piątek, 29 stycznia 2016

#13

Obudził mnie ból głowy i czyjeś chrapanie. Na wpół śpiąco z jękiem przewróciłam się na drugi bok i otworzyłam oczy. Zamrugałam kilkakrotnie pewna, że nadal śnię. Ku mojemu zdziwieniu tuż obok leżał Wojtek. Natychmiast jak oparzona podniosłam się i usiadłam.

– Co ty tu robisz do cholery? – krzyknęłam.

Otworzył zaspane oczy i ziewnął przeciągle. Podniósł się i podparł na łokciu. Uśmiechnął się zadziornie, wbijając we mnie to swoje magnetyczne spojrzenie.

– To mój pokój i moje łóżko, więc w zasadzie to ja powinienem cię o to zapytać – powiedział wyraźnie rozbawiony.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to nie moja sypialnia. Rozglądnęłam się szybko. Do tej pory nie byłam jeszcze w jego pokoju. Miałam totalny mętlik w głowie.

– Dobrze, w takim razie ja zapytam. Co tu robię do cholery?

– Nic nie pamiętasz? – zapytał kpiąco.

W głowie miałam jakieś strzępki wczorajszego wieczoru. Pokręciłam więc przecząco głową.

– Przyszłaś tutaj i żądałaś abym się z tobą kochał – powiedział, nachylając się ku mnie.

Poczułam jak cała krew odpływa mi z głowy. Po czym powraca powodując silniejszy ból i wielki rumieniec na policzkach. Co ja najlepszego zrobiłam? Boże, jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak wstyd. Schowałam głowę w dłoniach, jak dziecko które chce się odgrodzić od świata.

– Czy my…? – Reszta nie mogła mi przejść przez gardło.

Wojtek natomiast doskonale się bawił. Zadowolony pokręcił głową i zrobił obruszoną minę.

– Hej, jestem dżentelmenem. Chyba nie myślisz, że mógłbym wykorzystać pijaną dziewczynę? Nawet jeśli bardzo tego chciała!

Ulżyło mi bardzo. Odetchnęłam już trochę spokojniej. Więc do niczego nie doszło! Nagle zobaczyłam moją sukienkę rzuconą niedbale koło drzwi. Szybko spojrzałam pod kołdrę. Miałam na sobie jakąś koszulkę.

– Kto mnie rozebrał? – spytałam prosto z mostu.

– Nie miałem z tym nic wspólnego! No może troszkę ci pomogłem, bo ugrzęzłaś. – Puścił do mnie oczko.

– Co było potem? 

Czekałam na koniec opowieści niczym złoczyńca na ogłoszenie wyroku.

– Potem grzecznie położyłem cię spać.

Przez chwilę analizowałam całą sytuację. Myślałam o tym co mogło by się zdarzyć, gdyby on nie zachował się tak przyzwoicie. Oczami wyobraźni widziałam siebie wchodzącą do tego pokoju, jego obejmującego i całującego mnie na przywitanie. Po całym ciele przeszły mnie ciarki. Stop, skoncentruj się na faktach – pomyślałam. Świadomość tego, że on leży tuż obok mnie skutecznie mąciła mi myśli.  Leżeliśmy pod wspólną kołdrą. Ja jedynie w bieliźnie i jego koszulce. Najwyraźniej zabrałam mu piżamę, gdyż sam spał nagi od pasa w górę. Po raz pierwszy widziałam go bez koszulki. Przygryzałam wargę i z ukosa mu się przyglądałam. Włosy miał w totalnym nieładzie, co dodawało mu chłopięcego uroku. Miałam ochotę wsunąć w nie ręce i jeszcze bardziej je zmierzwić. Tak bardzo chciałam go dotknąć! Zacisnęłam dłonie wbijając sobie paznokcie w skórę, aby tylko opanować tę pokusę. Nie ułatwiał mi tego. Patrzył na mnie w sposób, który jednoznacznie mówił, że myśli o tym samym co ja. Musiałam jednak wrócić na ziemię. Sytuacja od naszego ostatniego spotkania nie zmieniła się. On szukał przygód, a ja stabilizacji. Nie mógł mi dać tego, czego pragnęłam. Wczorajszej nocy najwyraźniej jednak pijana wersja mnie chciała zaszaleć! Pociągał mnie tak bardzo! Uwolniona z wszelkich zahamowań, postanowiłam dostać to czego pragnęłam. Byłam doprawdy żałosna i wściekła na samą siebie! Jak mogłam się tak zachować? Chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu.

– Możesz się odwrócić? – spytałam. – Muszę się ubrać i iść do domu.

– Nie krępuj się! I tak już wszystko wczoraj widziałem! – Zaśmiał się.

Posłałam mu wściekłe spojrzenie i rzuciłam poduszką w jego głowę. Szybko wyskoczyłam z łóżka. Koszulka na szczęście była na mnie o wiele za duża, zasłaniała więc co trzeba. Zgarnęłam sukienkę z ziemi i ostrożnie otworzyłam drzwi po prawej. Miałam nadzieję, że to łazienka. Nie pomyliłam się. Jedno spojrzenie w lustro mnie przeraziło. Zmyłam resztki makijażu, rozczesałam i zaplotłam włosy w warkocz. Na szafce znalazłam kilka gumek do włosów, pożyczyłam jedną. Sukienka była wymięta, ale nie miałam innego wyjścia. Gdy weszłam z powrotem do jego pokoju siedział na łóżku, już ubrany.

– Nie musisz nigdzie iść – powiedział.

– Oczywiście, że muszę! Nie powinno mnie tu być! Przepraszam cię bardzo, za swoje zachowanie. Proszę nie mów o niczym Adamowi. Gdyby chłopcy pytali to wyszłam w nocy, i nie było mnie tu! – Rozpaczliwie pragnęłam aby potwierdził moją wersję i dał mi alibi.

– Co do tego ma Adam? O czym ty mówisz? – spytał zaskoczony.

– Muszę już iść – powiedziałam i zabrałam z podłogi swoje szpilki.

– Odwiozę cię!

– Nie! – Prawie krzyknęłam. – Chcę zostać sama.

Wojtek popatrzył na mnie z urazą. Otworzyłam drzwi na korytarz. Spojrzałam na niego ostatni raz.

– Przepraszam!  – szepnęłam i zamknęłam drzwi.

Serce omal mi nie pękło. Ruszyłam korytarzem na palcach. Miałam nadzieję, że wszyscy jeszcze śpią. Szczęście mi sprzyjało, bo przez nikogo nie niepokojona wyszłam z Domu.

