystko – wyszeptałam.

Nachylił się i pocałował mnie w czoło życząc mi powodzenia. Gdy już wyszedł spojrzałam na Wojtka. Spodziewałam się jakiejś wrogości z jego strony, po tym co właśnie usłyszał i zobaczył, ale na szczęście w jego oczach zauważyłam tylko miłość i troskę.


Godzinę później tuliliśmy w ramionach naszą maleńką córeczkę, szepcząc sobie nawzajem słowa bezgranicznej miłości.

****************************************************

Kochani motywacja mi spada... tak jak i ilość komentarzy...
Mam nadzieję, że team Tomsona zadowolony?

piątek, 4 listopada 2016

II#6

Po tym wydarzeniu nie widziałam Jacka przez kilka miesięcy. Oprócz wizyt któregoś z jego goryli dostarczających mi jedzenie nie miałam z nikim innym kontaktu. Zaczęłam popadać w obłęd i depresje. Leżałam całymi godzinami bez celu i gapiłam się w sufit. Jedyne co trzymało mnie jeszcze przed popadnięciem w całkowitą apatię były wspomnienia. Moim jedynym zajęciem były podróże w głąb pamięci. Ze łzami w oczach przypominałam sobie każdą chwilę. Jedną z moich ulubionych była ta w której Wojtek oświadczył mi, że jest gotowy na dziecko. Stało się to tuż po naszych zaręczynach.

Pewnego dnia wziął moje opakowanie tabletek antykoncepcyjnych i zadowolony z siebie wyrzucił je do kosza na moich oczach.

– Co robisz? – spytałam zdziwiona.

– To już ci nie będzie potrzebne – odpowiedział, uśmiechając się szelmowsko.

– Nie wygłupiaj się! – odpowiedziałam i zrobiłam ruch w stronę kosza, zamierzając odzyskać opakowanie. Zagrodził mi jednak drogę swoim ciałem.

– Jak tam sobie chcesz! – prychnęłam. – Masz szlaban na seks, dopóki nie kupię nowego opakowania – powiedziałam pokazując mu język. Odwróciłam się i zamierzałam wyjść, gdy poczułam jak łapie mnie w pasie  i okręca. Siłą rozpędu zderzyłam się z jego klatką piersiową. Natychmiast unieruchomił mnie w uścisku.

– Nie wydaje mi się! – powiedział wbijając we mnie to swoje seksowe spojrzenie, po którym zawsze miękły mi nogi.

– Co? – spytałam zdezorientowana. Mącił mi myśli patrząc na mnie w ten sposób. Już nie byłam pewna o czym właściwie rozmawialiśmy.

– Nie wydaje mi się, abyś mogła mi się oprzeć! – powiedział pewny swego i  przejechał kciukiem po moich wargach. Tętno skoczyło mi do maksimum i przełknęłam głośno ślinę. Moje ciało jak zawsze zareagowało optymizmem na taki bieg wydarzeń. Poczułam jak w brzuchu zaczął się piętrzyć żar i zdałam sobie sprawę, że jestem na przegranej pozycji. Miał cholerną rację!

– Co ty zamierzasz? – spytałam, znajdując w sobie odrobinę zdrowego rozsądku i złapałam się jej, bo czułam, że za chwilę przekroczę granicę i rozpłynę się pod wpływem jego spojrzenia i dotyku.

– Zamierzam, kochanie zrobić ci dziecko – powiedział, przygryzając lekko płatek mojego ucha, doprowadzając mnie tym do mimowolnego drżenia. Jego słowa docierały do mnie z lekkim opóźnieniem. Prawie się zapowietrzyłam gdy mój mózg w końcu przyswoił zasłyszane słowa.

– Co proszę? – wyszeptałam, starając się wyszarpać z jego uścisku. Wojtek jednak nie dawał za wygraną. Zwiększył siłę w ramionach przyciskając mnie mocniej do siebie. Jednocześnie jego ciepły język kontynuował podróż po mojej szyi, zmniejszając tym samym moją szansę na powstrzymanie ogarniającego pożądania, które rozlewało się w moim ciele.

– Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałaś mi o tym śnie, że urodziłaś mi synka? Chcę właśnie tego! Jestem gotowy by zostać ojcem i to właśnie ty mnie nim uczynisz! – powiedział władczo, dysząc lekko w moje ucho.

Zaskoczenie mieszało się z euforią w mojej głowie. Pokochałam go w tym momencie jeszcze bardziej, choć nie sądziłam, że jest to możliwe.

