piątek, 28 października 2016

II#5

Gdy tylko drzwi się uchyliły, zobaczyłam znajomą sylwetkę. Nogi się pode mną ugięły, ale jednocześnie zalała mnie fala złości której nijak nie mogłam powstrzymać. Wyrzuciłam przed siebie pięści i rzucając się w jego kierunku wrzasnęłam:

– Ty skurwysynu!

Jacek jednak uchylił się od mojego ciosu, co zaskutkowało tym, że z impetem wpadłam na stojącego za nim „kuriera”. Nim zorientowałam się co się dzieje, wykręcił mi boleśnie rękę na plecy. Adrenalina dodawała mi sił, wiłam się, kopałam i rzucałam bluzgami w kierunku moich oprawców. Z niemałym wysiłkiem jednak udało im się zakuć mnie w kajdanki i przypiąć je do ramy łóżka. Unieruchomiona miotałam się nadal jak szalona.

– Ciszę się, że pomimo tak długiej rozłąki nadal darzysz mnie tyloma uczuciami – odezwał się w końcu Jacek.

– Natychmiast mnie wypuść. Póki jeszcze nie jest za późno! Wypuść mnie! Słyszysz! – darłam się.

– Cóż, bardzo bym chciał, ale niestety nie mogę – powiedział bezradnie rozkładając ręce.

– Czego chcesz? Pieniędzy? – wysyczałam wściekle.

Jacek ku mojemu zdziwieniu roześmiał się i pokręcił głową.

– Kochanie, nie potrzebuję twoich pieniędzy. Mam dużo więcej własnych.

– To czego chcesz? – krzyknęłam, szarpiąc się nadal.

– Ciebie, cukiereczku! Chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie.

– Nie rozumiem. – Pokręciłam głową coraz bardziej zbita z tropu.

– Miałaś długą podróż, na pewno jesteś zmęczona i głodna. Zjedz coś, odpocznij a potem porozmawiamy – powiedział i przejechał kciukiem po moim policzku.

– Nie dotykaj mnie – syknęłam, odsuwając się od niego jak najdalej.

W głowie mi się nie mieściło to co właśnie zaszło. Nim się zorientowałam „kurier” wniósł do pomieszczenia jakąś tacę z jedzeniem i położył ją na łóżku. Po czym obydwoje skierowali się do wyjścia.

– Nie zostawiaj mnie tu! Nie możesz mnie zamykać! Wypuść mnie! – krzyczałam.

Wyszli i zamknęli za sobą drzwi, zostawiając mnie samą w totalnej rozsypce. Nie wiem jak długo jeszcze krzyczałam i błagałam aby mnie wypuścili. Nadaremno.

Nie zmrużyłam oka przez całą noc. Jeśli rzeczywiście minęła, bo bez okien nie zdawałam sobie sprawy z pory dnia. Nie tknęłam również jedzenia. Z wściekłością kopnęłam w tacę zrzucając ją na podłogę. Próbowałam przeanalizować całą sytuację na chłodno, ale nie potrafiłam. Z wściekłości dygotałam na całym ciele. Jak on mógł? Dlaczego to zrobił? Unieruchomione w kajdankach nadgarstki, zaczęły boleśnie piec i krwawić przy kolejnej już próbie uwolnienia się. Nic nie skutkowało. Po kilku godzinach w końcu dałam sobie spokój. Pozostało mi jedynie siedzieć i czekać. Koszmar!

W końcu usłyszałam kroki za drzwiami i chrzęst w zamku. Zza drzwi wyjrzała uśmiechnięta twarz Jacka. Poczułam, że zbiera mi się na wymioty na jego widok.

– Cukiereczku, dlaczego nic nie zjadłaś? – spytał gdy przekroczył tacę, która wylądowała na środku pokoju.

– Nie byłam głodna – odparłam zimno, przeszywając go morderczym spojrzeniem.

– Uparta, jak zwykle – przewrócił oczami. – Zgłodniejesz to zjesz. – Zachichotał.

Poczułam się jakbym była we śnie. Tak, to musiał być sen. To przecież nie możliwe, że zostałam porwana przez tego świra i on teraz przy mnie chichocze jak gdyby nic się nie stało!

– Wypuść mnie! – zażądałam.

– Nie mogę! Potrzebuję cię.

– Do czego? – spytałam.

– Jesteś mi potrzebna. Teraz na pewno tego nie rozumiesz, ale z czasem zrozumiesz. Taka miłość, która nas połączyła nigdy nie umiera. Jestem pewny, że potrafisz odkopać w sobie dawne uczucia względem mnie.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. To nie mogła być prawda! Przesłyszałam się!

– O czym ty do cholery mówisz? Człowieku, mam męża i dziecko! Porwałeś mnie! I śmiesz mi tu mówić, że żywię względem ciebie jakieś uczucia?

– Mówiłem, że teraz tego nie zrozumiesz. Ale mamy czas. – Uśmiechnął się niezrażony.

Dopiero w tym momencie do mnie dotarło, że on był kompletnie szalony. Zachowywał się dziwacznie i przerażało mnie to co mówił. To nie był człowiek, którego kiedyś znałam. To była tylko jego powłoka, był już kimś zupełnie innym. Zdawałam sobie sprawę, że potrafi być niebezpieczny. Przez te lata kiedy nie miałam z nim kontaktu najwyraźniej kompletnie postradał zmysły.

– Nie to ty nie rozumiesz! Porwałeś mnie i przetrzymujesz mnie tutaj wbrew mojej woli. Wypuść mnie dobrowolnie to nie wniosę oskarżenia!

– To był jedyny sposób, abyś mnie wysłuchała. Musisz to zrobić i musisz zrozumieć. W końcu obiecałaś mi kiedyś, że za mnie wyjdziesz. Pamiętasz to jeszcze? Byliśmy tacy szczęśliwi. Brakuje mi tego. Żadna inna kobieta nie może się z tobą równać. Wiem, że w przeszłości zawaliłem sprawę. Gdybyśmy byli wtedy małżeństwem zapewne nie uciekłabyś i nie zostawiłabyś mnie samego. Ty stchórzyłaś, ja nawaliłem, ale teraz czas to naprawić.

Oddech mi przyspieszył, nie wierzyłam własnym uszom.

– Jesteś szalony! Kompletnie szalony! Nie ma już czego naprawiać! Kocham kogoś innego, mam z nim dziecko. Chcę wrócić do domu! – łkałam spazmatycznie.

– Od teraz to jest twój dom! – powiedział stanowczo. Wyraz jego oczu zmienił się. Widziałam czyste szaleństwo i przeraziłam się.

– Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego ja? – płakałam.

– Przez cały ten czas nie zapomniałem o tobie. Obserwowałem cię z boku. Czekałem na odpowiedni moment. Gdy wróciłaś do Anglii sytuacja była wymarzona, niestety jednak komplikacje w interesach zmusiły mnie do wyjazdu. Po moim powrocie ty byłaś już zamężna i z dzieckiem. Zdziwiłem się tym tempem i uznałem, że nie ma na co dłużej czekać. Teraz należysz do mnie. – Sposób w jaki to powiedział sprawił, że po kręgosłupie przeszły mnie ciarki.

– On będzie mnie szukał! Znajdzie mnie! – wychrypiałam u kresu wytrzymałości.

– Nie znajdzie! W końcu ty sama odeszłaś. Policja nawet nie rozpocznie śledztwa. Mój człowiek pozacierał wszystkie ślady. O wszystkim pomyślałem – powiedział pewny siebie, zabijając we mnie nadzieję. – Nawet jeśli teraz mnie nienawidzisz, to zmienisz zdanie. Będziesz tu siedzieć tak długo, aż zmądrzejesz – dodał czochrając mnie po głowie z radosnym uśmiechem.

– Jesteś obłąkany! Wypuść mnie! Chcę do domu! – łkałam niczym małe dziecko.

– Tak oszalałem z miłości do ciebie. – Zaśmiał się szyderczo. Po czym nachylił się w moim kierunku i rozpiął kajdanki.

Gdy tyko rozmasowałam obolałe nadgarstki powiedział całkiem poważnie:

– Zacznij się przyzwyczajać, już nigdy go nie zobaczysz. Jego ani twojego dziecka.

Rzuciłam się na niego z krzykiem.

– Nie! – wrzasnęłam. – Nie rób mi tego!

Odepchnął mnie jednak stanowczo. Uderzyłam plecami o ścianę. Nim się podniosłam już go nie było.