Cały dzień praktycznie przeleżałam w łóżku. Dopadł mnie kac gigant. I to nie tylko ten alkoholowy. Moralny był chyba jeszcze gorszy. To się budziłam, to zasypiałam.  Na szczęście miałam wolne mogłam więc sobie na to pozwolić. Wizja tego, że na następny dzień mam stanąć twarzą w twarz z Wojtkiem i resztą, lekko mnie przerażała. Ze strachu mój żołądek kurczył się uporczywie odmawiając jedzenia. Najchętniej oczywiście nie wychylałabym głowy spod kołdry, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam wypić piwo, które sama sobie uwarzyłam. Nie mogłam zrezygnować z pracy. Było już na to za późno. Na domiar złego Wojtek uporczywie bombardował mnie telefonami. Nie byłam w stanie z nim rozmawiać. Było mi tak bardzo wstyd! Ignorowałam więc wszystkie jego połączenia.

Wieczorem w samym środku kolejnej drzemki telefon znów zadzwonił. Tym razem był to Tomson. Odebrałam.

– Halo? – powiedziałam dość słabo.

– Dzień dobry bardzo Maleńka! – Przywitał się radosny jak skowronek.

– Chyba dobry wieczór! – powiedziałam, spoglądając na zachód słońca za oknem.

– Jak się zatem dzisiaj wieczorem czujesz? – spytał.

– Uhhh nie piję z wami więcej! – poskarżyłam się z pretensją.

– Czyli nie najlepiej? – Zaśmiał się tylko.

– Spadaj!

– Na pocieszenie dodam ci tylko, że u mnie też raczej kiepsko. W zasadzie to dopiero wstałem.

– Nie jest mi cię ani trochę żal. To wszystko wasza wina!

– Oj tam, oj tam! W końcu była okazja, co nie? Mały reset jeszcze nikomu nie zaszkodził!

– Mhm, powiedz to mojej wątrobie!

– A gdzieś ty się w ogóle podziała wczoraj, co? Jakoś średnio kojarzę fakt kiedy wyszłaś.

Serce mi mocniej zabiło! Więc nie wiedział gdzie nocowałam! Wojtek się nie wygadał!

– No pięknie! A jak coś by mi się stało, to co? Dopiero teraz zaczął byś mnie szukać? – Postanowiłam się z nim podroczyć.

– No fakt kiepski ze mnie ochroniarz! Wybaczysz mi?

Parsknęłam śmiechem.

– Dobranoc Tomson! – powiedziałam i rozłączyłam się.

Przynajmniej jeden kamień spadł mi z serca.

Na następny dzień wstałam skoro świt. Bądź co bądź miałam odespane chyba już na zbliżający się weekend. Chciałam być dobrze przygotowana. Więc spakowałam się skrupulatnie, nie zapominając o jakiejś sukience na „firmową” imprezę wytwórni. Lilly zdążyła mnie zaznajomić nieco z tematem, więc mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać.

Godzinę przed planowanym wyjazdem byłam już w Domu, gotowa do drogi. Z sercem na ramieniu przekroczyłam próg. I wpadłam w istne pandemonium. Wszyscy krzątali się po domu z wyraźną ekscytacją. Jeden przez drugiego się przegadywał. W kuchni panował wielki harmider. Ledwo słyszałam własne myśli. Tomson biegał jak szalony szukając jakiejś specjalnej czapki. Baron zażądał ode mnie kawy. Lajan koniecznie chciał opowiedzieć mi jakiś najnowszy dowcip. Dziamas z żelazkiem w ręku domagał się, abym wyprasowała mu koszulkę. Torres ze Śniadym nagrywali wszystko telefonami. A Adam z błagalnym tonem prosił, żebym to wszystko ogarnęła. Istny dom wariatów.

Oczywiście jak przystało na dobrą asystentkę w mig sobie poradziłam. Zaparzyłam kawę śmiejąc się z żartów Lajana. Szybko wyprasowałam koszulkę Dziamasa, a na koniec znalazłam czapkę Tomsona. Złapał mnie w pasie i zakręcił mną w powietrzu, tak bardzo się ucieszył. Na koniec dał mi całusa w policzek, w podziękowaniu.

Gdy tylko Tomson wypuścił mnie z ramion, w końcu go zobaczyłam. Stał sobie jak gdyby nigdy nic z założonymi rękami opierając się o kuchenny barek i patrzył na mnie z pretensją, jakby był zazdrosny. Uznałam jednak, że musi mi się wydawać. Postanowiłam przełamać lody i podeszłam do niego.

– Cześć – przywitałam się grzecznie. – A ty czego potrzebujesz? Każdy ma dzisiaj po jednym życzeniu! – Uśmiechnęłam się zachęcająco.

Nastrój jednak miał dość kiepski, bo ledwo uniósł kącik ust w grymasie uśmiechu, po czym powrócił do swojej niewzruszonej pozy.

– Dziękuję bardzo, ktoś już sobie zabrał moje życzenie! – powiedział w końcu przez zęby.

Odrzucił mnie jego chłód. Próbowałam spojrzeć mu w oczy, ale ciężko było przyciągnąć jego spojrzenie, był zdecydowanie wyższy, więc patrzył swobodnie przed siebie, a ja nie byłam w stanie mu przeszkodzić. W dodatku nie miałam pojęcia o co jest zły. Gniewał się za moją nocną wizytę?

– No cóż! Przykro mi zatem. Kolejny raz odrzucasz to co mogłabym ci zaoferować! – powiedziałam kokieteryjne.

Zaryzykowałam, ale należało jak najszybciej wyjaśnić całe zajście i mój pijacki wybryk. Najlepszy sposób jaki przyszedł mi do głowy to obrócenie wszystkiego w żart.

Podziałało! W końcu na mnie spojrzał z zainteresowaniem.

– Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? – zapytał.

Zdziwiłam się. Nie tego się spodziewałam. Sądziłam, że rzuci jakimś niewybrednym żartem na temat naszej wspólnej nocy, pośmiejemy się i atmosfera trochę się oczyści. On tymczasem był zły, bo nie miał ze mną kontaktu?

– Przepraszam. Czułam, zresztą nadal czuje taki wstyd, że bałam się z tobą rozmawiać! – Postawiłam na szczerość.

– Jak dzwonił Tomson to odebrałaś! – powiedział z przyganą.

Nie wierzyłam własnym uszom. Aż potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Rozmowa skierowała się absolutnie na zupełnie inne tory niż zakładałam. Ale dlaczego mieszał w to wszystko jeszcze Tomsona?

– Nie słyszałeś co powiedziałam? Popełniłam błąd i jest mi wstyd przed tobą!

– Zupełnie nie potrzebnie.

– A ty zupełnie nie potrzebnie wściekasz się nie wiadomo o co! – wypaliłam w końcu, mocno już zdenerwowana.

– Myślałem, że zmieniłaś zdanie.

– Na jaki temat? O czym ty mówisz do cholery?!

