czwartek, 24 grudnia 2015

#8

Chwilę później siedzieliśmy już w jego samochodzie. Jako świeży warszawski kierowca kiepsko orientowałam się w kierunkach, bez GPSu nie odważyłam się jeszcze wyruszyć nigdzie. Wojtek uparcie odmawiał podania mi kierunku i szczegółów, co mnie niezmiernie irytowało.

– Aleeeeeeeee powiedz proszę. Czemu nie chcesz powiedzieć – błagałam.

– Jak ci powiem to nie będzie niespodzianki!

– Ale ja nie lubię niespodzianek!

– Wszyscy lubią niespodzianki.

– Nie to nie – poddałam się w końcu, udając obrażoną skrzyżowałam ręce na piersi i demonstracyjne odwróciłam głowę w stronę okna.

Tak mniej więcej wyglądała nasza podróż. Przegadywanki, śmiechy i strojenie fochów. Świetnie się z nim bawiłam. Kompletnie nie zwracałam uwagi na otoczenie, więc gdy w końcu stanął i zgasił silnik byłam zaskoczona krajobrazem. Staliśmy na jakimś parkingu w środku lasu. Zdziwiona popatrzyłam na niego pytająco? Jakieś pięć minut wcześniej obiecałam już więcej nie pytać go gdzie jedziemy. W milczeniu więc wysiadłam z samochodu i czekałam. Wojtek wyjął z bagażnika jakiś koc i kazał iść za sobą. Szliśmy wydeptaną ścieżką. Z każdy krokiem słychać było wyraźniej szum rzeki. W powietrzu unosił się niesamowity zapach, który w żartach nazwałam „wiosną o poranku”. W końcu po krótkim marszu wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Przed nami rozpościerała się Wisła, skrząc się niesamowicie w majowym słońcu. Brzeg okalany był piaskiem! Po drugiej stronie zaś kłębiła się rzeczna roślinność. Otwarłam usta zdziwiona.

– I jak? – zapytał.

– Chmmmm, chyba polubię niespodzianki – krzyknęłam i pokonałam ostatnich kilka metrów trawnika biegiem.

Ściągnęłam buty i zanurzyłam je natychmiast w piasku. Był taki ciepły i delikatny. Wojtek ze śmiechem dołączył do mnie. Rozłożył koc i położył się na nim twarzą do słońca. Poklepał miejsce obok siebie zapraszając mnie, abym również się położyła.

– Idealnie – mruczałam dalej zachwycona, kładąc się.

Przez kilka następnych godzin to gadaliśmy, to po prostu leżeliśmy gapiąc się w chmury. Opowiedział mi dużo o sobie, o swojej rodzinie. Tematy same wypływały, nie musieliśmy się starać aby podtrzymać rozmowę. Wszystko między nami było swobodne i niewymuszone. Jeszcze nigdy flirtowanie nie sprawiało mi tyle zabawy i frajdy. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się szczęśliwa. Powiedziałam mu o tym, a on uśmiechnął się i nagle bez uprzedzenia zaczął mnie gilgotać. Zaczęły się małe zapasy, jak się okazało on również jest podatny na łaskotki. Śmialiśmy się do rozpuku. Gdy w końcu zmęczeni położyliśmy się zapytał:

– Czy poczułaś się jeszcze szczęśliwsza niż pięć minut temu?

– Jeśli to w ogóle możliwe to tak, z każdą minutą jest mi bardziej błogo. Ale…

– Ciiiii – przerwał mi kładąc swój palec na moich ustach. – Żadnych ale, zgoda?

Pokiwałam głową, zgadzając się.

Obudziłam się nagle zdezorientowana. Szybko rozejrzałam się wokoło. Nadal byłam nad rzeką. Zamrugałam szybko spędzając sen z powiek. Na niebie zawisły chmury ciemne niczym granat, zerwał się porywisty wiatr. Spojrzałam na śpiącego Wojtka. Żal było mi go budzić, bo zapewne był niewyspany po nocy na mojej kanapie, ale im dłużej zwlekałam tym większe było prawdopodobieństwo, że zleje nas deszcz.

– Wojtek, obudź się – powiedziałam łagodnie potrząsając go za ramię.

– Mmmmmm – zamruczał w odpowiedzi i próbował odepchnąć moją rękę niczym natrętną muchę.

Roześmiałam się.