Dni mijały a moja sytuacja nie ulegała żadnej zmianie. Przy każdej wizycie Jacka, na zmianę to go błagałam to żądałam by mnie wypuścił. Próbowałam siłą, jednak za każdym razem moje próby kończyły się tragicznie. Pobił mnie kilkakrotnie. Po każdym moim wyskoku częstotliwość wizyt spadała. Jakby dawał mi czas abym przemyślała sprawę. Głodził mnie i nie wypuszczał z pomieszczenia. Próbował złamać moją wolę, jednak ja jedyne o czym myślałam, to ucieczka. Stawałam się coraz bardziej zdeterminowana. Nienawidziłam go! Powtarzałam mu to przy każdej wizycie. Czas uciekał, dni zamieniały się w miesiące. W końcu zrozumiałam, że muszę zmienić strategię. Traciłam zdrowie i cenny czas na kłótnie. Postanowiłam więc dać mu to czego pragnął. Zmieniłam zupełnie front. Pewnego dnia podczas jego wizyty, przywitałam go uśmiechem a nie jak zwykle stekiem bluzgów. Pomysł się sprawdził. Był na tyle szalony, że nie zauważył iż mój nadmierny entuzjazm jest wymuszony. Nie był jednak na tyle głupi aby od razu mi zaufać. Przez kilka tygodni utrzymywałam go w zapewnieniu, że przemyślałam sprawę i chcę rozpocząć z nim nowe życie od początku. Siliłam się na miłe słówka i gesty jednocześnie umierając w środku z obrzydzenia do niego i samej siebie. W reszcie któregoś dnia pozwolił mi wyjść z mojego więzienia. Starałam się pohamować mój entuzjazm, ale wizja wolności wlewała się do mojej głowy strumieniami. Ledwo panowałam nad sobą gdy prowadził mnie schodami na górę. Okazało się, że pomieszczenie w którym mnie przetrzymywał znajdowało się w piwnicy. Zdobyłam jego zaufanie i oprócz tego, że trzymał mnie za rękę nie byłam niczym skrępowana. Zachłannie rozglądałam się po pomieszczeniach, mrużąc oczy od słońca tak dawno nie widzianego. W domu przebywało sporo ludzi ku mojemu niezadowoleniu. Jacek wydawał im polecenia, najwyraźniej był ich szefem. Interes narkotykowy musiał kwitnąć, bo nie widziałam innego wytłumaczenia. Jak zdążyłam zauważyć, budynek urządzony z przepychem stał w środku lasu. Dokoła znajdował się wypielęgnowany ogród, tuż za płotem zielenił się stary las. W pobliżu żadnego innego domostwa w którym mogłabym znaleźć ratunek. Mój mózg kalkulował jak szalony, zapamiętując każdy szczegół. Jacek oprowadził mnie po wszystkich pomieszczeniach, zadowolony z moich pochwał wystroju i dekoracji. Nie odstępował mnie jednak na krok. Po oględzinach usiedliśmy w salonie na parterze, skąd rozpościerał się widok na patio i ogród oraz jedyną drogę prowadzącą do domu. Drogę do wolności! Nie mogłam odwrócić od niej wzroku. Byłam tak blisko, a jednocześnie nie mogłam zrobić niczego, bo Jacek trzymał swoje łapsko na moim ramieniu. Obliczałam w myślach ile zajęłoby mi dobiegnięcie do płotu i zniknięcie w lesie. Tam miałabym większą przewagę niż na otwartej przestrzeni.

– Napiłabym się drinka – powiedziałam w nadziei, że zostawi mnie choć na chwilę samą.

Jednak ku mojej rozpaczy Jacek otworzył barek znajdujący się w salonie. Napełnił czymś kieliszek i podał mi. Upiłam mały łyk i uśmiechnęłam się. Nagle odezwał się jego telefon. Wyciągnął go z tylnej kieszeni spodni i odebrał połączenie jednocześnie wstając. Zaczął z kimś rozmawiać i odwrócił się tyłem do mnie. To mi wystarczyło. Zadziałałam instynktownie i rzuciłam się do ucieczki. Byłam z piętnaście metrów za domem, gdy usłyszałam wściekły krzyk Jacka:

– Gońcie ją kurwa!

Zdałam sobie sprawę, że źle oszacowałam odległość. Byłam zbyt daleko od płotu a za mną gnało pięciu mężczyzn. Może gdybym była u szczytu formy, dałabym radę. Jednak czas w zamknięciu, brak treningów i niedożywienie od razu dały o sobie znać. Po dwu minutowym sprincie moje płuca paliły żywcem i błagały o litość. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale mimo to nie zatrzymałam się. Biegłam przed siebie zdając sobie sprawę, że to bieg o moje życie i wolność.

Za plecami słyszałam zasapane oddechy, które zbliżały się stanowczo zbyt szybko. W końcu jeden mnie dopadł, wpadając na mnie z impetem. Rozpłaszczył mnie na ziemi unieruchamiając mi ręce na plecach. Szamotałam się bezskutecznie. Gdy przybiegli pozostali, zauważyłam wśród nich Jacka. Złapał mnie za włosy i uniósł do góry. Uderzył mnie pięścią w twarz. Z nosa polała mi się krew, mimo to spojrzałam na niego wyzywająco.

– Pożałujesz tego, dziwko! – wysyczał, grożąc mi.

– Już nic więcej nie możesz mi zrobić. Odebrałeś mi moje życie. Już jestem martwa! – odpowiedziałam spokojnie patrząc w jego przepełnione jadem oczy.

– Do piwnicy! – rzucił w kierunku swoich goryli i nie spoglądając więcej na mnie, ruszył w kierunku domu.


Szamotałam się jak szalona, próbując utrudnić doprowadzenie mnie do piwnicy. Stawianie oporu skończyło się na tym, że zrzucili mnie ze schodów, po czym ledwo przytomną wtaszczyli do znienawidzonego pokoju, zamykając go na głucho.

************************************************************************

No i co dalej? Potrzymam Was jeszcze w niepewności, bo znów osłabliście w komentarzach.... :-(

piątek, 21 października 2016

II#4


Julia


– Nieeeeeeeeeeeeeeeee. – Z koszmaru wyrwał mnie mój własny krzyk. Usiadłam na łóżku i schowałam głowę między nogi, ciężko oddychając. Całe moje ciało lśniło od potu i dygotało, jak w gorączce. Chciałabym aby ten sen odszedł w niepamięć, aby nie budził mnie co noc. Jednak wiedziałam, że gdy tylko się niego obudzę powrócę do niego już nie na jawie a w realnej rzeczywistości. Mój koszmar trwał już tak długo. Ponad trzy lata w zamknięciu bez kontaktu ze światem. Bez kontaktu z Wojtkiem i moją córką. Na samo ich wspomnienie poczułam łzy na policzku. Tak bardzo tęskniłam. Uczucie to doskwierało mi w najgłębszych zakamarkach umysłu i ciała. Nie było sekundy w której bym o nich zapomniała. Wystarczyło abym zamknęła oczy i widziałam roześmianą twarz Wojtka. Majeczka, moja mała córeczka którą ledwo co zdążyłam poznać. Czułam fizyczny ból z powodu tego, że mnie przy nich nie ma. Nie chciałam myśleć, że upłynęło już tyle czasu. Wolałam zagłębiać się we wspomnieniach tego co było, niż wyobrażać sobie to co jest teraz. Moje teraz oznaczało pokój, bez żadnych okien, z łóżkiem i szafą pełną niepotrzebnych mi ubrań. Oprócz tego miałam dostęp do łazienki z prysznicem. I to było wszystko. Cały mój świat zamknięty w tej małej, przygnębiającej przestrzeni. Mój koszmar nawet w czasie snu nie pozwalał mi się odprężyć, przypominając o wszystkim. Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Pewnego dnia, jak zwykle wracałam ze spaceru z Majeczką. Cieszyłam się, jak głupia, bo w ten dzień miał wrócić Wojtek. Ciężko było mi się z nim rozstawać, ale oboje zgadzaliśmy się, że nasza córeczka jest jeszcze zbyt mała na męczące podróże. Ledwo wepchnęłam wózek do przedpokoju, usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy otworzyłam na progu stał mężczyzna, ubrany w uniform firmy kurierskiej. W ręku trzymał jakąś niewielką przesyłkę. Uśmiechnął się przyjaźnie i zapytał:

– Mam paczkę dla Pani Julii Łozowskiej.