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę jak dwa wściekłe byki w dwóch przeciwnych rogach ringu. W końcu jednak skapitulował i spuścił wzrok. Nie do końca rozumiałam co się właśnie wydarzyło.

Adam ogłosił zbiórkę. Wojtek więc ruszył w kierunku drzwi, zostawiając mnie kolejny raz bez wyjaśnień i z mocno rozdartym sercem. Patrzyłam jak odchodzi i mija się z Torresem. Nie widziałam już jego twarzy, ale cała jego postawa mówiła wyraźnie, że jest wściekły. Zacisnął pięści i sztywnym krokiem przemierzał hol. Potrafiłam sobie wyobrazić jak zaciska właśnie szczęki i robi zaciętą minę.

– A tego co ugryzło? Coś nie tak między wami? Pokłóciliście się? – Torres wyrwał mnie z zamyślenia.

Przeniosłam na niego wzrok. Patrzył na mnie, przenikliwie mi się przyglądając.

– Nie ma żadnych nas! – powiedziałam dobitnie.

– Ale jak to? Przecież widziałem cię wczoraj rano jak wychodziłaś z jego pokoju. Tylko mi nie mów, że zdążył już wszystko spieprzyć!

– Widziałeś mnie? – spytałam spanikowana. – Mówiłeś o tym komuś?

– Nie. A to jakaś tajemnica?

– Boże to wszystko jest takie frustrujące! – powiedziałam. – Najpierw Tomson a teraz ty będziesz mnie przepytywał?

– No my Tomki już tak mamy. Lubimy się wtrącać w nie swoje sprawy – powiedział i roześmiał się. – Przepraszam, nie chciałem być wścibski. Zachowam tą wiedzę dla siebie.

– Dziękuję – odpowiedziałam z wdzięcznością.

Wsiadając do busa od razu odszukałam go wzrokiem. Siedział z przodu i z zaciętą miną spoglądał przez okno. Gdy koło niego przechodziłam nie odwrócił głowy nawet o milimetr. Za to Tomson z szerokim uśmiechem na twarzy poklepał wolne miejsce obok siebie. Usiadłam więc koło niego.

– Dziękuję, że zająłeś mi miejsce. Z przodu strasznie wieje chłodem – powiedziałam na tyle głośno aby Wojtek usłyszał.


Chciałam go sprowokować. I udało mi się. Prychnął z niedowierzaniem i pokręcił głową, po czym ostentacyjnie założył słuchawki na uszy. A niech go cholera! Gubiłam się już w jego reakcjach. Był dla mnie zagadką. Nie rozumiałam go!



**************************************************************
Cześć i czołem :-)
Dzisiaj dedykacja dla GirlDreams - bardzo lubię Twoje komentarze :-)
Prosiłam o dwa razy więcej komentarzy i dostałam. Dzięki wam bardzo! Nie przestawajcie mnie motywować! Wasze opinie dużo dla mnie znaczą.
Klaudii mojej super Menagerce chciałam jeszcze raz podziękować za piękny kolaż :-) Mam nadzieję, że wam podoba się równie mocno jak mi.
Niecierpliwie czekam na wasze opinie co do tego rozdziału....


piątek, 22 stycznia 2016

#12

Następnego dnia rano obudziłam się w bojowym nastroju. Byłam naładowana emocjami niczym wulkan przed erupcją. Ale były to pozytywne nerwy. Szybko się wyszykowałam i wsiadłam do taxówki. W piętnaście minut zajechaliśmy na miejsce. Kierowca wysadził mnie w jakiejś dzielnicy willowej. Nie tego się spodziewałam. Sprawdziłam dla pewności adres. Wszystko się zgadzało. Na furtce do ogrodu nie zauważyłam żadnego dzwonka, otworzyłam więc i ruszyłam chodnikiem w kierunku drzwi. Dom był piętrowy, dość sporych rozmiarów. Kilka schodków dzieliło mnie od przeszklonego wiatrołapu. Drzwi do niego były uchylone więc weszłam do środka. Stanęłam w końcu przed drzwiami dzielącymi mnie od wnętrza domu. Wzięłam głęboki oddech i już miałam nacisnąć dzwonek, gdy ktoś otworzył drzwi od środka.

W progu stała niziutka dziewczyna. Uśmiechała się do mnie błyskając białymi zębami. Jedną ręką przytrzymywała wielki, ciążowy brzuch.

–  Nigdy nie dzwoń na dzwonek przed dwunastą. Jak ich obudzisz to zemszczą się, a wtedy czeka cię kąpiel pod zimnym prysznicem w ubraniu! – wypaliła.

– Co proszę? – spytałam zaskoczona.

Dziewczyna roześmiała się wesoło.

– Witam w Domu Pracy Twórczej! Jestem Lilly, asystentka Adama. – Podała mi rękę. Gdy podałam jej swoją przedstawiając się wciągnęła mnie do środka i nie puszczając zaprowadziła do kuchni.

– Kawy czy herbaty? – zapytała, gdy wskazała mi krzesło.

– Kawy jeśli można – poprosiłam.

Sytuacja wydawała mi się dość dziwna. Adam mówił o pracy ogólnikami, no ale tego się nie spodziewałam. Co to było za miejsce? Nie tak sobie wyobrażałam wszystko.

Lilly trajkotała cały czas. Z miejsca ją polubiłam. Z uwagi na jej stan szybko przeszłyśmy na temat ciąży. Dowiedziałam się więc, że za miesiąc urodzi dziewczynkę. Najpierw ponarzekała na swój stan. Wymieniła mi chyba z setkę dolegliwości ciążowych z którymi się borykała. Na koniec jednak skwitowała z uśmiechem, czule głaszcząc się po brzuszku, że warto było. Rozmowa zaabsorbowała mnie całkowicie. Kompletnie zapomniałam po co się tutaj zjawiłam. W końcu jednak Lilly zeszła na temat pracy.

– No więc bardzo się cieszę, że Adaś w końcu kogoś znalazł. I wreszcie będę mogła trochę odpocząć. Lubisz życie w biegu mam nadzieję, bo tutaj nie ma czasu na nudę. Chodź pokażę ci biuro.

Zaprowadziła mnie do piwnicy, która jak mi przekazała została przerobiona na studio nagraniowe i miejsce prób zespołu. Zaraz obok studio było maleńkie biuro. Tam się rozsiadłyśmy i Lilly zaczęła mi tłumaczyć co będzie należało do moich codziennych obowiązków. Odbieranie maili, poczty, odpisywanie na listy fanów, aktualizacja na Facebooku, faktury, przelewy, rezerwacje hoteli. Jednym słowem biurokracja. Ja tam byłam zachwycona, jednak Lilly wyraźnie te sprawy nudziły. Za to z błyskiem w oku opowiadała mi o koncertach, wyjazdach, galach i wszelkich imprezach. Wszystkie jej opowieści były naprawdę ciekawe, jedne śmieszne a inne wręcz przerażające. Byłam jej bardzo wdzięczna. Dała mi sporo wskazówek z których zamierzałam korzystać.