– Kochanie uczynię to z radością, ale dlaczego tak szybko? Zajmijmy się najpierw ślubem. Nie chcę iść do ołtarza z brzuchem – poskarżyłam się pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem.

– Nie będziesz musiała. Nic jeszcze nie będzie widać – odpowiedział dysząc mi prosto w usta.

– Ale jak to? – spytałam zdziwiona, łapiąc się w głowie dziwnemu przeczuciu.

Wojtek nagle złapał moją twarz w obie swoje dłonie i popatrzył mi głęboko w oczy.

– Nic jeszcze nie będzie widać, ponieważ ślub odbędzie się za dwa miesiące. Termin i sala już zaklepane!

– Powiedz, że żartujesz! – Przeraziłam się. – To za szybko! Przecież z niczym nie zdążymy! A zaproszenia? A wystrój? Kto będzie grał? Przecież nie mam jeszcze wybranej sukni – panikowałam. Wojtek jednak zamknął mi usta pocałunkiem, przerywając potok myśli w mojej głowie.

– Niczym się nie przejmuj. We wszystkim ci pomogę – powiedział, gdy w końcu nasze wargi zakończyły swój taniec, odrywając się od siebie. Delikatnymi ruchami masował moje plecy. Drżałam na całym ciele. – Jesteś tylko moja! Chcę to oznajmić całemu światu jak najszybciej. Nie mogę znieść myśli, że miałoby cię znów zabraknąć w moim życiu. Jestem najszczęśliwszy gdy mam cię tuż obok siebie i chcę aby tak było już zawsze. Wiem, że może ci się to wydać niedorzeczne, ale chcę w ten sposób oszukać los, który niewiadomo co jeszcze dla nas przygotował. Będę spokojniejszy, jeśli będziesz już moją żoną. Więc proszę zrób to dla mnie.

– A niech cię, Łozowski!

Tym razem to ja zamknęłam mu usta pocałunkiem, rzucając się na niego z jękiem. Wyraz jego oczu uspokoił mnie i przekonał do tego szalonego pomysłu. W tamtej chwili pragnęłam dać mu wszystko to, o co poprosił. Cały mój świat skupiał się w jego osobie, więc jak mogłabym odmówić?

Miesiąc miodowy spędziliśmy w Chorwacji. Słońce, plaża, wyprawy skuterami wodnymi. Nigdy nie byłam szczęśliwsza i bardziej zrelaksowana. Tak się w tym zatraciłam, że kompletnie straciłam poczucie czasu. Pewnego poranka obudziłam się w naszym pokoju hotelowym. Wojtek pochrapywał cicho oplatając mnie swoją nogą i ręką. Zawsze tak zasypiał, jakby bał się, że w nocy gdzieś ucieknę. Jak zwykle ten widok mnie rozczulił. Po prostu leżałam i chłonęłam atmosferę, starałam się zapamiętać każdy detal, szczegół, nawet zapach, tak aby w przyszłości móc wszystko wspominać. Tak jakby moja podświadomość przeczuwała coś złego każąc nauczyć mi się wszystkiego na pamięć. Gdybym wtedy wiedziała, że te chwile będą mnie ratować przed upadkiem mojej świadomości skoncentrowałabym się bardziej. Starałam się w myślach odtwarzać tę scenę jak najczęściej, by nie wyblakła, by nadal żyła. Tylko te wspomnienia trzymały mnie jeszcze w ryzach. Dzięki nim mogłam myślami wybrać się tam z powrotem, nie zważając na okoliczności w których się znalazłam.

Błądziłam wzrokiem po ścianach pokoju, aż w końcu skoncentrowałam się na kalendarzu. Jakaś szczególnie uparta myśl próbowała się przebić przez moją świadomość błądzącą gdzieś w obłokach. Zastanawiałam się po co komu kalendarz w pokoju hotelowym? Przecież człowiek powinien na wakacjach odpocząć od terminów. Zaraz, zaraz… termin! W końcu dotarło do mnie czym była owa swędząca myśl, która czaiła się gdzieś w mojej podświadomości.

– O cholera! – krzyknęłam, gwałtownie siadając na łóżku.

– Co jest? Co się dzieje? – wymamrotał rozespany Wojtek.

– Termin! Miałam termin trzy dni temu! – rzuciłam i biegiem popędziłam do wieszaka, na którym wisiała moja torebka. Ręce tak mi się trzęsły, że nie potrafiłam znaleźć kalendarzyka, a musiałam się upewnić, że się nie mylę.

Skonsternowany Wojtek zszedł z łóżka i nieco zaniepokojony podszedł do mnie i zapytał:

– Kochanie co się dzieje?