– Od kogo? Nic nie zamawiałam – powiedziałam marszcząc brwi.

Mężczyzna zerknął na przesyłkę i rzucił:

– Nadawcą jest Wojtek Łozowski. Przyjmuje pani?

Nic nie rozumiejąc, skinęłam głową. Nie mówił mi o przesyłce, pomyślałam, że to musi być jakaś niespodzianka. Kurier podał mi listę przewozową abym pokwitowała odbiór. Długopis jednak nie pisał. Mruknęłam, że poszukam innego. Odwróciłam się plecami i zrobiłam dwa kroki w głąb mieszkania. Wtedy nagle usłyszałam, jak drzwi zamykają się z lekkim hukiem. Nim zdążyłam się odwrócić, mężczyzna znalazł się tuż za mną. Zatkał mi usta swoją ręką i szepnął w kierunku ucha.

– Nie waż się pisnąć ani słówkiem, a wszystko dobrze się skończy.

Gwałtowny wyrzut adrenaliny w moje żyły sprawił, że zaczęłam szamotać się próbując mu się wyrwać. Panika ogarnęła moje ciało. Wbiłam paznokcie w jego dłonie i zaczęłam wierzgać nogami. Był jednak zdecydowanie silniejszy, wzmocnił uścisk i podstawił mi pod nos pistolet. Poczułam się jakbym znowu miała piętnaście lat. Jakbym znów znalazła się w tej śmierdzącej bramie. Historia zatoczyła wielkie koło i oto znów tuż za moimi plecami czaiło się zło, gotowe mnie skrzywdzić.

– Uspokój się albo będę zmuszony tego użyć. Chyba nie chcesz aby coś stało się twojej córce? – powiedział groźnie.

Przez moje ciało przetoczyła się fala zimna, powodując gęsią skórkę. Maja! On chciał skrzywdzić moje dziecko. Nie mogłam do tego dopuścić. Ciężko oddychając i łykając łzy w końcu przestałam się szarpać. Sparaliżował mnie strach. Nie wiedziałam jakie ma zamiary, ale z dwojga złego wolałam, żeby skupił się na mnie niż na Mai, która nieświadoma niczego spała smacznie w wózku. Byłam przerażona, ale jednocześnie zdeterminowana, aby wyjść z tego żywą.

– Grzeczna dziewczynka! – pochwalił mnie. – Teraz cię puszczę. Ale pamiętaj jeśli spróbujesz ze mną pogrywać, ucierpi ta mała istotka. Więc ani słowa! Zrozumiałaś?

Kiwnęłam głową w potwierdzeniu. Zwolnił uścisk wypuszczając mnie z objęć, ale natychmiast poczułam na swoich plecach lufę pistoletu.

– Do sypialni! – nakazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Po głowie latało mi tysiące myśli. Zastanawiałam się kim on był i dlaczego to robił? Przede wszystkim jednak interesowało mnie co dalej? Strach prawie odbierał mi zdolność oddechu. Modliłam się w duchu aby Wojtek wrócił wcześniej, a jednocześnie tego nie chciałam, bo bałam się, że coś może mu się stać. Gdy dotarliśmy do sypialni, niespodziewanie warknął, popychając mnie mocno w kierunku garderoby:

– Pakuj się! Masz dwie minuty!

Zaskoczyły mnie jego słowa. Po co miałam się pakować? Sądziłam, że kazał mi iść do sypialni, bo chciał… Najwyraźniej jednak miał inne zamiary. W przypływie strachu i adrenaliny wszystkie moje zmysły wyostrzyły się i w sekundę zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Chciał mnie porwać! Tylko jeśli chodziło mu o okup, po co kazał zabierać mi rzeczy? Nie miało to najmniejszego sensu.

– Jeśli chodzi o pieniądze… – wyszeptałam najciszej jak mogłam.

– Miałaś siedzieć cicho! – wysyczał. – Nie, nie chodzi o pieniądze! Pakuj się została ci minuta! – ostrzegał.

Moje ciało było całe odrętwiałe. Ledwo się poruszałam. Sytuacja wydawała się być beznadziejna i patowa. Skoro nie chodziło o pieniądze to o co? Jedyne co przychodziło mi do głowy, a jednocześnie przerażało mnie jeszcze bardziej to to, że on porywając mnie chciał aby wyglądało to, że opuściłam dom dobrowolnie. Gdy ta myśl pojawiła mi się w głowie, zaczęłam płakać. Byłam na granicy wytrzymałości i czułam, że za chwilę rozkleję się jeszcze bardziej. Jeśli miałam rację to moim jedynym ratunkiem było pozostawienie Wojtkowi jakiejś wiadomości. Tylko co mogłam zrobić, gdy miałam nad karkiem pistolet i obserwującego mnie non stop porywacza? Zebrałam się do kupy i zaczęłam powoli upychać swoje rzeczy w torbie. Ominęłam te które wisiały na wieszakach, moje ulubione. Spakowałam za to ubrania upchnięte w najdalsze kąty garderoby. Miałam nadzieję, że Wojtek zauważy i zrozumie. Poza tym upuściłam i zostawiłam na podłodze kilka koszulek. Opuszczając pomieszczenie rzuciłam na nie okiem i uznałam, że panuje tam wystarczający bałagan. Mój wewnętrzny pedantyzm nigdy nie pozwoliłby mi zostawić ubrań na podłodze. Wojtek doskonale o tym wiedział. Na moje szczęście facet z pistoletem nie był tego świadomy. Gdy tylko zamknęłam walizkę, kazał mi wrócić do kuchni.

– Gdzie masz telefon? – spytał.

 W torebce – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jednocześnie dyskretnie spojrzałam na zegarek. Do powrotu Wojtka została niecała godzina.

Mój oprawca cały czas trzymając pistolet wyciągnięty w moją stronę, odnalazł moją torebkę i wyciągnął z niej telefon, kładąc go na blacie, z dala od zasięgu moich rąk. Łapczywie wpatrywałam się w ekranik na którym wyświetlała się wiadomość od Wojtka.

– Wyciągnij z niej wszystko i pokaż mi – zażądał oddając mi torebkę.

Drżącymi dłońmi, zrobiłam co kazał. Nie było tego wiele. Portfel, klucze, notatnik, paczka chusteczek i długopis. Kazał mi wyrwać kartkę z notatnika. Gdy to zrobiłam, z szyderczym uśmiechem powiedział:

– A teraz napisz tam: odchodzę, nie szukaj mnie.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Oczy natychmiast wypełniły mi się świeżymi łzami. Spodziewałam się tego, jednak nijak nie byłam w stanie tego napisać. Ręka tak mi drżała, że nie mogłam utrzymać w niej długopisu.

– Proszę, nie – wyszeptałam błagalnie.

– Rób co mówię, w przeciwnym razie zabiorę małą zamiast ciebie i już nigdy jej nie zobaczysz – zagroził.

Spojrzałam oczami pełnymi łez na wózek. Poczułam ulgę, że chodzi mu tylko o mnie. Ulgę i jednocześnie panikę, że będę musiała ją zostawić. Tu będzie bezpieczna, pomyślałam. Jak najdalej od tego człowieka. Bezgłośnie szlochając, drżącą ręką napisałam na kartce te przerażające słowa. Błagałam w myślach Boga i wszystkich świętych, aby tylko Wojtek w nie nie uwierzył. Przecież wie, że bym go nie zostawiła – przekonywałam sama siebie, próbując pozbierać się do kupy. W końcu to był dopiero początek, musiałam być skoncentrowana, gdyby nadarzyła się okazja na ucieczkę.

Porywacz okazując wspaniałomyślność, pozwolił mi odłożyć Maję do łóżeczka. Oczywiście ułożyłam ją zupełnie na odwrót niż robiłam to dotychczas, dający tym samym Wojtkowi kolejny sygnał, że coś jest nie tak. Żegnając się z nią serce omal mi nie pękło. Byłam gotowa rzucić się z pazurami na mojego oprawcę, wyzywać go i tłuc, aż przestanie oddychać za to, że odbierał mi mój największy skarb. Jednocześnie byłam świadoma, że mój opór skończyłby się szybko i prawdopodobnie źle.