Koło południa do biura zajrzał Adam.

– Witam moje drogie asystentki – przywitał się z uśmiechem. – Jak tam? Nie zagadała cię jeszcze na śmierć? – Zwrócił się do mnie.

– No wiesz! – Lilly udała obruszoną i rzuciła w niego spinaczem.

– Poznałaś już chłopaków? – spytał mnie.

Pokręciłam głową przecząco. W żołądku poczułam ścisk, na samą myśl, że Wojtek jest gdzieś w tym domu.

– Przecież oni jeszcze śpią. – Lilly przewróciła oczami.

– No to pora zadzwonić do drzwi. – Adam westchnął i wyszedł.

– O co chodzi z tym dzwonkiem? – spytałam.

– Zaraz się przekonasz! Jak nie mogą się zwlec z łóżek to budzimy ich w ten sposób. Tylko nigdy przed dwunastą, pamiętaj!

W chwilę później cały dom niemal zatrząsnął się od gongu. Obydwie wybuchłyśmy śmiechem.

Gdy usłyszałam jakieś głosy dochodzące z góry, zaczęłam nerwowo obgryzać paznokcie. Wojtek nie odezwał się od naszego wczorajszego spotkania. Sama nie byłam pewna czy to źle, czy dobrze. Nie wiedziałam jak powinnam się zachować w stosunku do niego. Bałam się z nim zobaczyć. Moja zmiana nastroju nie umknęła uwadze Lilly.

– Hej, nie stresuj się, oni są naprawdę w porządku – powiedziała, chcąc dodać mi otuchy.

– Poznam dzisiaj wszystkich? – spytałam.

– Tak, są wszyscy oprócz Wozza – jest na planie Masta, będzie dopiero jutro. Ale jego już znasz, więc nic straconego.

– Masta? – spytałam zaciekawiona.

– To taki program typu talent show, jest tam jurorem – tłumaczyła mi cierpliwie. – Nie mówił ci?

Pokręciłam przecząco głową.

– O wielu rzeczach mi nie powiedział – poskarżyłam się.

Po chwili do biura wparował Baron, przerywając naszą rozmowę. Pochwaliłam się w myślach za przezorność i zapoznanie się z ich imionami oraz ksywami zanim się tu zjawiłam. Nie miałam więc problemu z rozróżnianiem kolejnych afro osobników. Wszyscy byli bardzo mili. Co poniektórzy przyszli do biura prosto z łóżka, z jeszcze sterczącymi włosami i zapomnieli włożyć na siebie coś więcej niż bokserki – za co Lilly serdecznie mnie przepraszała. Śmiechu było przy tym masa. Z całej szóstki tylko Tomson – drugi wokalista – prezentował się nieskazitelnie. Spędził z nami najwięcej czasu. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Jego żarty rozbawiały mnie do łez. A gdy zaczął rozmawiać z brzuchem Lilly, to zwyczajnie spadłam z krzesła!

Chłopaki oprowadzili mnie po Domu, tak abym mogła czuć się swobodnie. Zjedliśmy wspólny obiad a potem uczestniczyłam w próbie. Byłam pod wielkim wrażeniem tego co usłyszałam. Chłonęłam atmosferę niczym gąbka. Czułam się tam naprawdę zaskakująco dobrze. Wszyscy tak ciepło mnie przyjęli.

Gdy ogarnęłyśmy z Lilly codzienne tematy biurowe, Adam zaprosił wszystkich do salonu. Przedstawił pokrótce plan na kilka następnych dni. Chłopcy mieli zaplanowane koncerty od piątku do niedzieli. Dodatkowo mieli się pojawić na imprezie promującej płytę jakiegoś innego wykonawcy, który przynależał do tej samej wytwórni. Miałam oczywiście jechać razem z całą ekipą, więc czekał mnie pracowity weekend.

Pod koniec dnia, zbierałam się już do domu. Przypomniałam sobie jednak, że zostawiłam telefon na dole w biurze. Zbiegłam po niego szybko. Gdy wracałam usłyszałam jak do salonu ktoś wchodzi. Instynktownie zatrzymałam się w pół kroku.

– Kogo zaprosisz na ślub Wojtka? – spytał Baron.

– Nie wiem jeszcze! Może naszą nową asystentkę? – odpowiedział Tomson śmiejąc się.

Zmroziło mnie! O czym oni mówili? Ślub Wojtka? Nie! Nie! Nie! To nie mogła być prawda! Chyba nie był aż takim palantem? Przystawiał się do mnie, mając w planach ślub? I Tomson chyba nie mówił poważnie, że chce mnie zaprosić? Nie powinnam podsłuchiwać, ale nogi dosłownie wrosły mi w ziemię. Wstrzymałam oddech i cicho nasłuchiwałam dalej, nie chcąc zdradzić swojej obecności.

– Stary igrasz z ogniem. Wozzo cię zabije jak się dowie – powiedział Baron.

– No przecież wiem! Ale znasz mnie, lubię go denerwować!

Roześmiali się oboje. Co to wszystko miało znaczyć? Wojtek nie chciał abym dowiedziała się o ślubie? A Tomson chciał go zdenerwować i mnie zaprosić? Myśli krążyły mi po głowie jak szalone. Nie wytrzymałam dłużej, musiałam natychmiast dowiedzieć się co jest grane. Wbiegłam więc po schodach, na tyle głośno aby mnie usłyszeli. Gdy tylko znalazłam się na górze zobaczyłam ich siedzących w salonie. Obydwoje spojrzeli na mnie jednocześnie.

– O Julia! Tomson chciałby cię o coś zapytać! – powiedział Baron i zaniósł się śmiechem.

Tomek trzepnął go poduszką z sofy i podszedł do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.

– O co chodzi? – ponagliłam go niecierpliwie.

– Chodzi o to, że w lipcu Lajan się żeni. A ja nie mam z kim iść na wesele. I pomyślałem o tobie! – powiedział.

Lajan! Boże to Lajan miał się żenić! Kompletnie zapomniałam, że w zespole jest dwóch Wojtków. W życiu jeszcze nie poczułam takiej ulgi. Parsknęłam śmiechem, bo moja wyobraźnia jak zwykle dała niezły popis swoich możliwości. Traciłam zdrowy rozsądek jeśli w grę wchodził Wojtek. Nie wróżyło to dobrze.

Tomek jednak moją wesołość przyjął chłodno.

– Co cię tak bawi? – spytał krzyżując ręce na piersi i marszcząc śmiesznie brwi.

– Nic, nic! Przepraszam – powiedziałam, gdy już opanowałam atak śmiechu. – Do lipca jeszcze sporo czasu, na pewno znajdziesz kogoś z kim naprawdę będziesz chciał pójść.