– Wstawaj śpiochu burza idzie – powiedziałam, i jakby na potwierdzenie moich słów, niebo zadudniło, i na ziemię spadły pierwsze krople deszczu.

Wojtek zerwał się niczym oparzony i w trzy sekundy później już całkiem rozbudzony wkładał buty i kapelusz na głowę. Nakrył nas kocem i na tyle ile było to możliwe biegliśmy w stronę samochodu. Rozlało się na dobre nim zdążyliśmy się schronić nieco pod drzewami. Nagły podmuch wiatru porwał koc, który wylądował pięć metrów od nas w plątaninie krzaków. Patrząc na spanikowanego Wojtka, który zastanawiał się czy wrócić po niego czy uciekać roześmiałam się na głos. Bez żadnej osłony nad głową w trzy sekundy przemokłam do suchej nitki, więc w sumie było mi już wszystko jedno. Stanęłam, rozłożyłam ramiona i zwróciłam twarz w kierunku nieba. Obmywały mnie strugi deszczu a ja czułam się wspaniale, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Wojtek zaskoczony moją reakcją przystanął i wpatrywał się we mnie tym swoim świdrującym wzrokiem. W końcu podszedł do mnie powoli. Stanął przede mną, objął mnie jedną ręką w pasie i władczym gestem przyciągnął do siebie. Nie protestowałam, zarzuciłam mu ręce na szyję. Drugą wolną ręką odgarnął mi z czoła mokre włosy. Patrzył mi tak głęboko w oczy, że świat przestał dla mnie istnieć. Jego wzrok zdzierał ze mnie wszystkie obronne zasłony. Nie czułam już zimna, wiatru, ani deszczu. W jego spojrzeniu było wszystko to co pragnęłam zobaczyć. Pocałował mnie mocno i zachłannie. Odebrało mi oddech. I byłam już pewna! Zrozumiałam i poczułam to w tym właśnie momencie. Wbrew rozsądkowi byłam totalnie, bezgranicznie i szaleńczo zakochana!

Całą powrotną podróż obydwoje mieliśmy wyśmienite i głupkowate nastroje. Nawet się nie zorientowałam jak zaparkowaliśmy pod moim blokiem. Wojtek uparł się otworzyć przede mną drzwi auta, co oczywiście uczynił szarmancko, czym ujął mnie jeszcze bardziej. Nadal mokrzy i weseli dotarliśmy do mojego mieszkania. Wojtek jednak zaraz jak przekroczył próg posmutniał.

– Będę musiał się już zbierać.

– Och – wydusiłam zawiedziona – jasne rozumiem, zwracam ci wolność – dodałam szybko i uśmiechnęłam się.

– Przepraszam, gdyby to ode mnie zależało to…

– Hej, nie tłumacz się. Poza tym mam cię już dość! Szczęki od śmiechu będą mnie boleć jeszcze przez tydzień, więc panu już dziękujemy – pomachałam mu na do widzenia.

Wkleiłam na usta mój uśmiech firmowy numer jeden i miałam nadzieję, że nie widać  po mnie żalu. Tak naprawdę nie byłam jeszcze gotowa się z nim rozstać, ale oczywiście w życiu bym się do tego głośno nie przyznała.

– Muszę wyjechać na kilka dni. Poradzisz sobie prawda? – zapytał.

– Jestem już dużą dziewczynką, jak dotąd dawałam sobie radę wyśmienicie.

– I będziesz brała lekarstwa? – martwił się.

Przytaknęłam.

– Jeszcze jedno – powiedział, po czym wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. – Samochód nie będzie mi potrzebny dopóki nie wrócę, tobie się przyda bardziej.

Oniemiałam.

– Ale..

– Żadnego ale – przerwał mi – mówiłaś coś o zakupach. – Uniósł prawą brew do góry i uśmiechnął się zawadiacko.

Przełknęłam głośno ślinę.

– No tak, ale… – miałam kompletny mętlik w głowie, zdecydowanie źle mi się myślało, kiedy patrzył na mnie w ten sposób. Wszystkie argumenty jakie przyszły mi wcześniej na myśl, uciekły mi z głowy. Zamknęłam więc usta i tylko patrzyłam na niego. Podszedł do mnie w końcu. Musiałam się cofnąć, bo napierał na mnie swoim ciałem. Przytuliłam się plecami do ściany, a on uniósł rękę i podparł się nią tuż koło mojej głowy.