Gdy wychodziliśmy z mieszkania, kurier kazał mi zamknąć drzwi i natychmiast odebrał klucze. Telefon oczywiście został w mieszkaniu. Położył go na mojej pożegnalnej kartce. Serce mi się kurczyło z żalu i strachu, na myśl co też Wojtek sobie pomyśli gdy wróci. Martwiłam się czy mała się nie obudzi i nie zacznie płakać. Wszystko to mieszało mi się w głowie tworząc koktajl, którego wypicie było ponad moje siły.

Moją jedyną nadzieją, na inny obrót sprawy była wyprawa do samochodu. Zachodziłam w głowę jak zamierza mnie wywieść niepostrzeżenie? Budynek był monitorowany i było duże prawdopodobieństwo, że możemy kogoś spotkać na drodze z windy. Ku mojej rozpaczy jednak tak się nie stało. Kurier maszerując tuż obok, wpychał mi lufę pistoletu w żebra, skutecznie motywując mnie abym szła we wskazanym kierunku. Wpatrywałam się ukradkiem w mijane po drodze kamery monitoringu. Żadna nie drgnęła o milimetr ku mojej rozpaczy. Najwyraźniej system nie działał, co znaczyło, że była to zaplanowana akcja. Cała nadzieja zgasła, gdy otworzył tył ciężarówki i wepchnął mnie do środka. Ostatnią rzeczą którą zapamiętałam był zapach chloroformu, który przystawił mi pod nos, skutecznie mnie tym usypiając.

Ocknęłam się dziwnie otępiała. Chwilę trwało nim dotarło do mnie w jakiej sytuacji się znalazłam. Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu. Leżałam na łóżku z którego zeskoczyłam i dopadłam szafy. Leżały w niej moje ubrania. Na podłodze rozpościerał się dywan, który nijak nie pasował do szarych ścian. Z pokoju przechodziło się do łazienki, gdzie znajdowała się kabina prysznicowa, toaleta i umywalka. Brak lustra i jakichkolwiek okien, jak i również niczego co mogło by mi pomóc w ucieczce czy samoobronie. Dopadłam jedynych drzwi i szarpnęłam za nie. Oczywiście były zamknięte, czego należało się spodziewać. W przypływie desperacji zaczęłam je szarpać i wydzierać się wzywając pomocy. Moje krzyki jednak nie dawały żadnych rezultatów. Oprócz echa mojego głosu i przyspieszonego bicia serca nie słyszałam żadnych dźwięków. W końcu zrezygnowana odpuściłam. Zaczęłam przemieszczać się po pomieszczeniu tam i z powrotem. Niepewność mnie dobijała. Strach i obawa co dalej były przytłaczające. Kto i dlaczego to zrobił?

Gdy spałam zabrano mi zegarek, nie wiedziałam więc ile czasu minęło od wyjścia z domu. Nie wiedziałam jak długo jechaliśmy i gdzie byłam. Miałam miliony pytań w głowie. Zastanawiałam się czy Wojtek już wrócił i wszczął alarm. Może już mnie szukali? Rozmyślenia przerwały mi jakieś dźwięki za drzwiami. Dopadłam do nich i chciwie przyłożyłam ucho, chcąc usłyszeć jak najwięcej. Rozpoznałam odgłos kroków. Ktoś szedł po schodach. Dźwięki zbliżały się by w końcu ustać tuż przed drzwiami. Usłyszałam chrzęst wkładanego do zamka klucza. Odskoczyłam od drzwi i wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Kto był po drugiej stronie? Co mnie czekało? Byłam tak wściekle nabuzowana, że zapomniałam kompletnie o strachu. Zacisnęłam dłonie w pięści i czekałam.

Gdy tylko drzwi się uchyliły, zobaczyłam znajomą sylwetkę. Nogi się pode mną ugięły, ale jednocześnie zalała mnie fala złości której nijak nie mogłam powstrzymać. Wyrzuciłam przed siebie pięści i rzucając się w jego kierunku wrzasnęłam:


– Ty skurwysynu!

***************************************************
No i jak? Już się domyślacie?

piątek, 14 października 2016

II#3

Wozz

Siedziałem w jakiejś knajpie, obracając w dłoniach szklankę z drinkiem. Po nagraniach chłopaki oczywiście wyciągnęli mnie na miasto. Nie miałem zbytnio ochoty, ale tak marudzili, że w końcu się zgodziłem. Teraz oni bawili się w najlepsze, a ja oczywiście nie potrafiłem się wyluzować, choć wypiłem już chyba ze trzy drinki. Alkohol już mi w tym nie pomagał. Stępiał mój umysł, ale nie dawał ukojenia. Potrafiłem tylko upijać się na smutno. Wiedziałem, że żaden kolejny drink nie spowoduje odejścia poczucia winy. Patrzyłem jak brązowy płyn oblewa szklankę, którą się bawiłem. Czułem się absolutnie podle w związku z Ewą. Nie powinienem się do niej zbliżać! Do cholery miałem przecież żonę i dziecko! Wyrzuty sumienia targały mną wewnętrznie. Ale wszystkie te uczucia znikały gdy tylko ona pojawiała się w pobliżu. Jakby nakładała jakiś filtr na moje zbolałe serce. Przy niej odżywały we mnie emocje o których już dawno zapomniałem. Gdy usłyszałem jak zapłakana mówi mi, że ten dupek chciał jej coś zrobić wpadłem w szał. Gnałem przez miasto jak oszalały. Gdy przytuliła się do mnie poczułem ulgę, że nic jej nie jest. Chciałem się o nią troszczyć! Zrozumiałem, że źle ją początkowo oceniłem. Była naprawdę zabawna i okazało się, że tematów do rozmów mamy dużo. I tak świetnie dogadywała się z Mają! Boże jak bardzo chciałem ją pocałować… Choć wiedziałem, że nie powinienem! Słowo „zdrada” dosłownie wypalało mi wszystkie komórki mózgowe. Gdy przedstawiłem ją chłopakom klepali mnie po plecach, zadowoleni, że w końcu się przełamałem. Jedynie Tomson zgromił mnie spojrzeniem. Boże! Nie wiedziałem co robić! Trzy lata i nie dała znaku życia! Codziennie biłem się z myślami i pytałem sam siebie dlaczego odeszła. Odeszła sama czy też coś złego się stało? Ta niewiedza spalała mnie żywcem. Zrobiłem wszystko aby ją odnaleźć, jednak bezskutecznie. Byłem już tym zmęczony. Wyprany z emocji! Ale Ewa na nowo zbudziła we mnie uczucia, znów poczułem szybsze bicie serca, gdy przytuliła się do mnie. Zapach jej ciała dosłownie odurzał. Nie chciałem tego, próbowałem się przed tym bronić, ale każde jej spojrzenie potęgowało narastające uczucia. Topiła mój wewnętrzny opór i nic nie mogłem na to poradzić. A powinienem! Byłem wściekły sam na siebie, że dopuszczam w ogóle możliwość zbliżenia się do niej, a jednocześnie pałałem do tego entuzjazmem. Te skrajne emocje nie pozwalały mi spać.

– Stary, to nie jest ta laska co nam dzisiaj przedstawiłeś? – spytał Baron, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Co?

– Tamta laska! – powiedział i wskazał palcem na parkiet pełen ludzi. – To chyba ona?

Spojrzałem w kierunku który wskazywał i serce mi na chwilę zamarło. Kurwa! To faktycznie była ona! Jej blond głowa odznaczała się w tłumie. Niewiele myśląc odłożyłem drinka i pognałem na parkiet. Odstawiłem ją do domu siostry, jak prosiła. Nie chciałem przeginać i zapraszać jej na wieczorne wyjście już i tak spędziła ze mną cały swój dzień. Poza tym dopiero co zerwała z facetem. Przedzierałem się przez tłum, ignorując zaczepki podchmielonych dziewczyn. Gdy w końcu stanąłem za nią, oniemiałem. Miała na sobie czarną, opinającą sukienkę. Tak krótką i tak cholernie seksowną, że ledwie nad sobą panowałem. Miała inną fryzurę. Zwykle splatała włosy w kucyka, teraz falowały wdzięcznie, luźno spuszczone. Ruszała biodrami w rytm muzyki. Nie wytrzymałem! Złapałem ją w pasie i odwróciłem przodem do siebie. Wreszcie spojrzała na mnie spod swoich niewiarygodnie długich rzęs. Przez chwilę wydawała się absolutnie zaskoczona moim widokiem i przypatrywała mi się jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu.