Mrugnęłam do niego i odwróciłam się na pięcie w kierunku wyjścia, nim zdążył coś powiedzieć.

– Uuuuuuuuuuuu – usłyszałam za plecami jak Baron buczy. – Stary dostałeś kosza! – roześmiał się.

Wracając do domu, nadal zastanawiałam się nad tym co podsłuchałam. W mojej głowie pojawiły się kolejne pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Wszystko to mnie bardzo frustrowało! A przecież nie powinno!

Następnego dnia zjawiłam się w Domu już o ósmej rano. Lilly ani Adama jeszcze nie było o tej porze, byłam więc skazana na siebie. Otworzyłam drzwi kluczem, który został mi wręczony uroczyście dzień wcześniej. W środku panowała cisza. Nie chciałam nikogo budzić, więc na paluszkach przeszłam hol. Przechodząc koło kuchni usłyszałam jednak donośne:

– Dzień dobry bardzo!

Aż podskoczyłam. Tomson siedział przy barze i popijał coś z kubka.

– Jezu, chcesz żebym dostała zawału – poskarżyłam się.

– Coś taka strachliwa? – Zaśmiał się.

– A z ciebie co taki ranny ptaszek? Pozostali śpią, czy wyskoczą za chwilę z ukrycia? – Rozejrzałam się uważnie.

– Śpią jak susełki. Siadaj – poklepał krzesło obok siebie – pogadamy.

Zrobiłam sobie kawę i usiadłam tam gdzie mi wskazał. Zaraz jednak pożałowałam tej decyzji. Nasze krzesła stały tuż obok siebie, dzieliły nas dosłownie centymetry. Tomson bezceremonialnie położył ramię na oparciu mojego krzesła. Spojrzałam na niego niepewnie, próbując wyczytać z jego twarzy czy jest na mnie zły za wczoraj.  Patrzył na mnie dziwnie.

– Jak tam sprawy z Wojtkiem się układają? – zapytał w końcu.

Pierwszy raz ktoś spytał mnie o niego tak otwarcie. Było jasne, że Wojtek rozmawiał z chłopakami na mój temat. Po wczorajszej podsłuchanej rozmowie nie miałam co do tego  żadnych wątpliwości. Nie miałam jednak pojęcia co dokładnie im powiedział.

– Chyba rozmawiacie ze sobą, prawda? Więc powinieneś wiedzieć, że nie ma żadnych spraw – powiedziałam, zaciskając zęby.

– No właśnie nie wiem. Nie rozmawiałem z nim od dwóch dni.

– Zawsze jesteś taki ciekawski? – Grałam na czas.

– Zawsze! – odparł i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

W tym momencie do kuchni wkroczył Baron, przeciągle ziewając.

– Kawy! – powiedział tylko.

– Już ci robię! – Zerwałam się ochoczo zadowolona, iż nie muszę kończyć rozmowy z Tomsonem.

Parę minut później postawiłam przed Baronem parujący kubek. Spojrzał na mnie z wdzięcznością.

– Dziękuję! Czeka nas piękna przyjaźń – jestem tego pewien. Lilly nigdy nie chciała robić kawy! – powiedział i mrugnął do mnie.

– Bo Lilly nie umie robić kawy! – skwitował Tomson i obydwoje się roześmiali.

Zostawiłam ich w kuchni wykręcając się obowiązkami jakie czekały na mnie w biurze. Gdy schodziłam na dół Tomson zawołał za mną:

– Hej! Nie myśl, że ci odpuszczę. Nadal czekam na odpowiedz.

Do południa miałam spokój. Tomson i Baron pojechali na wywiad, a reszta chłopaków skupiła się na konsoli w salonie. Przez nikogo więc nie niepokojona zrobiłam porządek w biurze. Byleby tylko zająć czymś ręce i myśli. Czas do nieuchronnego spotkania z Wojtkiem zbliżał się nieubłaganie. Z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej spięta. Na szczęście zjawił się w końcu Adam.

– Wow, jestem pod wrażeniem – powiedział, gdy zobaczył porządek w biurze.

– To nic takiego. – Wzruszyłam ramionami.

– Wczoraj nie miałem okazji ci powiedzieć, Lilly ma dziś urodziny i chcielibyśmy ją przy okazji  pożegnać jakoś huczniej. Zorganizowałem małe przyjęcie. Możesz jechać już do domu, tylko wróć wieczorem.

W domu stanęłam przed szafą i zastanawiałam się długo co ubrać. W końcu mój wybór padł na moją ulubioną czarną sukienkę w wersji mini. Umalowałam się ciut mocniej i pokręciłam włosy. Zadowolona z efektu zadzwoniłam po taxówkę.

Gdy wróciłam przed Domem nadal nie było samochodu Wojtka, więc trochę spokojniejsza weszłam do środka i zamierzałam się doskonale bawić.

Mój wygląd zrobił na chłopakach chyba zbyt duże wrażenie. Gdy weszłam do salonu, wszyscy jak jeden mąż zaczęli gwizdać, klaskać i okładać rękami oparcia sofy, robiąc wielki hałas. Tomson zażądał wręcz ode mnie wspólnego zdjęcia. Bezceremonialnie objął mnie w pasie, chwycił moje udo i zarzucił go sobie na swoje biodro, nim zdążyłam zaprotestować błysnął flesz.

– Wariacie! – Dałam ma kuksańca, śmiejąc się.

Niedługo później zjawiła się solenizantka i impreza rozkręciła się na dobre. Adam się bardzo postarał był tort, prezenty, życzenia.

Lilly wyściskała wszystkich i pożegnała się z każdym z osobna. Mnie zostawiła sobie na koniec. Jak to miała w swoim zwyczaju zaciągnęła mnie za rękę do kuchni.

– Kochana życzę ci niesamowitej przygody! Pamiętaj, zawsze możesz do mnie zadzwonić. I porozmawiaj z Wojtkiem! Kiepsko to wyszło, ale na pewno wszystko się ułoży. I trzymaj ich wszystkich krótko, jak raz okażesz słabość, będą bezlitośnie cię wykorzystywać.

Przytuliła mnie mocno, na tyle na ile pozwalał jej brzuszek. Była sympatyczną i otwartą osobą. Ledwo ją znałam, a czułam wielki żal i smutek, na myśl o rozstaniu.

Gdy w końcu wyszła z Adamem, który miał ją odwieść, w Domu zapanowała nagle nienaturalna cisza. Chłopcy nagle gdzieś zniknęli. Ubrałam kurtkę i sięgnęłam po komórkę, aby wezwać taxówkę.

– A pani gdzie się wybiera? – Usłyszałam za plecami głos Tomsona.

– No, do domu!

– Przecież impreza dopiero się zaczyna!

