Gdy tylko drzwi się uchyliły,
zobaczyłam znajomą sylwetkę. Nogi się pode mną ugięły, ale jednocześnie zalała
mnie fala złości której nijak nie mogłam powstrzymać. Wyrzuciłam przed siebie
pięści i rzucając się w jego kierunku wrzasnęłam:
– Ty skurwysynu!
Jacek jednak uchylił się od mojego
ciosu, co zaskutkowało tym, że z impetem wpadłam na stojącego za nim „kuriera”.
Nim zorientowałam się co się dzieje, wykręcił mi boleśnie rękę na plecy.
Adrenalina dodawała mi sił, wiłam się, kopałam i rzucałam bluzgami w kierunku
moich oprawców. Z niemałym wysiłkiem jednak udało im się zakuć mnie w kajdanki
i przypiąć je do ramy łóżka. Unieruchomiona miotałam się nadal jak szalona.
– Ciszę się, że pomimo tak długiej
rozłąki nadal darzysz mnie tyloma uczuciami – odezwał się w końcu Jacek.
– Natychmiast mnie wypuść. Póki
jeszcze nie jest za późno! Wypuść mnie! Słyszysz! – darłam się.
– Cóż, bardzo bym chciał, ale
niestety nie mogę – powiedział bezradnie rozkładając ręce.
– Czego chcesz? Pieniędzy? –
wysyczałam wściekle.
Jacek ku mojemu zdziwieniu roześmiał
się i pokręcił głową.
– Kochanie, nie potrzebuję twoich
pieniędzy. Mam dużo więcej własnych.
– To czego chcesz? – krzyknęłam,
szarpiąc się nadal.
– Ciebie, cukiereczku! Chodzi mi
tylko i wyłącznie o ciebie.
– Nie rozumiem. – Pokręciłam głową
coraz bardziej zbita z tropu.
– Miałaś długą podróż, na pewno
jesteś zmęczona i głodna. Zjedz coś, odpocznij a potem porozmawiamy –
powiedział i przejechał kciukiem po moim policzku.
– Nie dotykaj mnie – syknęłam,
odsuwając się od niego jak najdalej.
W głowie mi się nie mieściło to co
właśnie zaszło. Nim się zorientowałam „kurier” wniósł do pomieszczenia jakąś
tacę z jedzeniem i położył ją na łóżku. Po czym obydwoje skierowali się do
wyjścia.
– Nie zostawiaj mnie tu! Nie możesz
mnie zamykać! Wypuść mnie! – krzyczałam.
Wyszli i zamknęli za sobą drzwi,
zostawiając mnie samą w totalnej rozsypce. Nie wiem jak długo jeszcze
krzyczałam i błagałam aby mnie wypuścili. Nadaremno.
Nie zmrużyłam oka przez całą noc. Jeśli
rzeczywiście minęła, bo bez okien nie zdawałam sobie sprawy z pory dnia. Nie
tknęłam również jedzenia. Z wściekłością kopnęłam w tacę zrzucając ją na
podłogę. Próbowałam przeanalizować całą sytuację na chłodno, ale nie
potrafiłam. Z wściekłości dygotałam na całym ciele. Jak on mógł? Dlaczego to
zrobił? Unieruchomione w kajdankach nadgarstki, zaczęły boleśnie piec i krwawić
przy kolejnej już próbie uwolnienia się. Nic nie skutkowało. Po kilku godzinach
w końcu dałam sobie spokój. Pozostało mi jedynie siedzieć i czekać. Koszmar!
W końcu usłyszałam kroki za drzwiami
i chrzęst w zamku. Zza drzwi wyjrzała uśmiechnięta twarz Jacka. Poczułam, że
zbiera mi się na wymioty na jego widok.
– Cukiereczku, dlaczego nic nie
zjadłaś? – spytał gdy przekroczył tacę, która wylądowała na środku pokoju.
– Nie byłam głodna – odparłam zimno,
przeszywając go morderczym spojrzeniem.
– Uparta, jak zwykle – przewrócił
oczami. – Zgłodniejesz to zjesz. – Zachichotał.
Poczułam się jakbym była we śnie.
Tak, to musiał być sen. To przecież nie możliwe, że zostałam porwana przez tego
świra i on teraz przy mnie chichocze jak gdyby nic się nie stało!
– Wypuść mnie! – zażądałam.
– Nie mogę! Potrzebuję cię.
– Do czego? – spytałam.
– Jesteś mi potrzebna. Teraz na pewno
tego nie rozumiesz, ale z czasem zrozumiesz. Taka miłość, która nas połączyła
nigdy nie umiera. Jestem pewny, że potrafisz odkopać w sobie dawne uczucia
względem mnie.
Otworzyłam szeroko oczy ze
zdziwienia. To nie mogła być prawda! Przesłyszałam się!
– O czym ty do cholery mówisz?
Człowieku, mam męża i dziecko! Porwałeś mnie! I śmiesz mi tu mówić, że żywię
względem ciebie jakieś uczucia?