– Zatańczymy, przystojniaku? – spytała w końcu słodko, oplatając mnie swoimi ramionami.

Jej głos wydał mi się dziwny, bardziej chrypiący, ale zrzuciłem to na karb alkoholu, który od niej wyczuwałem. Najwyraźniej przyszła się zabawić, aby odreagować swojego byłego. Poczułem lekkie ukłucie w sercu, że nie zaproponowała mi wspólnego wieczoru. Popadałem w paranoję. Objąłem ją ciasno w tali, przyciągając do siebie. Wiła się seksownie w rytm muzyki, wprawiając mnie w totalnie osłupienie. Nie spodziewałam się po niej takiego zachowania. Nie wydawała się być typem kobiety, która zachowuje się w ten sposób. Prowokowała coraz bardziej, ocierając się o mnie niczym kotka. Rzucała mi spojrzenia, które jasno mówiły czego pragnie. Czułem się z tym dziwnie. Zachowywała się jak ktoś zupełnie inny i mi nie znany. W końcu złapała moją rękę i pociągnęła do jakiejś pustej loży. Dosłownie pchnęła mnie na siedzenie i usiadła okrakiem na moich kolanach. Seksownie oblizała usta i wbiła swoje namiętne spojrzenie w moje oczy. Kurwa! Ta kobieta chciała mnie wykończyć!

– Wiesz czego pragnę w tej chwili? – wychrypiała mi do ucha, zostawiając na nim mokry ślad po języku.

– Czego? – wysapałem, podejmując jej grę.

Zaśmiała się cicho i pocałowała mnie. Dosłownie wepchnęła mi język do gardła. Smakowała jak wiśniówka, której najwyraźniej stanowczo nadużyła. Nie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy pocałunek. W ogóle wszystko było jakieś dziwne. Ona była inna i nie podobało mi się to. Przerwałem pocałunek i odsunąłem ją od siebie.

– Nie sądzisz, że powinniśmy najpierw porozmawiać? – spytałem.

– No proszę przystojniak i dżentelmen w jednym! Jestem Marta. Możemy jechać do ciebie? Do mnie wprowadziła się dzisiaj siostra i za bardzo nie ma warunków – powiedziała głaszcząc mnie.

– Co ty powiedziałaś?!! – wrzasnąłem zrzucając ją z kolan.

– Czego dokładnie nie zrozumiałeś? – spytała wyraźnie zirytowana.

– Kurwa! Twoja siostra nazywa się Ewa?

– Taaak! Skąd wiesz? – spytała podejrzliwie.

O mój Boże! To była jej siostra bliźniaczka! Wiedziałem, że coś mi w niej nie grało. Wyglądały identycznie, choć tak naprawdę różniły się definitywnie. Ja pierdole! Nie mogłem w to uwierzyć.

– Myślałem, że ty to ona! – powiedziałem wściekły.

– Ups – zaśmiała się zakrywając usta. Zaczęła mnie irytować.

– Gdzie ona jest? – spytałem.

– Gdzieś tu się kręci – machnęła ręką w kierunku parkietu.

– Jest tutaj? – spytałem przerażony, jednocześnie rozglądając się na boki.

Ewa

Wszystko szło zgodnie z planem. Moja siostra jak zwykle spisała się na medal. Adrenalina krążąca w moich żyłach zdawała się być życiodajna. Już zapomniałam jakie to uczucie. Brakowało mi naszych wspólnych akcji. Ostatnimi czasy skupiłam się tylko na Michale, który okazał się niewart moich starań. Na szczęście pojawił się Wojtek i uwolnił mnie z marazmu w którym tkwiłam. Czułam się bosko! Gdy usłyszałam jak chłopaki z jego zespołu umawiają się na wieczór, pomysł pojawił się w głowie momentalnie. Musiałam kuć żelazko póki gorące. Manipulacja nim okazała się dziecinnie prosta. Poranna akcja z wyprowadzką zakończyła się sukcesem. Spędziliśmy razem cały dzień i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że warto w niego zainwestować czas. Był super przystojny, zabawny i czarujący. W dodatku bogaty i sławny! Nie pragnęłam niczego więcej. Nie zaprosił mnie na wieczorne wyjście, ale i tak postanowiłam się pokazać tam gdzie się umówili. Chciałam wzbudzić w nim uczucia względem siebie i przekonać się czy szłam w dobrym kierunku. Nie musiałam namawiać Marty, zgodziła się od razu gdy usłyszała o kogo chodzi. Już nie pierwszy raz urządzałyśmy taką prowokację. Wszystko miałyśmy przećwiczone. Posiadanie siostry bliźniaczki w dodatku równie pokręconej było doprawdy bezcenne.

Patrzyłam jak się całują i czułam rosnącą ekscytację. Dochodziliśmy do sceny finałowej, gdzie główną rolę miałam ja. Przede mną kolejne zadanie aktorskie, które musiałam rozegrać perfekcyjnie. Przybrałam zszokowany wyraz twarzy, wyobrażając sobie, że rodzona siostra naprawdę całuje mojego faceta. Gdy tylko Wojtek zaczął się rozglądać i skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia. Oczywiście plan zakładał, że skruszony pobiegnie za mną. Tak też się stało, bo ledwo wyszłam przed klub usłyszałam jak mnie woła:

– Ewa zaczekaj, proszę!

Nie zwolniłam kroku, szłam szybko przed siebie nie oglądając się. Dogonił mnie i zatrzymał łapiąc za łokieć.

– Czego chcesz? – warknęłam wyrywając mu rękę. – Wracaj do niej. Myślałam, że ty i ja… może…, Boże jaka głupia jestem – prychnęłam.

– Nie wiedziałem, że masz siostrę bliźniaczkę, nie mówiłaś mi.

– Serio nie zauważyłeś różnicy? – zapytałam przewracając oczami.

– Myślałem, że to ty! – bronił się.

– Naprawdę masz o mnie aż tak złe zdanie? Myślałeś, że jestem taka łatwa i wskoczę ci zaraz do łóżka? – histeryzowałam.

– Co? Nie oczywiście, że nie! Czułem, że coś jest nie tak. Ale na litość boską ona wygląda zupełnie tak jak ty! Skąd miałem wiedzieć!

– Mówisz serio? – spytałam już łagodniej.

– Cieszę się, że to jednak nie byłaś ty! Nie jestem gotowy na takie rzeczy.

– Na jakie rzeczy? – zamrugałam zaskoczona. W końcu dochodziliśmy do sedna sprawy i nie mogłam się doczekać tego co powie. Pociągnął mnie na jakąś ławkę, która stała nieopodal. Usiedliśmy a Wojtek potarł rękami twarz, jakby był zmęczony.

– Ja też myślałem, że może ty i ja… tylko problem tkwi w tym, że… mam żonę – powiedział w końcu skruszony.

– Oh! Maja nigdy o niej nie mówiła.

– Bo jej nie zna. Zniknęła trzy lata temu – powiedział z wyraźną złością.

– Nie miałam pojęcia – skłamałam gładko. – Zostawiła was?

– Tak! Nie! Nie wiem do cholery! – zdenerwował się. Westchnął ciężko i wbił wzrok w chodnik. Widać było, że cała sprawa męczyła go bardzo. – Pewnego dnia wróciłem z koncertu i znalazłem karteczkę z informacją, że odchodzi i mam jej nie szukać. Spakowała kilka swoich rzeczy, zostawiła swój telefon i ślad się po niej urwał. Nie miała powodu by odchodzić, wszystko było dobrze między nami. Kochaliśmy się! Maja miała wtedy trzy miesiące. Nie wiedziałem co robić. Próbowałem już wszystkiego, aby ją odnaleźć. Jak długo można prowadzić poszukiwania, jeśli wszystkie znaki wskazują, że wyjechała z własnej woli? Policja nawet nie chciała zainteresować się sprawą. Mieli mnie za zranionego, protestującego faceta, który nie chce uwierzyć, że został porzucony. Ciągle mam poczucie, że ona gdzieś na mnie czeka. Nie chcę jej zapominać, ani przechodzić do porządku dziennego dopóki istnieje szansa, że mógłbym coś zrobić aby pomóc jej wrócić, ale ciągle walę głową w mur. Jestem już tym zmęczony i do tego czuję się samotny. – Popatrzył na mnie oczami pełnymi bólu i tęsknoty. Więc to tak! Nadal ją kochał! Kolejna przeszkoda do przeskoczenia! Poprzeczka była naprawdę wysoko. Jak miałam sprawić, aby zmienił o niej zdanie i przestał się tym zadręczać? Tkwił w zawieszeniu ze swoimi uczuciami, wiedziałam, że musi się z nimi uporać zanim zdecyduje się na poważnie zaangażować w to co było między nami. Cóż, lubiłam wyzwania. Zdobycie szczytu po ciężkim wysiłku, zawsze smakuje lepiej. To była pora na terapie szokową.