– Żadnego ale, powiedziałem! Ufam ci, i nie chcę słyszeć żadnych protestów. Nie masz przeze mnie samochodu, więc pożyczam ci mój. A ty grzecznie go przyjmiesz, tak żebym choć trochę mógł ci zrekompensować twój wypadek. Zrozumiałaś?

Jego usta były tak niebezpiecznie blisko moich. Otrzymane przed chwilą informacje mój mózg przetwarzał jakby wolniej. W końcu kiwnęłam głową przytakując. Nie byłam w stanie odpowiedzieć, w gardle mi zaschło, a moje serce biło tak szaleńczo jakbym przebiegła właśnie maraton.

– Grzeczna dziewczynka – wymruczał mi do ucha.

Pocałował mnie. Jak tylko nasze wargi się zetknęły przeleciała między nami iskra. Całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nie zastanawiając się nad niczym po prostu zadziałałam instynktownie. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i wpiłam się w jego usta. Nie pozostał mi ani sekundę dłużny, objął mnie mocno w pasie jedną ręką, a drugą wplątał w moje wilgotne jeszcze włosy. Całował mnie namiętnie. Całe moje ciało zaczęło domagać się pieszczot jakby było zazdrosne o usta. Jakimś cudem wykrzesałam z siebie jednak pokłady zdrowego rozsądku i oderwałam się od niego, ciężko dysząc.

– Lepiej już idź – wyszeptałam i spuściłam wzrok. Wolałam nie patrzeć mu w oczy. Zapewne wyczytał by z moich jak bardzo pragnęłam go w tej chwili. Było mi strasznie wstyd. Nie potrafiłam zapanować nad własnymi żądzami!

– Bardzo chciałbym zabrać cię ze sobą – powiedział po chwili, przytulając mnie do siebie. Ułożyłam ufnie głowę na jego ramieniu. – Ale to jeszcze nie jest możliwe. Nie teraz, ale wszystko to ułożę i ci wyjaśnię. – Pogłaskał mnie po policzku i zanucił pod nosem: – „I say run Little Monster, before you know who I am”.

– Nie mam pojęcia o czym mówisz – powiedziałam odsuwając się od niego.


– Tak wiem, przepraszam. Wyjaśnię ci wszystko jak wrócę. Teraz już naprawdę muszę iść – powiedział i otworzył drzwi. Odwrócił się jeszcze, uśmiechnął i dodał: – Dokumenty są w schowku. – I wyszedł zostawiając mnie samą ze zbolałym sercem, głową pełną obaw i pytań bez odpowiedzi.

***********************************************************************************
WESOŁYCH ŚWIĄT DLA WSZYSTKICH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dużo miłości i spełnienia wszystkich marzeń. :-)
Rozdział z dedykacją dla adminek z The Best Of Afromental :-* i Klaudii oczywiście :-* i dla wszystkich tych którzy zechcieli do tej pory przeczytać i skomentować :-)
Dziękuję za wszystkie komentarze i tradycyjnie proszę o jeszcze :-)
Pozdrowienia....

piątek, 18 grudnia 2015

#7

Rano obudziłam się wyspana jak nigdy. Od razu jak tylko otworzyłam oczy na moich ustach pojawił się uśmiech. Nasłuchiwałam odgłosów z salonu. W domu jednak panowała niczym niezmącona cisza. Wstałam i wyjrzałam za drzwi. Kanapa była pusta. Koc, którym go okryłam leżał złożony w kostkę na fotelu. Poczułam ukłucie żalu i smutku. Więc wyszedł i nawet się nie pożegnał. Byłam rozczarowana i zażenowana jednocześnie. Zażenowana własną głupotą. Taki facet mógłby zainteresować się mną? Jak mogłam w ogóle tak pomyśleć? Zwyczajnie brakowało mi chyba piątej klepki. Jednak moja żałość uświadomiła mi jedno. Potrzebowałam kogoś. Kogoś do kogo mogłabym się zwyczajnie odezwać, porozmawiać, wypłakać, wyżalić. Kolejny już raz zaczęłam zastanawiać się czy dobrze zrobiłam wracając do Polski. Porzuciłam wszystko na co pracowałam ostatnie 15 lat. I to z jakiego powodu? Z powodu strachu. Pakując się wyobrażałam sobie jak zaczynam wszystko od początku. Wydawało mi się, to dobrym pomysłem. Takie katharsis. Potrzebowałam zmian i proszę… Postanowiłam jednak na przekór losowi się nie poddawać. Nie, zawsze walczę  o swoje, przynajmniej do czasu kiedy widzę w tym jakiś sens. Wizja mojego nowego życia jawiła mi się nadal w głowie przejrzyście. Zmusiłam się więc do uśmiechu i poczłapałam do łazienki. Pal go sześć, nie jest mi do niczego potrzebny – powtarzałam sobie w myślach.