– Mówiłem, że teraz tego nie
zrozumiesz. Ale mamy czas. – Uśmiechnął się niezrażony.
Dopiero w tym momencie do mnie
dotarło, że on był kompletnie szalony. Zachowywał się dziwacznie i przerażało
mnie to co mówił. To nie był człowiek, którego kiedyś znałam. To była tylko
jego powłoka, był już kimś zupełnie innym. Zdawałam sobie sprawę, że potrafi
być niebezpieczny. Przez te lata kiedy nie miałam z nim kontaktu najwyraźniej
kompletnie postradał zmysły.
– Nie to ty nie rozumiesz! Porwałeś
mnie i przetrzymujesz mnie tutaj wbrew mojej woli. Wypuść mnie dobrowolnie to
nie wniosę oskarżenia!
– To był jedyny sposób, abyś mnie
wysłuchała. Musisz to zrobić i musisz zrozumieć. W końcu obiecałaś mi kiedyś,
że za mnie wyjdziesz. Pamiętasz to jeszcze? Byliśmy tacy szczęśliwi. Brakuje mi
tego. Żadna inna kobieta nie może się z tobą równać. Wiem, że w przeszłości
zawaliłem sprawę. Gdybyśmy byli wtedy małżeństwem zapewne nie uciekłabyś i nie
zostawiłabyś mnie samego. Ty stchórzyłaś, ja nawaliłem, ale teraz czas to
naprawić.
Oddech mi przyspieszył, nie wierzyłam
własnym uszom.
– Jesteś szalony! Kompletnie szalony!
Nie ma już czego naprawiać! Kocham kogoś innego, mam z nim dziecko. Chcę wrócić
do domu! – łkałam spazmatycznie.
– Od teraz to jest twój dom! –
powiedział stanowczo. Wyraz jego oczu zmienił się. Widziałam czyste szaleństwo
i przeraziłam się.
– Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego
ja? – płakałam.
– Przez cały ten czas nie zapomniałem
o tobie. Obserwowałem cię z boku. Czekałem na odpowiedni moment. Gdy wróciłaś
do Anglii sytuacja była wymarzona, niestety jednak komplikacje w interesach
zmusiły mnie do wyjazdu. Po moim powrocie ty byłaś już zamężna i z dzieckiem.
Zdziwiłem się tym tempem i uznałem, że nie ma na co dłużej czekać. Teraz
należysz do mnie. – Sposób w jaki to powiedział sprawił, że po kręgosłupie
przeszły mnie ciarki.
– On będzie mnie szukał! Znajdzie
mnie! – wychrypiałam u kresu wytrzymałości.
– Nie znajdzie! W końcu ty sama
odeszłaś. Policja nawet nie rozpocznie śledztwa. Mój człowiek pozacierał
wszystkie ślady. O wszystkim pomyślałem – powiedział pewny siebie, zabijając we
mnie nadzieję. – Nawet jeśli teraz mnie nienawidzisz, to zmienisz zdanie.
Będziesz tu siedzieć tak długo, aż zmądrzejesz – dodał czochrając mnie po
głowie z radosnym uśmiechem.
– Jesteś obłąkany! Wypuść mnie! Chcę
do domu! – łkałam niczym małe dziecko.
– Tak oszalałem z miłości do ciebie.
– Zaśmiał się szyderczo. Po czym nachylił się w moim kierunku i rozpiął
kajdanki.
Gdy tyko rozmasowałam obolałe
nadgarstki powiedział całkiem poważnie:
– Zacznij się przyzwyczajać, już
nigdy go nie zobaczysz. Jego ani twojego dziecka.
Rzuciłam się na niego z krzykiem.
– Nie! – wrzasnęłam. – Nie rób mi
tego!
Odepchnął mnie jednak stanowczo.
Uderzyłam plecami o ścianę. Nim się podniosłam już go nie było.
Dni mijały a moja sytuacja nie ulegała
żadnej zmianie. Przy każdej wizycie Jacka, na zmianę to go błagałam to żądałam
by mnie wypuścił. Próbowałam siłą, jednak za każdym razem moje próby kończyły
się tragicznie. Pobił mnie kilkakrotnie. Po każdym moim wyskoku częstotliwość
wizyt spadała. Jakby dawał mi czas abym przemyślała sprawę. Głodził mnie i nie
wypuszczał z pomieszczenia. Próbował złamać moją wolę, jednak ja jedyne o czym
myślałam, to ucieczka. Stawałam się coraz bardziej zdeterminowana.
Nienawidziłam go! Powtarzałam mu to przy każdej wizycie. Czas uciekał, dni
zamieniały się w miesiące. W końcu zrozumiałam, że muszę zmienić strategię.