– Przykro mi – powiedziałam cicho i położyłam dłoń na jego ręce ściskając lekko, aby dodać mu otuchy. Popatrzył na nasze złączone dłonie i westchnął. – Mogę coś zrobić? – spytałam.

– Po prostu bądź przy mnie – powiedział, spoglądając mi głęboko w oczy.

Miesiąc później
Wozz

Julia, gdzie ty jesteś? Potrzebuję cię! Te dwa zdania krążyły mi po głowie bezustannie. Myślałem, że obecność Ewy coś zmieni, ale myliłem się. Z dnia na dzień czułem się tylko bardziej winny z jej powodu. Lubiłem ją naprawdę, tak świetnie zajmowała się Majką, ale nie potrafiłem się przełamać. Z czasem zrozumiałem, że początkowa fascynacja wypływała tylko z tęsknoty i samotności. Nie darzyłem jej żadnym głębszym uczuciem. Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, było kilka pocałunków ale nie pozwalałem sobie na więcej. Hamowałem się, bo wciąż miałem nadzieję, że Julia wróci. Jej brak doskwierał mi niewyobrażalnie mocno. Jak długo? Jak długo jeszcze to będzie trwać? Gdybym zrobił krok na przód znaczyłoby to, że się poddałem, a przecież chciałem walczyć. Gdyby tylko dała mi jakiś znak. Gdybym tylko wiedział co się z nią dzieje. Może przytłoczyło ją tempo jakie narzuciłem? Szybki ślub i zaraz dziecko! Może tego się przestraszyła? Ale przecież byłem pewny, że mnie kocha! Chciała tego samego! Spokoju również nie dawała mi myśl, że nie zrobiła tego z własnej woli. Jeśli ktoś ją zmusił? Kto? Dlaczego? Policja mnie zbyła, więc wynająłem prywatnego detektywa, który nie złapał żadnego tropu. Nic! Zero nagrań z kamer monitoringu! Sąsiedzi nic nie widzieli i nie słyszeli. Żadnego punktu zaczepienia. Rozpłynęła się jak we mgle. Oczywiście pierwsze co to pomyślałem o jej byłym. Detektyw jednak ustalił, że był czysty jak łza. Miał alibi na ten dzień. Udało mi się z nim nawet porozmawiać, ale zaśmiał mi się w twarz i stwierdził, że oszalałem podejrzewając go o porwanie. Rozmawiałem ze wszystkimi jej znajomymi z Anglii i nic. Z nikim się nie kontaktowała. Nie użyła również swoich kart kredytowych. Cała sprawa była dalece podejrzana, a mimo to, nie udało mi się znaleźć żadnego punktu zaczepienia.

Głowa mnie rozbolała od natłoku myśli. Zatrzymałem się na stacji benzynowej i zatankowałem samochód. Stanąłem w kolejce do kasy i przeglądałem wzrokiem kolorowe gazety, próbując odciągnąć myśli w inną stronę. Moją uwagę przykuł jeden z artykułów. Zauważyłem swoje nazwisko na okładce i podszedłem bliżej. Nie udzielałem ostatnio żadnych wywiadów, więc skąd to się wzięło? Gdy podszedłem bliżej i przeczytałem cały tytuł, zrobiło mi się słabo. „Wykorzystała mnie żona Wojtka Łozowskiego”. Co jest do kurwy nędzy? Co to ma znaczyć? Wściekły, wyszarpałem ten szmatławiec ze stojaka i chciwie przerzucałem strony. Nie mogłem uwierzyć! Ze środka gazety z jednego ze zdjęć patrzyła na mnie Julia! Druk był kiepskiej jakości tak samo jak i fotografia, ale bez trudu ją poznałem. Stała w jakimś klubie i uśmiechała się uroczo, tak jak tylko ona potrafiła. Artykuł krzyczał mi prosto w twarz, że moja żona zdradziła mnie z jakimś chujem, po czym go rzuciła i teraz rozpaczał z tego powodu. Straciłem nad sobą panowanie, gdy przeczytałem o pewnym szczególe którym podzielił się ów biedny porzucony z autorem tekstu. Nikt nie miał prawa o tym wiedzieć! To był szczegół, który przekonał mnie, że to prawda! W przypływie wściekłości podarłem tą gazetę na strzępy, rzucając bluzgami. Jak ona mogła? Kurwa! Kopnąłem stojak z tymi pierdolonymi gazetami. W końcu dopadł mnie jakiś ochroniarz, nakazując się uspokoić. Zaśmiałem mu się w twarz, ale odpuściłem dalszą dewastacje. Pod jego czujnym okiem, zapłaciłem za paliwo i gazetę po czym wybiegłem na zewnątrz.

Ewa

Postawiłam wszystko na jedną kartę i czekałam na jego ruch. Łamiąc jej idealną wizję w jego głowie, spodziewałam się, że sprowokuję go do działania. Czułam, że nie jest gotowy, bo trzymał mnie na dystans. Wymykał mi się i nie mogłam na to pozwolić. Chciałam go mieć dla siebie. Siedziałam i wgapiałam się w ekran komórki, czekając na efekty mojego działania. Dopilnowałam aby ten artykuł ukazał się wszędzie gdzie się dało. Internet huczał od plotek i nie było opcji aby udało mu się przegapić tego newsa. Czułam jak wzrasta we mnie ekscytacja. Położyłam dobry grunt, byłam blisko i nie naciskałam, do tego Maja mnie uwielbiała. Nie miał wyjścia musiał wpaść w sidła które zastawiłam. Przypuszczałam, że będzie zrozpaczony, ale ukojenie będzie mógł znaleźć w moich ramionach. Rozmyślania przerwał mi dzwonek do drzwi. Otworzyłam pośpiesznie. Na progu stał Wojtek. To co miał w oczach przeraziło mnie do tego stopnia, że ukłuły mnie wyrzuty sumienia, których zwykle nie miewałam. Wzrok przepełniony bólem i stratą. Ale widziałam w nich coś jeszcze – złość. Był nieźle wkurwiony! Przez chwilę miałam ochotę wyznać mu prawdę. Ta wiadomość złamała mu serce, a widząc go w tym stanie zrozumiałam, że tym razem przeholowałam. Już otwierałam usta, gdy on zapytał:


– Ewa? – Odkąd poznał moją siostrę, za każdym razem upewniał się czy aby na pewno rozmawia ze mną. Skinęłam głową. W jednej sekundzie przyparł mnie ramionami do ściany i zachłannie pocałował. Było w tym coś dzikiego i nieskrępowanego. Jego złość przetopiła się w żądze. Wiedziałam, że dla niego to rodzaj aktu zemsty, za zdradę przez żonę. Nie było w tym nic romantycznego. Żadnych głębszych uczuć. Chciał sobie jedynie ulżyć. Igranie z cudzymi emocjami jak zawsze wyzwoliło we mnie podniecenie. Wywołanie u drugiego człowieka konkretnego zachowania, którego oczekiwałam pobudzało mnie. Wiem, że został zraniony, ale dla mnie liczył się jedynie efekt końcowy. To, że był w tym momencie między moimi nogami było nagrodą za ogrom pracy który włożyłam aby tak się stało. Wiedziałam, że już go nie wypuszczę, nie pozwolę odejść. Ta gra była w tej chwili sensem mojego życia.

piątek, 7 października 2016

II#2


Kochani z przykrością stwierdzam, że Wasza aktywność w opiniach jest praktycznie zerowa :( Na tą ilość wyświetleń, które zdobył poprzedni rozdział, ilość komentarzy jest absolutnie niewspółmierna. Tym kilku osobom dziękuję (nawet temu anonimowemu, który skrytykował), ale jeśli sytuacja po tym rozdziale się nie poprawi będzie to dla mnie jasny sygnał, że nowa seria nie przypadła Wam do gustu i nie będzie sensu jej ciągnąć. Także wszystko w waszych rękach... Jeśli chcecie poznać ciąg dalszy piszcie komentarze. Jeśli nie to pozostańcie cichymi podglądaczami...