Wzięłam długi i kojący prysznic. Czułam jak całe napięcie z wczorajszego dnia po prostu ze mnie spływa razem z wodą. Już w lepszym nastroju owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Nagle usłyszałam jakieś dźwięki z przedpokoju. Moje serce zamarło na chwilę, gdy uświadomiłam sobie pewien fakt. Wojtek wychodząc zostawił przecież otwarte drzwi. Szlag! Nie namyślając się długo rozejrzałam się po łazience za czymś  pożytecznym przy samoobronie. Chwyciłam mój metalowy pilniczek do paznokci, bo niczego innego nie znalazłam. Trzymając go w wyciągniętej przed siebie dłoni niemalże wyskoczyłam z łazienki gotowa się bronić przed intruzem.
    
W przedpokoju ku mojemu zdziwieniu stał… Wojtek! Natychmiast upuściłam pilniczek i otworzyłam usta zdziwiona. Zamknęłam je równie szybko, bo nie wiedziałam co powiedzieć. A on po prostu sobie stał, jak gdyby nigdy nic i z zaciekawieniem przyglądał mi się. Był inaczej ubrany, jednakże w takim samym luzackim stylu. Na głowie miał czarny kapelusz, a na szyi zawieszony długi łańcuch z ogromnym krzyżem.

– Co zamierzałaś zrobić z tym pilniczkiem? – spytał w końcu rozbawiony.

– Jaaaa, nie wiedziałam, myślałam, że to…. przepraszam – jąkałam się cała w pąsach.

– Zostawiłem ci kartkę na stole. Nie czytałaś?

Pokręciłam przecząco głową. A on tylko uśmiechnął się do mnie zabójczo, lustrując mnie od stóp do głów swoim spojrzeniem. Poczułam jak miękną mi nogi. Boże co on ze mną robi? Nagle zdałam sobie sprawę z jakiego powodu przypatruje mi się w ten seksowny sposób. Miałam na sobie przecież tylko dość krótki ręcznik i ociekałam wodą. Wymamrotałam przeprosiny i wycofałam się z powrotem do łazienki. Miałam ochotę wziąć jeszcze raz prysznic, tym razem zimny.
   
Piętnaście minut później weszłam do kuchni. Wojtek opierał się o blat i popijał sądząc po zapachu kawę. Podał mi kubek, tym razem to ja specjalnie musnęłam palcami jego dłoń. Jego prawa brew natychmiast powędrowała do góry, razem z kącikami ust. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu on odwrócił wzrok, westchnął głęboko i pokręcił głową. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam już pewna – ja też działam na niego w ten sposób.

– Przywiozłem śniadanie, nie wiedziałem co lubisz więc poszedłem na łatwiznę i kupiłem drożdżówki – powiedział i wskazał na stół.

– Uważaj bo się przyzwyczaję – puściłam do niego oczko. – Nie musiałeś naprawdę, twoje winy zostały już odkupione – dodałam poważniej.

– Hej, kiedy ja lubię być rycerzem na białym koniu, nie pozbawiaj mnie tej przyjemności.

– Aaaa więc to o to chodzi? Najpierw sprawiasz, żeby dama była w opałach, by potem móc rycersko jej służyć? – kpiłam dalej.

– Coś w tym stylu – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Teraz jeszcze jedna sprawa, tylko nie panikuj dobrze?

– O co chodzi? – spytałam nieufnie.

– O twoją rękę – wskazał brodą na mój bandaż, którego oczywiście nie śmiałam jeszcze odwinąć.

Odruchowo schowałam rękę za siebie.

– Nie chcesz chyba? – spytałam niepewnie, przełykając głośno ślinę.

– Hej, spokojnie wszystko będzie dobrze. Zmienię ci tylko opatrunek.