Jak na potwierdzenie, ktoś włączył w salonie muzykę.

– Ale jak to? – spytałam zdezorientowana.

– Pożegnaliśmy jedną asystentkę, a teraz musimy przywitać drugą!

Nagle zjawili się pozostali. Każdy trzymał w ręku butelkę z jakimś alkoholem. Baron przepchnął się przed Tomsona i wręczył mi pokaźny kieliszek jakiegoś trunku.

– Chyba żartujecie! – powiedziałam spanikowana.

– Do dna! – powiedział Baron i stuknął się ze mną swoim kieliszkiem.

Co miałam więc zrobić! Przechyliłam kieliszek i poczułam jak alkohol pali mnie w gardło. Otrzepałam się i skrzywiłam. Chłopcy wydali z siebie chóralny okrzyk aprobaty.

– Witamy w Afrofamili – krzyknął Tomson.

Nim zdążyłam zorientować się co się dzieje, przykucnął i przełożył mnie sobie przez ramię. Cały pochód ruszył do salonu wyśpiewując dźwięki Return of the Ceveman:

– Hej, hej, hej!




WOZZ

Byłem zmęczony. Dwa dni na planie wyssały ze mnie całą energię. Marzyłem tylko o tym, aby wziąć prysznic i pójść spać. W planie miałem pojechać do swojego mieszkania, jednak Tomson wysłał mi mmsa z jej zdjęciem, oczywiście w niedwuznacznym ujęciu. Napisał tylko:

Przyjeżdżasz, czy mam się nią zaopiekować?

Gdy w końcu dotarłem do Domu, wszystkie światła były zapalone, więc miałem nadzieję, że się nie spóźniłem. Już od progu słyszałem ich głośne śmiechy. W szczególności jej. Krzyczała głośno do Tomsona aby przestał. Co on jej robił do cholery? Przyspieszyłem kroku i wszedłem do salonu. Nikt nawet nie zauważył mojej obecności. Od razu odszukałem ją wzrokiem. Serce mi mocniej zabiło. Była taka piękna! Przechyliła głowę i spojrzała na mnie.

– Wojtek! – powiedziała tylko.

Nagle w salonie nastała cisza i wszyscy na mnie spojrzeli. Mnie interesowała jednak tylko ona. W jej oczach zauważyłem strach. Dlaczego się mnie bała? Szybko odwróciła wzrok, i schowała się za plecami Tomsona, który otoczył ją ramieniem. Posłałem mu mordercze spojrzenie i odwróciłem się na pięcie. Pozostali coś do mnie krzyczeli, ale zignorowałem ich i poszedłem na górę, do swojego pokoju. Więc tak sobie ze mną pogrywała? Byłem zły. Przez ostatnie dwa dni nie myślałem o niczym innym tylko o niej. Usiadłem na łóżku i schowałem głowę z dłoniach. Zastanawiałem się co dalej.

Nagle usłyszałem jak drzwi do pokoju otwierają się z impetem. To była ona. Wpadła do środka i zatrzasnęła z hukiem drzwi. Spojrzałem na nią zaskoczony.

– Ty! – powiedziała wskazując mnie palcem. – Wozzo! – Wypowiedziała to z taką dozą sarkazmu, że po plecach przeszły mnie ciarki. – Rozbieraj się! – zażądała.

– Co proszę? – spytałem zaskoczony.

– Musimy jakoś rozładować to napięcie między nami. Przecież tego właśnie chciałeś!

– Co masz na myśli? – Roześmiałem się.

Zrozumiałem, że była kompletnie pijana.

– Rozbieraj się! Będziemy się kochać i wszystko wróci do normy.

Patrzyłem na nią oszołomiony. Więc przyszła do mnie! Chciała się kochać! Obudziła się we mnie nadzieja. Może jeszcze nie wszystko jest stracone?

– Skoro ty nie chcesz zacząć, to proszę bardzo, ja zacznę – powiedziała.

Podwinęła sukienkę do góry próbując ją ściągnąć przez głowę. Na chwilę mnie sparaliżowało. Odkąd ją poznałem marzyłem o tym, aby się z nią kochać. Widok jej prawie nagiego i jakże doskonałego ciała zadziałał na mnie oczywiście w wiadomy sposób. Ale nie mogłem pozwolić jej tego zrobić! Nie, kiedy była w takim stanie! Otrząsnąłem się więc i podszedłem do niej. Szamotała się z sukienką, próbując ją ściągnąć. Jednym ruchem uwolniłem ją. Wpadła natychmiast w moje ramiona. Tylko w samej bieliźnie! Święci pańscy, serce tak mi waliło! Ledwo nad sobą panowałem. Wtuliła nos w moją szyję, tak jak lubiłem najbardziej i powiedziała:

– Uwielbiam twój zapach!

Mało brakowało a dałbym się ponieść. Z największym trudem próbowałem opanować przejmujące pożądanie. Tak bardzo jej pragnąłem. Starałem się skupić na czymkolwiek innym byleby tylko ochłonąć. Co nie było łatwe. Skórę miała tak jedwabiście gładką i rozgrzaną. Spojrzałem na nią. Zamknęła oczy i wtulając się we mnie osunęła się na podłogę. Alkohol zwyciężył. Wziąłem ją więc na ręce i zaniosłem do swojego łóżka. Przytuliła się natychmiast do poduszki, a ja okryłem ją kołdrą. Pogłaskałem jej policzek, gapiąc się zwyczajnie na jej piękną twarz. W końcu jednak wstałem i chciałem wyjść, kiedy otworzyła oczy i spojrzała na mnie.

– Nie zostawiaj mnie! – poprosiła.


Więc zostałem.



****************************************************************

Witajcie :-)
Olu rozdział z dedykiem dla Ciebie :-) Jest i Tomson jak obiecałam :-)
Post najdłuższy ze wszystkich. A skoro dwa razy dłuższy to chyba zasługuje na dwa razy wiecej komentarzy? Co wy na to? Dacie rade?
Dziękuję tym którzy są ze mną co piątek i dzielnie komentują. Klaudia dla Ciebie szczególnie duże buzi :-)
A dla tych, którzy czytają, ale nie komentują mam wierszyk motywacyjny :-)

Czytelniku mój kochany i drogi.
Dziękuję żeś wpadł w me progi.
Do szczęścia brakuje mi jednego.
Byś zostawił tu coś swojego.
Komentarz mały, malutki.
Rozwieje wszystkie moje smutki.
Napisz jak Ci się podobało.
Czy opowiadanie mi się udało?
Zmotywuj mnie do pisania.
Bo jest jeszcze dużo do dodania.
Jeśli zaś nie podobało się wcale.
Śmiało wylej swoje żale.