A teraz... poznajcie prawdzie oblicze Ewy...



***********************************************



Gotowałam się z wściekłości. Michał dał jak zwykle popis swoich najlepszych cech. I to jeszcze na oczach Wojtka. Nie wiedziałam jak dużo widział i słyszał, ale gdy go zauważyłam minę miał nie za wesołą. Wydawał się być wściekły. W czasie naszej rozmowy był naprawdę bardzo miły i zabawny. Tak się zagadałam, że kompletnie zapomniałam, że umówiłam się z Michałem. Miał mnie odebrać sprzed sklepu. Nigdy nie chodził ze mną na zakupy, bo jak twierdził: „od czegoś mnie w końcu ma”. Wystarczyło, że spóźniłam się kilka minut a on od razu rzucał obelgami. Byłam tym już na serio zmęczona. Co z tego, że później gdy już ochłonie jak zwykle będzie mnie przepraszał. Miałam tego po dziurki w uszach.

Gdy tylko wróciliśmy do domu, demonstracyjnie otworzył piwo i zaczął oglądać jakiś mecz w telewizji. Sfrustrowana usiadłam przed komputerem. W wyszukiwarkę wpisałam: Wojtek Łozowski. Ciekawość w końcu wzięła nade mną górę. Wiedziałam, że w Internecie nie koniecznie zdobędę prawdziwe informacje, ale chciałam wiedzieć co się stało z matką Mai. Znalazłam kilka starszych artykułów i ich wspólnych zdjęć. Były też notki o jej rzekomym, tajemniczym zniknięciu. W Internecie huczało od plotek, ale nie udało mi się znaleźć jakiegoś sensownego wywiadu, w którym Wojtek by się zwierzył co też tak naprawdę się stało. Zamknęłam klapkę od laptopa a w głowie miałam jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi.

Na następny dzień Wojtek witając się ze mną, poprosił o rozmowę w cztery oczy. Zdziwiona i zaciekawiona jednocześnie, poprosiłam Maję aby poszukała jakiejś bajki, którą miałam przeczytać dzieciom. Gdy tylko mała oddaliła się od nas, spojrzałam na Wojtka.

– Coś nie tak z Mają? – spytałam.

Przez twarz Wojtka przeszedł cień uśmiechu. Błądził wzrokiem na około, jakby usilnie próbował na mnie nie spojrzeć. Potarł nerwowo ręką kark. Odniosłam wrażenie, że był skrępowany.

– W zasadzie to nie moja sprawa – zaczął w końcu. – Wczoraj przypadkiem zauważyłem, jak ten gość cię potraktował…. I chciałem zapytać czy wszystko w porządku? – wydusił z siebie i w końcu spojrzał mi w oczy.

Zaskoczył mnie. Był bardzo bezpośredni. Maja musiała po nim odziedziczyć tę cechę. Martwił się o mnie? Ha! Postanowiłam grać biedną i poszkodowaną. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę jak bardzo desperacko to wygląda, ale w końcu skoro taki facet zainteresował się mną i wylało się z niego uczucie troski to czemuż by tego nie pociągnąć dalej?

– Nie, wszystko jest absolutnie nie w porządku. – Pokręciłam głową.

– Przepraszam, nie chciałem być wścibski. Po prostu… sam nie wiem. To było głupie – motał się jak mały szczeniak.

Łechtała mnie świadomość tego, że chciał się dowiedzieć czy nie mam jakichś problemów. Było to naprawdę miłe z jego strony.

– Muszę wracać do dzieci – powiedziałam w końcu uwalniając go od tej peszącej sceny. Jednocześnie moja podświadomość szczerzyła zęby w diabelskim uśmiechu.

Na następny dzień Mai nie było w przedszkolu. Brakowało mi jej! Martwiłam się i biłam z myślami czy powinnam zadzwonić do Wojtka z pytaniem o jej nieobecność. Wracałam już z pracy do domu, gdy odezwała się moja komórka. Wojtek!

– Halo? – odezwałam się grzecznie, jednocześnie próbując zatuszować entuzjazm w moim głosie.

– Cześć! Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam kłopot. Chodzi o Maję – usłyszałam w słuchawce jego zachrypnięty głos i nic nie mogłam poradzić na to, że moje serce przyspieszyło.

– Co się dzieje?

– Od rana gorączkuje. Nie chce nic jeść i bez przerwy o ciebie pyta.

– Oh – wydusiłam z siebie niezbyt inteligentnie.

– Wiem, że raczej nie powinienem ci zawracać głowy, ale nie wiem już co z nią robić. – Jego głos był przepełniony troską.

– Jak mogę pomóc? – spytałam.

– Mogłabyś może…. ,przyjechać do nas? – powiedział łamiącym się głosem.  – Wiem, że to duża prośba i zrozumiem jeśli odmówisz – dodał szybko.

– Nie ma problemu. – Zgodziłam się od razu. – Podaj adres i już do was jadę.

Pół godziny później pukałam do drzwi. Mieszkał w apartamentowcu, w jednym z nowszych w Warszawie. Otworzył mi szybko i zaprosił do środka. Nawet ubrany w jakiś stary dres i wymiętą podkoszulkę prezentował się wyśmienicie. Miał w sobie coś przyciągającego. Biła od niego wielka charyzma. Skoro będąc zupełnie na luzie przykuwał spojrzenie, to zachodziłam w głowie, jak piekielnie musiał się prezentować na scenie. Moje myśli zaczęły już galopować do przodu, jak szalone. Na ziemię sprowadził mnie jednak płacz Majki. Leżała skulona na kanapie i cichutko pochlipywała. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że weszłam do mieszkania. Dopiero gdy pogłaskałam ją po główce, spojrzała na mnie. Wtuliła się we mnie jak małpka. Była cała rozpalona.

– Kiedy dostała coś przeciwgorączkowego? – spytałam Wojtka, który stał smętnie obok i patrzył na mnie dziwnie.

– Dwie godziny temu, ale gorączka nie spadła.

– Trzeba ją ochłodzić w zimnej wodzie. Gdzie łazienka? – spytałam.

Wojtek wskazał mi drogę, przepuszczając mnie przodem. Wykonywał wszystkie moje polecenia bez zastrzeżeń, dzięki czemu, pół godziny później gorączka była w miarę opanowana. Maja od razu nabrała wigoru i upomniała się o jedzenie.

– Chcę rosołku! – zażądała.

– Dobrze, zaraz gdzieś zamówię – powiedział Wojtek łapiąc za telefon.

– Ale ja nie chcę zamawianego! Chcę taki domowy! Jak babcia robi! – powiedziała i tupnęła nogą.

– Majeczko bądź rozsądną dziewczynką. Skąd ja ci teraz wezmę rosół od babci?

– Może ja ugotuję? – wtrąciłam się. Oboje spojrzeli na mnie jednocześnie. Wojtek wybałuszył oczy w osłupieniu, a Majka klasnęła w dłonie z aprobatą. – Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko – dodałam szybko, nie chcąc wyjść na nachalną. Widziałam jak wyraz jego oczu się zmienia. Jakby topniał jego wewnętrzny opór w stosunku do mojej osoby.

– W sumie też bym coś zjadł – odezwał się po chwili i uśmiechnął.

Lustracja lodówki okazała się totalną klapą. Wojtek przepraszająco wzruszył ramionami, usprawiedliwiając się brakiem czasu. Poszłam więc na zakupy.

Po powrocie zabrałam się od razu za gotowanie. Wojtek upierał się, że zwróci mi pieniądze, których nie chciałam oczywiście przyjąć.

– Nie może tak być, że przychodzisz tutaj prosto z pracy, biegniesz na zakupy i gotujesz obiad. Powinienem ci zapłacić! – przegadywał się ze śmiechem.

– Nie przejmuj się wystawię ci fakturę gdy skończę – droczyłam się.

– A co jeśli zupa będzie za słona? – żartował.

– Wtedy usługa będzie gratis.

– A jak się przyzwyczaję? To co wtedy? – dopytywał.

– No cóż zawsze możesz wykupić abonament. W pakiecie cały miesiąc wyjdzie taniej.

Spodziewałam się kolejnego wybuchu śmiechu i dalszej porcji żartów, bo zrobiło się na prawdę miło, tymczasem on niespodziewanie wstał z krzesła i podszedł do mnie. Na jego twarzy nie gościł już uśmiech. Przeszywał mnie przenikliwym spojrzeniem. Stanął tuż przede mną i odgarnął mi kosmyk włosów z czoła, zakładając go za ucho. O kurwa! Nie spodziewałam się tego.