Wstał i podszedł do mnie. Chwycił mnie za ramiona i przyparł lekko do ściany. Złapał moją brodę między kciuk a palec wskazujący i zadarł ją do góry, tak abym spojrzała na niego.

– Pomyśl sobie o czymś przyjemnym – powiedział głaskając kciukiem moje usta, jednocześnie nie spuszczając ze mnie wzroku. Momentalnie zrobiło mi się gorąco z wrażenia.

– O czym na przykład? – spytałam szeptem, gdyż głos ugrzęzł mi gdzieś w gardle.

– Jak skończę, to pocałuję w nagrodę te śliczne usta. Na przykład o tym!

– Chcesz mnie wykończyć? – jęknęłam i zamknęłam oczy.

– No dobrze to spróbujemy inaczej. Zamknij oczy, oddychaj głęboko i słuchaj.

Posłusznie zrobiłam o co prosił. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Poczułam jak Wojtek delikatnie rozwiązuje bandaż. I nagle usłyszałam jak zaczyna śpiewać:

Different needs, different looks, different feelings,
Out of place, out of time, out of meaning,
Holly rules, that they praise, feel like prison,
All this pain makes you fell not worth living

And I know this road and the 
Lonely coldness but 
You're not alone there noo
Though these days still aint over you've got to know
Your life's depending on you.

Behind every story,
There's fear by your side,
For years it's been building hides,

I know the glory will come if I try
My feet burn but I do see the light.

Jak zahipnotyzowana słuchałam jego głębokiego, zachrypniętego głosu. Zaniemówiłam, byłam tak zaskoczona tym co się dzieje. I faktycznie podziałało. Gdy skończył otworzyłam oczy i zobaczyłam jego przystojną, uśmiechniętą twarz.

– Gotowe! – powiedział zadowolony z siebie. – A teraz pora na nagrodę. – Zbliżył twarz do mojej, znów przejechał kciukiem po moich ustach i pocałował mnie. Trwało to dwie sekundy, a moja krew zdążyła zawrzeć.

– Co to było? – spytałam, gdy już chwilkę ochłonęłam.

– Co? To, że nie zemdlałaś? Czy to, że Cię pocałowałem? – droczył się rozbawiony.

– Ta piosenka! To było piękne! Masz cudny głos!

– Ach to, a już myślałem, iż oniemiałaś bo tak świetnie całuję – uniósł prawą brew do góry.

Dałam mu kuksańca. Roześmialiśmy się oboje.

– To co dziś robimy o pani? – spytał gdy już ochłonęliśmy.

– Dziś? Według lekarza potrzebowałam opieki tylko na jedną noc. Więc cny rycerzu zwracam ci twą wolność – machnęłam ręką teatralnie wskazując drzwi wejściowe.

Przez myśl mi oczywiście nie przeszło, że potraktuje to poważnie. A on, momentalnie przybrał obojętny wyraz twarzy, odetchnął jakby mu ulżyło i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką.

– W takim razie miło było poznać, proszę na siebie uważać – powiedział i uścisnął szybko moją dłoń. Odwrócił się i po prostu wyszedł!

Szczęka opadła mi do samej podłogi. Co to miało znaczyć u licha? Nim zdążyłam się na poważnie zdenerwować usłyszałam ciche pukanie. W dwóch podskokach dopadłam drzwi i otwarłam je szeroko.


– Zabieram cię na małą wycieczkę – oznajmił.

*********************************************************************************
Witajcie :-)
Dzisiejszy rozdział z dedykacją dla Klaudi, która zawsze  zaskakuje mnie komentarzami i która zupełnie bezinteresowanie poleca tego bloga. Dzięki! Jesteś najlepsza!!! :-*
Druga dedykacja dla Oli K. która niecierpliwie czeka na rozdziały z Tomsonem :-) Obiecuję będą!!
Dziękuję wszystkim, którym zechciało się napisać komentarz pod ostatnim rozdziałem. Jesteście wielkie! Proszę o więcej! :-)
Następnego rozdziału spodziewajcie się wyjątkowo w czwartek :-)
No i na koniec jak podobał się wam ten rozdział????