Traciłam zdrowie i cenny czas na kłótnie. Postanowiłam więc dać mu to czego
pragnął. Zmieniłam zupełnie front. Pewnego dnia podczas jego wizyty,
przywitałam go uśmiechem a nie jak zwykle stekiem bluzgów. Pomysł się
sprawdził. Był na tyle szalony, że nie zauważył iż mój nadmierny entuzjazm jest
wymuszony. Nie był jednak na tyle głupi aby od razu mi zaufać. Przez kilka
tygodni utrzymywałam go w zapewnieniu, że przemyślałam sprawę i chcę rozpocząć
z nim nowe życie od początku. Siliłam się na miłe słówka i gesty jednocześnie
umierając w środku z obrzydzenia do niego i samej siebie. W reszcie któregoś
dnia pozwolił mi wyjść z mojego więzienia. Starałam się pohamować mój
entuzjazm, ale wizja wolności wlewała się do mojej głowy strumieniami. Ledwo
panowałam nad sobą gdy prowadził mnie schodami na górę. Okazało się, że
pomieszczenie w którym mnie przetrzymywał znajdowało się w piwnicy. Zdobyłam
jego zaufanie i oprócz tego, że trzymał mnie za rękę nie byłam niczym
skrępowana. Zachłannie rozglądałam się po pomieszczeniach, mrużąc oczy od
słońca tak dawno nie widzianego. W domu przebywało sporo ludzi ku mojemu
niezadowoleniu. Jacek wydawał im polecenia, najwyraźniej był ich szefem. Interes
narkotykowy musiał kwitnąć, bo nie widziałam innego wytłumaczenia. Jak zdążyłam
zauważyć, budynek urządzony z przepychem stał w środku lasu. Dokoła znajdował
się wypielęgnowany ogród, tuż za płotem zielenił się stary las. W pobliżu
żadnego innego domostwa w którym mogłabym znaleźć ratunek. Mój mózg kalkulował
jak szalony, zapamiętując każdy szczegół. Jacek oprowadził mnie po wszystkich
pomieszczeniach, zadowolony z moich pochwał wystroju i dekoracji. Nie
odstępował mnie jednak na krok. Po oględzinach usiedliśmy w salonie na
parterze, skąd rozpościerał się widok na patio i ogród oraz jedyną drogę
prowadzącą do domu. Drogę do wolności! Nie mogłam odwrócić od niej wzroku.
Byłam tak blisko, a jednocześnie nie mogłam zrobić niczego, bo Jacek trzymał
swoje łapsko na moim ramieniu. Obliczałam w myślach ile zajęłoby mi
dobiegnięcie do płotu i zniknięcie w lesie. Tam miałabym większą przewagę niż
na otwartej przestrzeni.
– Napiłabym się drinka – powiedziałam
w nadziei, że zostawi mnie choć na chwilę samą.
Jednak ku mojej rozpaczy Jacek
otworzył barek znajdujący się w salonie. Napełnił czymś kieliszek i podał mi.
Upiłam mały łyk i uśmiechnęłam się. Nagle odezwał się jego telefon. Wyciągnął
go z tylnej kieszeni spodni i odebrał połączenie
jednocześnie wstając. Zaczął z kimś rozmawiać i odwrócił się tyłem do mnie. To
mi wystarczyło. Zadziałałam instynktownie i rzuciłam się do ucieczki. Byłam z
piętnaście metrów za domem, gdy usłyszałam wściekły krzyk Jacka:
– Gońcie ją kurwa!
Zdałam sobie sprawę, że źle
oszacowałam odległość. Byłam zbyt daleko od płotu a za mną gnało pięciu
mężczyzn. Może gdybym była u szczytu formy, dałabym radę. Jednak czas w
zamknięciu, brak treningów i niedożywienie od razu dały o sobie znać. Po dwu
minutowym sprincie moje płuca paliły żywcem i błagały o litość. Nogi odmawiały
mi posłuszeństwa, ale mimo to nie zatrzymałam się. Biegłam przed siebie zdając
sobie sprawę, że to bieg o moje życie i wolność.
Za plecami słyszałam zasapane
oddechy, które zbliżały się stanowczo zbyt szybko. W końcu jeden mnie dopadł,
wpadając na mnie z impetem. Rozpłaszczył mnie na ziemi unieruchamiając mi ręce
na plecach. Szamotałam się bezskutecznie. Gdy przybiegli pozostali, zauważyłam
wśród nich Jacka. Złapał mnie za włosy i uniósł do góry. Uderzył mnie pięścią w
twarz. Z nosa polała mi się krew, mimo to spojrzałam na niego wyzywająco.
– Pożałujesz tego, dziwko! –
wysyczał, grożąc mi.
– Już nic więcej nie możesz mi
zrobić. Odebrałeś mi moje życie. Już jestem martwa! – odpowiedziałam spokojnie
patrząc w jego przepełnione jadem oczy.
– Do piwnicy! – rzucił w kierunku
swoich goryli i nie spoglądając więcej na mnie, ruszył w kierunku domu.
Szamotałam się jak szalona, próbując
utrudnić doprowadzenie mnie do piwnicy. Stawianie oporu skończyło się na tym,
że zrzucili mnie ze schodów, po czym ledwo przytomną wtaszczyli do
znienawidzonego pokoju, zamykając go na głucho.
************************************************************************
No i co dalej? Potrzymam Was jeszcze w niepewności, bo znów osłabliście w komentarzach.... :-(