– A co jeśli chciałbym abyś została dłużej? – spytał, unosząc jedną brew do góry.

– Wtedy musiałbyś uważać, bo mógłbyś się mnie już nie pozbyć – wyszeptałam.

Nasze ciała zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej. Tuż przed oczami miałam jego usta. Takie czerwone, kuszące, jakby uformowane specjalnie dla mnie. Nachylił się jeszcze bardziej. Przymknęłam oczy gotowa na spotkanie jego warg, gdy nagle za plecami usłyszałam głosik Mai:

– Ile jeszcze mam czekać? – spytała bez pardonu.

Pyk! Chwila minęła. Wojtek odsunął się ode mnie i zagadał do małej. Odwróciłam się chcąc ukryć rumieńce i złapać oddech. Nawet mnie nie pocałował a czułam się tak… jakby pozbawił mnie tchu. Traciłam przy nim kontrolę własnych odruchów, a to ja lubiłam panować nad sytuacją. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. Pierwszy raz facet rozmiękczył mnie nawet mnie nie dotykając. Wpadłam! On musiał być mój! Poprzysięgłam sobie, że tak się stanie!

Wojtek jednak znów zmienił front. Na powrót powrócił jego uprzejmy chłód. Musiałam więc wziąć sprawy w swoje ręce. W głowie świtał mi już plan.

Maja na szczęście na następy dzień czuła się już lepiej o czym Wojtek poinformował mnie smsem. Po kilku wymienionych wiadomościach kontakt się urwał. Wiedziałam, że do przedszkola miała wrócić dopiero w piątek, więc specjalnie na ten dzień wzięłam urlop.

Rano spakowałam walizki i ze spokojem oświadczyłam Michałowi, że odchodzę. Spodziewałam się wybuchu agresji i nie przeliczyłam się. Po wielkiej kłótni wyszłam w końcu z jego mieszkania. Było mi to potrzebne! Bez takiej dawki emocji nie byłam w stanie zagrać swojej roli przekonująco. Plan był prosty! Wzbudzić w Wojtku troskę i chęć pomocy. Wyszłam z bloku i usiadłam na ławce. Teraz pozostało mi jedynie czekać! Na tę część nie miałam niestety żadnego wpływu. Liczyłam, że Wojtek zadzwoni, zauważywszy moją nieobecność w pracy. Tak też się stało.

– Halo? – rzuciłam płaczliwie do telefonu.

– Cześć! Przepraszam, że przeszkadzam! W przedszkolu powiedzieli, że wzięłaś urlop na żądanie. Wszystko w porządku? – spytał z troską, a moje serce fiknęło koziołka z radości. Musiałam jednak grać dalej.

– Ja… Nie, nie jest w porządku! Pokłóciliśmy się, on… – jąkałam się.

– Ewa co się stało? – dopytywał zdenerwowany.

– Już nie mogłam tak dłużej – chlipnęłam żałośnie. – On próbował… – Rozpłakałam się.

– Gdzie teraz jesteś? – zapytał.

– Pod jego blokiem.

– Gdzie dokładnie?

– Na Broniewskiego – rzuciłam słabo.

– Nie ruszaj się stamtąd, zaraz tam będę – powiedział i rozłączył się.

Poszło jak spłatka! Wyjęłam szybko lusterko i przejrzałam się. Tusz rozmazany, oczy czerwone, włosy w lekkim nieładzie – idealny wygląd biednej i poszkodowanej. Podciągnęłam nogi na ławkę i objęłam je ramionami. Tak przygotowana czekałam na przyjazd Wojtka. Nie kazał na siebie długo czekać. Oczywiście słyszałam jak wysiadał z samochodu, ale nie podniosłam głowy. Usiadł obok i poczułam jego rękę głaszczącą mnie po plecach. Dopiero wtedy spojrzałam na niego. Wzrok miał smutny i zatroskany. Niewiele myśląc wtuliłam się w niego. Wyczułam, że zastygł w bezruchu a wszystkie jego mięśnie się spięły, gdy objęłam go w pasie. Nie spodziewał się takiego zachowania, jednak nie odepchnął mnie. Po chwili przygarnął mnie swoim szerokim ramieniem i zaczął gładzić uspokajająco po plecach, podczas gdy ja wypłakiwałam fałszywe łzy. Normalnie powinnam dostać Oskara za tę scenę. Dumna z siebie w końcu uwolniłam się z jego uścisku. Przetarłam policzki i spojrzałam na niego.

– Przepraszam! Zwykle nie zachowuję się w ten sposób – powiedziałam słabo.

– Ten dupek nie zasługuje na żadną twoją łzę – powiedział i czułym gestem potarł mój policzek.

Zrobiło mi się ciepło w okolicach serca. Mówił dokładnie to co chciałam usłyszeć!

– Tak, masz rację to ostatnie łzy jakie przez niego przelałam!

– To co teraz? – spytał i spojrzał wymownie na moją walizkę. – Masz gdzie się zatrzymać?

– Tak, myślę, że siostra mnie przygarnie. – Uśmiechnęłam się lekko.

Oczywiście mogłam skłamać, powiedzieć, że nie mam dokąd pójść, ale nie chciałam przeginać i nadużywać jego troski. W końcu to facet powinien gonić króliczka. Ja jedynie naginałam lekko przepisy podstawiając mu się przed oczy. Nie zamierzałam jednak wykładać mu się gotowa! O nie! W całej zabawie chodziło o to, żeby facet myślał, że zdobył a nie, że został zdobyty.

– W takim razie, załapałaś się na darmową podwózkę – powiedział zadowolony i złapał moją walizkę.

– No ja myślę, że darmową! Po tym pysznym rosole coś mi w końcu jesteś winien – przegadywałam się.

– No dobra! Darmowa podwózka i zapraszam na śniadanie! – Wyszczerzył się w uśmiechu.

– Się wykpił! Niech już będzie! – Uśmiechnęłam się.


– Proszę bardzo – powiedział i otworzywszy drzwi od samochodu, zaprosił mnie gestem do środka.

Nie skończyło się jednak na śniadaniu. Tak dobrze nam się rozmawiało, że Wojtek zaprosił mnie do studia. Okazało się, że jego zespół właśnie zaczynał pracę nad nowym albumem. Z tej okazji do Warszawy przyjechała jego mama by pomóc mu w opiece nad Mają w czasie gdy on będzie skupiony na pracy. Oczywiście ofiarnie zaproponowałam mu, że ja również mogę pomóc.

– Daj spokój, pewnie masz dość dzieciaków po całym dniu w pracy – oponował.

– Ależ skąd! Uwielbiam dzieci! W szczególności Maje. To naprawdę żaden problem. Poza tym mam mnóstwo wolnego czasu, towarzystwo mi się przyda.

– To zbyt duże obciążenie, nie mogę się zgodzić.

– Przecież nie będziesz trzymał tutaj mamy w nieskończoność. A ja jestem na miejscu, w dodatku wolna i z odpowiednimi kwalifikacjami – przekonywałam go z uśmiechem. – Po prostu się zgódź!

– Z nieba mi spadłaś kobieto – powiedział w końcu. – W życiu ci się nie odwdzięczę!

Przewróciłam oczami.

– Wystarczy, że czasem obetrzesz moje łzy – powiedziałam. – Jestem emocjonalnie ekonomiczną wersją.

– Mam nadzieję, że to już nie będzie konieczne – odpowiedział patrząc mi głęboko w oczy. Przeszły mnie ciarki od tego spojrzenia. – Nie mogę znieść gdy kobieta płacze.

– Bądź spokojny. Zdarza mi się to jedynie wtedy gdy uświadamiam sobie, że bliski mi człowiek tak naprawdę jest przeklętym dupkiem.

– W takim razie, nie możemy dopuścić do tego aby to się powtórzyło – powiedział i wymownie uniósł jedną brew, sprawiając, że totalnie odpłynęłam. Porwał mnie ocean jego niebieskich oczu, zatopiłam się w nim i nie chciałam już nigdy dopływać z powrotem do brzegu.

************************************************************

Mimo wszystko mam nadzieję, że zareagujecie na mój apel i przekonacie mnie do publikacji nowego rozdziału.
PS. Uwaga spoiler! Julia powróci!