Pozdrowienia dla wszystkich!!

piątek, 11 grudnia 2015

#6

– To był Jacek, mój były – zaczęłam. – Poznałam go trzy lata temu, razem pracowaliśmy. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia jak wariaci. Byliśmy praktycznie nierozłączni, świata poza sobą nie widzieliśmy. Po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem i sielanka trwała nadal. Planowaliśmy założyć rodzinę, wziąć ślub, mieć dzieci. Ale! Wszystko zaczęło się psuć, gdy nasza firma przeszła reorganizację. Ja pięłam się wyżej, a jego zwolnili. Pierwsza drzazga między nami. Zaczęły się kłótnie. Był zwyczajnie zazdrosny o to, że ja odnoszę małe sukcesy, a ona jest bezrobotny. Domagał się nawet abym rzuciła pracę. W kółko kłóciliśmy się i godziliśmy. Ja pracowałam nadal, a on nie mógł się nigdzie na stałe zaczepić. W końcu nawet przestał próbować. Całe dnie spędzał na graniu i gapieniu się w telewizor. Ja utrzymywałam dom, płaciłam rachunki, gotowałam, sprzątałam. Łudziłam się naiwnie, że gdy znajdzie pracę wszystko będzie jak dawniej. Mimo wszystko nadal go kochałam, chodź nie było to łatwe. W końcu zbuntowałam się. Postawiłam mu warunek –albo coś zrobi ze swoim życiem i zacznie normalnie funkcjonować, albo odejdę. Podziałało aż za dobrze. Zaczął znikać na całe dnie. Wracał zwykle zadowolony z siebie przechwalając się, że znalazł świetne zajęcie. A ja ufałam mu i cieszyłam się razem z nim, mimo iż nie chciał powiedzieć czym się zajmuje dokładnie. Twierdził, że pracuje jako przedstawiciel w firmie, która wprowadza na rynek nowy produkt. Na chwilę faktycznie było jak dawniej. Znów spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i snuliśmy plany. Przynosił do domu zaskakująco dużo pieniędzy, więc byłam dumna z niego. Przez myśl mi nawet nie przeszło coś złego. Kłopoty zaczęły się, gdy pewnego wieczoru wrócił z podbitym okiem. Twierdził, że to wypadek. Zrobił się nagle jakiś nerwowy i kłótliwy. Do naszego domu zaczęli przychodzić jacyś podejrzani ludzie. A on zwykle kazał mi mówić, że go nie ma. Potrafił zniknąć na kilka dni nie dając znaku życia. Martwiłam się o niego, a on wydawał się być kompletnie nie świadomy moich obaw. Bagatelizował wszystko mówiąc, że musiał wyjechać w interesach. Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Coraz częściej wracał do domu pijany i robił mi karczemne awantury z byle powodu. Moja cierpliwość i miłość wyparowały w końcu, gdy pewnego dnia wrócił i od progu zaczął mi ubliżać. Uderzył mnie. Miarka się przebrała. Zadzwoniłam na policję. Aresztowali go. A ja korzystając z jego nieobecności spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziłam się. Kilka dni później dowiedziałam się o jego interesach. Handlował prochami. Policja nic mu jednak nie udowodniła więc go wypuścili. A ja chcąc oderwać się od niego postanowiłam wrócić do Polski. O moim wyjeździe wiedzieli tylko moi rodzice, najbliżsi przyjaciele i ciocia – to jej mieszkanie. Doprawdy nie wiem jak się dowiedział gdzie mnie znaleźć. Przyjechałam tu trzy tygodnie temu. Kupiłam samochód i zaczęłam szukać pracy. Moje oszczędności na długo nie wystarczą, więc muszę jak najszybciej coś znaleźć. Rano jechałam na rozmowę kwalifikacyjną… – przerwałam. Głos mi się załamał. Nie było mi łatwo o tym mówić. Przeszłość o której chciałam zapomnieć zapukała do mych drzwi. Gdy jednak skończyłam poczułam ulgę.

Wojtek bez słowa patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W końcu splótł swoje dłonie z moimi i spojrzał mi głęboko w oczy. Zbliżył się do mnie tak, że opieraliśmy się czołami.

– Powinienem był stłuc mu mordę! Teraz czuję się jeszcze gorzej wiedząc, że tak pokrzyżowałem ci plany.

– Ależ nie! Gdybyś rano nie zajechał mi drogi, nie było by cię tutaj teraz. Boję się pomyśleć co mogło by się stać, gdybym była sama. W ostatnim okresie naszego związku był agresywny, bałam się go. Na szczęście tutaj byłeś. Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie.