Tak, tak wiem, marna ze mnie wierszkoletka, ale nie mogłam się powstrzymać :-)
Więc jak? Chcecie wiedziec co wydarzy się dalej? Przekonajcie mnie o tym!!
Pozdrawiam wszystkich....

piątek, 15 stycznia 2016

#11

Gdy otrząsnęłam się z pierwszego szoku, zaczęłam obserwować to co dzieje się na scenie. Wojtek razem z drugim wokalistą (tak, był jeszcze drugi!) i resztą zespołu dosłownie roznosili klub. Ubrany był dokładnie tak samo jak dwie godziny wcześniej u mnie. Ten drugi był od niego niższy. Nosił czapkę i równie luźny strój. Na brodzie miał zabawną bródkę. Na pierwszy rzut oka widać było, że świetnie się dogadują na scenie. Energia ich rozpierała. Tłum wokół szalał, a ja stałam jak kołek. Po prostu nie mogłam uwierzyć w to co widzę! W gardle rosła mi coraz większa gula.

W końcu po kilku utworach muzyka ucichła razem z tłumem i Wojtek przemówił wodząc wzrokiem po publiczności.

– Ci którzy nas znają i chodzą na nasze koncerty, zapewne wiedzą, jaką pieśń teraz zagramy. Wiecie również zapewne, co zwykle przed tym utworem się dzieje. – Przez tłum rozległ się cichy śmiech i szepty. – Ale nie dzisiaj! Dzisiaj chciałbym zmienić zasady. Ponieważ jest na tej sali ktoś do kogo chciałbym powiedzieć kilka słów. Chciałbym zadedykować tę piosenkę pewnej osobie, która wiele ostatnio przeszła w swoim życiu. I ja również przyczyniłem się do kilku jej zmartwień.

O cholera, czy on mówi o mnie? Zrobiło mi się słabo i gorąco jednocześnie! Kolana mi zmiękły i poczułam, że za chwilę zemdleję. Mimo to słuchałam uważnie dalej.

– Lecz mimo wszelkim przeciwnościom losu – kontynuował – nie poddała się i nie straciła entuzjazmu, pozostała pełna wiary i nadziei na lepsze jutro. Nie straciła marzeń ani sił by je realizować. I chwała jej za to! Pokazała mi swój świat, a teraz ja chciałbym pokazać jej swój. It’s my life – krzyknął, a tłum zawył i zagwizdał z radości.

Z niedowierzaniem słuchałam i patrzyłam na scenę. To nie był „mój” Wojtek! To był Wozz! Ktoś zupełnie mi obcy, mimo tak znajomej twarzy. Zaczęłam powoli się wycofywać. Najchętniej uciekłabym, ale najpierw musiałam się z nim rozmówić. Używając swojej przepustki bez problemu dostałam się za kulisy sceny. Było tam zdecydowanie ciszej i nie panował taki zaduch jak na głównej sali. Szłam jakimś korytarzem zastanawiając się gdzie powinnam zaczekać na koniec koncertu. Serce nadal waliło mi zbyt szybko. Nagle tuż przede mną otworzyły się drzwi. Odskoczyłam, aby uniknąć zderzenia. Z pomieszczenia wyłonił się jakiś mężczyzna. Speszona wymamrotałam przeprosiny i już chciałam się wycofać do wyjścia, gdy zapytał:

– Ty jesteś Julia, prawda?

Zaskoczona pokiwałam głową.

– Jestem Adam, menadżer zespołu. – Przywitał się, grzecznie podając mi dłoń.

– Miło mi poznać. Julia Kamińska – powiedziałam, podając mu swoją.

– Podobno szukasz pracy? Muszę przyznać, że twoje CV zrobiło na mnie wrażenie. Poszukuję asystentki, zainteresowana? – spytał.

Patrzyłam na niego oniemiała. A więc jednak była jakaś praca! Po tym co zobaczyłam myślałam, że był to tylko pretekst, aby mnie tu ściągnąć.

– Jasne! Eee przepraszam, to jest tak, oczywiście! – motałam się.

Adam roześmiał się sympatycznie.

– Ale ci namieszał w głowie. Mówiłem mu, żeby powiedział ci wcześniej, ale się uparł. – Najwyraźniej mówił o Wojtku. – Zapraszam w takim razie. – Wskazał gestem pomieszczenie z którego wyszedł, przepuszczając mnie w drzwiach.

Odbyliśmy naprawdę miłą rozmowę. Adam zapytał o moje doświadczenie. Opowiedziałam mu więc czym zajmowałam się w Anglii. Zaczynałam jako zwykły, szeregowy pracownik biura obsługi klienta w dość sporej korporacji. Zawsze wykonywałam swoje obowiązki sumiennie i rzetelnie, miałam mnóstwo pomysłów, które wcielałam w życie. Nigdy nie potrafiłam usiedzieć przez osiem godzin, ganiałam po całej firmie pomagając to tu, to tam. W każdym dziale do którego trafiałam starałam się tak samo mocno. Co oczywiście owocowało kolejnymi awansami. W końcu sam prezes firmy zaproponował mi stanowisko swojej osobistej asystentki. I to był strzał w dziesiątkę. Wreszcie poczułam się jak odpowiedni człowiek, na odpowiednim miejscu. Byłam odpowiedzialna za każde zadanie powierzone mi przez szefa. Począwszy od typowo biurowych spraw, po organizację wyjazdów, konferencji, czy bardziej przyziemnych jak zakupy. Stale byłam w ruchu i wyjazdach. Uwielbiałam to!

Adam przedstawił mi pokrótce zakres obowiązków. Oczywiście nie był wstanie określić wszystkiego. Miałam po prostu być pod ręką i pomagać w obowiązkach biurowych itp. Mój brak doświadczenia w branży muzycznej mu nie przeszkadzał. Jak sam powiedział, szukał osoby zaufanej, która będzie zapisywać jego myśli i pomagać mu je realizować. Mi to odpowiadało w pełni. Na koniec dał mi do przeczytania umowę i warunki współpracy.

– A teraz przepraszam, ale zostawię cię samą. Mam do załatwienia kilka rzeczy. Poczekaj tutaj. Jak przypuszczam chciałabyś jeszcze porozmawiać z Wojtkiem?

– Tak – odpowiedziałam, zaciskając usta.

– Tylko bądź dla niego wyrozumiała. Naprawdę chciał dobrze! – powiedział.

– Tylko mu nie wyszło! – odpowiedziałam, gdy już wyszedł.

Sądząc po stłumionych odgłosach zza ściany, koncert trwał nadal. Pozostało mi jedynie cierpliwie czekać. Przy czym cierpliwość objawiała się u mnie spoconymi, trzęsącymi dłońmi, sercem które uparcie za szybko biło i głową pełną złych przeczuć. Tylko czego się tak obawiałam?