Uniosłam palec, nakazując mu aby nic nie mówił i wpatrywałam się w cyfry, licząc wszystko po raz trzeci.

– Spóźnia mi się! – wyszeptałam w końcu podnosząc na niego swój wzrok.

– Co się spóźnia? – spytał nic nie rozumiejąc.

Przewróciłam oczami i powiedziałam:

– Okres mi się spóźnia!

Patrzyłam na jego reakcje i była dokładnie taka jakiej się spodziewałam. Jego oczy się rozszerzyły i otworzył usta zaskoczony. Sekundę później przytulił mnie do siebie.

– Muszę zrobić test! To jeszcze nic pewnego! Mogło mi się coś poprzesuwać przez podróż i zmianę klimatu – powiedziałam, studząc lekko jego nadzieję i swoją również.

Minął dopiero drugi miesiąc od momentu kiedy Wojtek wyrzucił moje tabletki. Nie sądziłam, że tak szybko może nam się udać. Nie mogłam jednak powstrzymać radości i nadziei, która powoli wzrastała w moim sercu. Pobiegliśmy do apteki trzymając się za ręce. Wojtek trzęsącymi się dłońmi odbierał test ciążowy. Rozpierała mnie duma, gdy widziałam jak bardzo się przejął. Gdy tylko wróciliśmy do hotelu odebrałam od niego pudełeczko i przytuliłam go mocno. Wyczuwałam, jak lekko drży na całym ciele.

– Kochanie to może być fałszywy alarm! Jeśli się nie udało nie bądź rozczarowany – poprosiłam go cicho.

– Martwisz się, że mogłabyś mnie rozczarować? – spytał głaszcząc mnie delikatnie po plecach?

Kiwnęłam głową, przygryzając wargę. Jego reakcja mnie przytłoczyła. Miał rację nie chciałam go zawieść, choć zdawałam sobie sprawę, że nie miałam większego wpływu na to kiedy zajdę w ciążę. Chciałam jednak spełnić jego życzenie, i swoje własne, bo ja również tego pragnęłam.

– Kochanie jak mógłbym być rozczarowany? Nie chcę wywierać na tobie żadnej presji. Ja po prostu… cieszę się, że może jednak się udało. Jeśli tak nie będzie to nic się nie stanie. Mamy czas! – powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta. – A teraz, przekonajmy się jaka jest prawda.

Nie odstępował mnie na krok, wlazł za mną nawet do łazienki. Patrzył, jak zdenerwowana rozrywam opakowanie i wyjmuję test.

– Musisz wyjść! – powiedziałam w końcu patrząc na niego wymownie.

Przewrócił oczami i uniósł ręce w geście poddania się. Niechętnie wyszedł zostawiając mnie w końcu samą. Denerwowałam się bardzo.

– No i jak? – usłyszałam zza drzwi jego zniecierpliwiony głos, równo trzydzieści sekund później nim opuścił pomieszczenie.

– Odejdź! – krzyknęłam.

– Ale dlaczego? – jęknął niezadowolony.

– Nie wysikam się, wiedząc, że tam stoisz! – prychnęłam.

Usłyszałam jakieś mamrotanie i jego kroki zmierzające do pokoju. Odetchnęłam z ulgą i przystąpiłam do dzieła. Dwie minuty później już wiedziałam. Wyszłam z łazienki i przeszłam do pokoju. Wojtek nerwowo przechadzał się tam i z powrotem, przeczesując ręką rozpuszczone włosy. Gdy tylko mnie zobaczył przemierzył pokój w dwóch susach i stanął tuż przede mną?

– No i? – spytał zniecierpliwiony. Głos miał jakoś dziwnie piskliwy.

Podałam mu test nic nie mówiąc. Ze wszystkich sił starałam się zachować obojętny wyraz twarzy, mimo, że wewnątrz cała dygotałam. Złapał zachłannie test w obie dłonie i spojrzał na niego. Widziałam, jak marszczy brwi przyglądając się wynikowi.

– Dwie kreski! Co to znaczy? – spytał w końcu sfrustrowany.

Dopiero wtedy uśmiechnęłam się zadowolona.

– Będziesz tatusiem! Jestem w ciąży!


– Kocham cię! – krzyknął i łapiąc moją twarz w obie dłonie pocałował mnie mocno i zachłannie.

*************************************************
No i? Jak Wam się podobają wspomnienia?
Wszystkich stęsknionych za Tomsonem zapraszam za tydzień ;-) no i znów spoiler ups...
Tomasz dzięki jeszcze raz wiesz za co :-D