Wojtek się skrzywił.

– Nie dziękuj mi, i tak wystarczająco czuję się winny.

– Naprawdę nie potrzebnie.

Znów dotknął mojej twarzy. Ufnie wtuliłam policzek w jego dłoń przymykając oczy. Moje ciało natychmiast zareagowało ożywieniem na jego dotyk. Wojtek jednak okazał się bardziej opanowany ode mnie, bo odsunął się i uśmiechnął.

– Pora coś zjeść – powiedział.

Jak na zawołanie usłyszałam jak mój żołądek ściska się i bulgocze.

Obudziłam się w środku nocy. Leżałam w swoim łóżku w ubraniu, przykryta kołdrą. Nie pamiętałam jak się w nim znalazłam. Jedynym wytłumaczeniem było to, że musiałam zasnąć na kanapie i Wojtek przeniósł mnie śpiącą. Na samo jego wspomnienie poczułam gorąco w brzuchu. Wstałam i uchyliłam drzwi sypialni. Z salonu dochodziły cichutkie dźwięki chrapania. Zajrzałam do środka. Wojtek leżał na kanapie skulony. Rozczulił mnie ten widok. Musiało mu być straszliwie niewygodnie. Podeszłam cicho i przypatrywałam się jego przystojnej twarzy. W ciemności jego rysy nabrały zupełnie innego wyrazu. Miałam straszną ochotę go dotknąć i z trudem się powstrzymywałam. Fascynował mnie. I przerażało mnie to! Po ostatnich przejściach ostatnią rzeczą o jakiej myślałam to nowy związek. A on wkraczając w moje życie sprawił, że moje złamane serce mocniej zabiło. Absolutnie nie byłam na to gotowa. Jednak moje zdradzieckie ciało prawie, że wibrowało jakby porażone, gdy tylko się do niego zbliżyłam. Doprawdy było to żałosne z mojej strony. Byłam zła, że dochodzą we mnie do głosu pożądanie i pociąg fizyczny. To nie było w moim stylu. Nie znasz go! Gromiłam się w myślach. Uspokój się kobieto! Przykryłam go delikatnie kocem uważając aby się nie obudził. Wracając do sypialni usłyszałam jak coś mamrocze.

– Wszystko w porządku? Jak się czujesz?

Odwróciłam się i spojrzałam na niego. On jednak przekręcił się na drugi bok i pochrapywał dalej.

– Julio, obudź się, otwórz oczy! – gadał przez sen.


Uśmiechnęłam się. Świadomość, że o mnie śni mile mi schlebiała. Wróciłam do sypialni, przebrałam się w piżamę i niemal natychmiast zasnęłam.

**********************************************************************

Cześć!
Ten rozdział ze specjalną dedykacją dla Magic :-*
Trochę o tym co działo się w życiu Julii, zanim zaczeła się ta historia. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Dziękuję bardzo za wszystkie polubienia i zaproszenia na facebooku! No i oczywiście za wszystkie komentarze - proszę o więcej.
Pozdrowienia :-)

piątek, 4 grudnia 2015

#5

Na progu stał Jacek – koszmar moich ostatnich miesięcy. Ledwo uchyliłam drzwi, wkroczył do środka nieproszony, zmuszając mnie do cofnięcia się do salonu.

– Co ty tu robisz? – spytałam szeptem przerażona.

– To ja się ciebie pytam, co ty tu robisz! – wysyczał wściekle grożąc mi palcem. – Myślisz, że jak zakapowałaś mnie psom  i zostawiłaś jakąś nędzną kartę z pożegnaniem to masz mnie z głowy? Pakuj się i wracamy do domu!

Nie byłam w stanie mówić. W gardle rosła mi wielka gula i czułam ściekające po policzkach łzy. Pokręciłam przecząco głową, cofając się w głąb salonu. Jacek patrzył na mnie groźnie, gotowy pokonać kilka dzielących nas kroków, gdy nagle zauważył mojego gościa.

– Kim do cholery jest ten frajer? – spytał mnie z przyganą. – Zdradzasz mnie dziwko? – wykrzyknął wściekły.

Wojtek dotychczas obserwujący całą scenę z fotela, wstał.