Postanowiłam więc dla uspokojenia przeczytać warunki umowy, które zostawił mi Adam. Z początku wszystko było dla mnie jasne, klarowne i oczywiste. Jednak gdy dotarłam na ostatnią stronę zamarłam. Poczułam jak lodowaty sztylet przebija mi serce. Oprócz zawodowych obowiązków nic więcej nie mogło mnie łączyć z żadnym członkiem zespołu! Tak mówił jeden z paragrafów.

Skoro Wojtek zaproponował mnie Adamowi na to stanowisko, musiał dobrze wiedzieć na jakie warunki miałam przystać. Poczułam się zdradzona i oszukana. Więc od początku, to wszystko między nami było dla niego czym? Tylko i wyłącznie zabawą! Chodziło mu tylko o…! Boże!  Nie zależało mu na żadnym poważnym związku. No oczywiście, że nie! A ja głupia i naiwna zainwestowałam w niego swoje uczucia. Nawet nie miał odwagi mi o tym powiedzieć osobiście! Poczułam łzy na policzku. Szybko je starłam i wściekle zaczęłam zbierać kartki z biurka. W tym momencie drzwi się otworzyły i do środka nieproszony wszedł Wojtek.

Był cały spocony, w dłoni trzymał jakiś biały ręcznik. Uśmiechnął się do mnie niepewnie.

– Cześć!  – powiedział.

Zmierzyłam go wściekle wzrokiem.

– A więc Wozzo, przepraszam tak to się odmienia? – spytałam, wrzucając w to pytanie tyle sarkazmu ile tylko mogłam. Zauważyłam jak po jego twarzy przeszedł grymas. – Jesteś artystą? Naprawdę, gratuluję ci świetnego występu.

– Jesteś wkurzona – powiedział, jakby do siebie.

– Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś kim naprawdę jesteś? – zapytałam w końcu, bo to pytanie tłukło mi się po głowie.

– Myślałem, że to nie ma znaczenia – powiedział smutno.

Cała jego pewność siebie i charyzma nagle gdzieś zniknęły. Wyglądał jak kupka nieszczęścia, zwiesił luźno ramiona i spuścił wzrok. Tak bardzo chciałam go przytulić, pocałować, usłyszeć od niego jakiś żart, który jak zwykle mnie rozbawi. Ale niestety wszystko się zmieniło. On nie szukał tego, czego szukałam ja. Bolało jak cholera.

– Cóż, teraz mam już pogląd na całą sprawę. – Pomachałam mu przed nosem warunkami umowy. – Dzięki za załatwienie pracy, jestem bardzo wdzięczna.

W tym momencie do biura ktoś zapukał. Po chwili w drzwiach pojawił się Adam.

– No i jak tam, dogadaliście się? – zapytał wesoło. – Nie chciałbym przeszkadzać, ale tłum łaknie twojej krwi. – Popatrzył wymownie na Wojtka.

– Ja lepiej już pójdę. – Zmusiłam się do uśmiechu i poczłapałam na korytarz.

Wojtek dogonił mnie jednak, złapał za łokieć i odwrócił przodem do siebie.

– Zaczekaj, odwiozę cię – powiedział jakoś dziwnie ochryple.

– Nie trzeba – odpowiedziałam, wyrywając mu rękę trochę zbyt stanowczo. – Słyszałeś co powiedział Adam, masz wrócić na scenę.

– Porozmawiaj ze mną! – zażądał.

– Nie mamy już o czym – wysyczałam wściekle, ledwo nad sobą panując.

– Myślałem, że oboje chcemy tego samego.

Jego bezczelność przekraczała wszelkie granice! Czy to sława działała na niego w ten sposób? Naprawdę myślał, że zależy mi tylko na…!? Przez myśl mi to nawet nie chciało przejść! Był aż takim… dupkiem? Gotowało się we mnie z wściekłości.

– Myliłeś się – powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Najchętniej pobiegłabym, ale czułam na sobie jego wzrok. Gdy w końcu znalazłam się na zewnątrz odetchnęłam z ulgą. Stanęłam na chodniku niepewna w którą stronę powinnam się udać. W ręce nadal ściskałam umowę. A więc miałam pracę marzeń! Ale również i złamane serce!

Dotarłam do domu w stanie kompletnego rozbicia emocjonalnego. Ręce nadal mi się trzęsły, postanowiłam więc dla uspokojenia wypić kieliszek wina. Po kilku głębszych łykach włączyłam komputer i w wyszukiwarce wpisałam słowo: Afromental. Mimo rozbitego serca byłam przecież profesjonalistką jeśli chodzi o powierzone obowiązki. Chciałam być dobrze przygotowana, gdyż już następnego dnia miałam stawić się w pracy. Na YouTube obejrzałam ostatnie teledyski, kilka wywiadów, dowiedziałam się jakie sukcesy odnosił zespół w ostatnich latach. Wszystko to ze łzami w oczach i zaciśniętymi zębami. Z niedowierzaniem kręciłam głową za każdym razem, gdy widziałam jakieś nowe zdjęcie Wojtka. Zastanawiałam się dlaczego wcześniej nie próbowałam znaleźć go na Facebooku. Był taki tajemniczy a mimo to nie zrobiłam nic aby zbliżyć się do rozwiązania zagadki. Tylko czy coś by to zmieniło, gdybym wiedziała wcześniej? Nie byłam niczego pewna. W miarę wypijania kolejnych łyków wina, coraz śmielej otwierałam kolejne strony. W końcu trafiłam na pewien wywiad w którym Wojtek rozmawiał z jakąś młodziutką i ładniutką dziennikarką. Flirtował z nią tak otwarcie, że biedna dziewczyna cała była w pąsach! A mnie dosłownie chciał trafić szlag! Pod filmikiem było pełno komentarzy, z których można było wywnioskować tylko jedno – Wozzo żadnej dziewczynie nie przepuści! Wściekle zamknęłam klapkę od laptopa, gdy przeczytałam ostatni wpis. Było to tylko jedno słowo: „Zaliczył”. Coś we mnie pękło. Więc był artystą, który bez żadnej obłudy wykorzystywał swoją sławę do zdobywania i zaliczania dziewczyn! Ja miałam być kolejna, ale na jego warunkach. Bez żadnego związku. Czysty pociąg fizyczny! Byłam taka naiwna! Jak głupia dałam sobie zmydlić oczy.


W głowie zaświtała mi myśl, że powinnam zrezygnować z pracy. Jednak im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam pewna – on nie był tego wart. Zależało mi na pracy bardzo. Już raz zrezygnowałam przez faceta! Teraz byłam silniejsza. Przecież dam radę! Uporam się z uczuciami i nie przeszkodzą mi one w dążeniu do sukcesu!

***************************************************************************8

Witajcie :-)
Black Rose rodział z dedykiem dla Ciebie :-)
Napiszę dzisiaj krótko.... 
No i co myślicie???.....