– Wyjdź i nigdy nie wracaj, między nami wszystko skończone. Nie chcę cię więcej widzieć. Wynoś się – powiedziałam w końcu znajdując w sobie resztki odwagi.

Wojtek jakby czekał na moje słowa, gdyż dwoma krokami przemierzył salon i stanął pomiędzy mną i Jackiem, zasłaniając mu drogę do mnie.

– Słyszałeś co powiedziała! – wysyczał przez zęby Wojtek, zaciskając dłonie w pięści. – Tam są drzwi!

Dygotałam na całym ciele niczym w gorączce. Bałam się.

– Zejdź mi z oczu. – Jacek nie dawał za wygraną. Zamachnął się próbując odepchnąć Wojtka. Zrobił to jednak nieudolnie, mój wybawca zdołał chwycić jego dłoń wykręcając ją na plecy.

– Puszczaj – syknął Jacek szamocząc się. – Bież sobie tę dziwkę, jest twoja frajerze! – wrzeszczał. Wojtek bez słowa kontrolując sytuację wypchnął go za drzwi, zatrzasnął je i przekręcił zamek.

Patrzyłam na to oniemiała. Wszystko działo się tak szybko, poczułam jak kręci mi się w głowie. Wojtek stał jeszcze chwilę przy drzwiach patrząc przez judasz. Gdy w końcu się do mnie odwrócił, byłam już na skraju omdlenia. Nasze spojrzenia się spotkały, dwie sekundy później stał już obok i obejmował mnie.

– Już wszystko dobrze, poszedł sobie – uspokajał mnie.

Wtuliłam się w niego ufnie, obejmując go w pasie. Czułam bicie jego serca i spokojne ruchy klatki piersiowej przy wdechu i wydechu. Głaskał mnie po plecach spokojnymi ruchami. W końcu, nie wiem po jakim czasie, przestałam drżeć, serce się uspokoiło i łzy przestały płynąć. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Jednym ruchem starł z moich policzków łzy, kciukiem przejechał po moich wargach. Jego oczy pociemniały, wpatrywał się moje usta. Nie wiedzieć czemu instynktownie wspięłam się na palcach i nasze usta się w końcu spotkały. Z początku był zaskoczony równie mocno jak ja. Badaliśmy nasze wargi delikatnymi pocałunkami. W brzuchu czułam niezliczoną ilość motyli. Zepchnęłam w podświadomość wydarzenia ostatnich minut. Chciałam tylko czuć. Czuć jego ciepło, zapach, tu i teraz. Powoli przełamywałam swoje wewnętrzne opory topiąc się niczym żelazo w jego uścisku. Od dawna już nie czułam takiego żaru. Brakowało mi ciepła drugiej osoby. Jego pocałunek stał się mocniejszy, natarczywy jak by wyczuwał mój nastrój i to czego pragnęłam. Przytulał mnie coraz mocniej, błądząc swoimi rękami po moim ciele. Nawet przez ubranie czułam jak jego dotyk mnie rozpala. Wczepiłam swoje palce w jego gęste włosy, badałam jego mocne plecy. Przerwała nam jego komórka, która bezlitośnie wyrwała nas ku rzeczywistości. Zziajani oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Wojtek ignorując dzwonek telefonu wciąż mnie przytulał.

– Odbierz! – powiedziałam w końcu, odpychając go lekko od siebie.

W uszach szumiała mi krew, w głowie nadal mi się kręciło. Nie słyszałam o czym rozmawiał – wyszedł do kuchni. Usiadłam na kanapie i próbowałam dojść do siebie. Nie spodziewałam się Jacka. Sądziłam, że mój wyjazd w ogóle go nie ruszy. W końcu ostatnie miesiące pokazały mi, że już mu nie zależy. Rozmyślania przerwał mi Wojtek, który usiadł obok mnie na kanapie. Odgarnął mi z czoła niesforne kosmyki włosów i pogłaskał po policzku. Czekał aż zacznę mówić, ale nie poganiał mnie.

*********************************************************************************

Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział - ze specjalną dedykacją dla Klaudii :-) Mam nadzieję, że się spodoba :-)
Po pierwsze bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Jest to bardzo miłe i niesamowicie mnie motywuje. Także proszę nie oszczędzajcie klawiatur i piszcie! Anonimy również mile widziane ;-)
Po drugie nowe rozdziały chciałabym dodawać co piątek. Pasuje?
Pozdrawiam,
Angela