piątek, 30 września 2016

II#1

Witajcie Kochani! Powracam... z drugą częścią, z nowymi pomysłami, z nowymi bohaterami jak i również ze starymi obawami czy Wam się spodoba...
Nie ukrywam czasu było mało, ale bardzo się starałam, bo nie chcę Was zawieść. Nie jestem do końca zadowolona z efektów końcowych (zresztą chyba nigdy nie będę, bo wiecznie bym coś poprawiała), ale nie chcę Was dłużej trzymać w niepewności. Poza tym, w najbliższym czasie będę skupiona na czymś innym, (ale o tym narazie cicho szaaaa), dlatego zdecydowałam, że już najwyższy czas. Mam tekstu na kilkanaście rozdziałów, w planach następne, ale zanim się za nie zabiorę potrzebuję Waszych opinii i motywacji... Tak więc... siedzicie wygodnie? Jesteście gotowi? 
Akcja rozpoczyna się trzy lata później odkąd zniknęła Julia. Poznajcie Ewę - nową bohaterkę....



Pierwszy września. Nie mogłam uwierzyć, że wakacje już się skończyły. Czas zdecydowanie za szybko płynął. Powinnam wrócić do pracy wypoczęta a tymczasem czułam się jakbym nie miała urlopu. Oczywiście wiedziałam jaka jest przyczyna takiego stanu. Decyzja o przeprowadzce do Michała, była błędem. W ogóle decyzja, aby zainwestować w niego czas była porażką. Każdego dnia uświadamiałam sobie to głębiej. Zachodziłam w głowie, jak do tego doszło. Z dwojga wydających się kochać ludzi staliśmy się niemal wrogami. Czy to codzienna rutyna nas zabijała? Wydawało mi się, że go znam, jednak szybko musiałam zweryfikować swój pogląd. Te kilka godzin w tygodniu, które spędzaliśmy przez ponad rok na randkach, dało mi jego obraz, jak się okazało w krzywym zwierciadle. Gdy się do niego wprowadziłam, wszystko się zmieniło. Nagle stał się zaborczy i zazdrosny. Zaczął ode mnie więcej wymagać a sam nie dawał mi nic w zamian. Zdawał się całym sobą mówić: „usidliłem cię, jesteś teraz moja i masz robić co ci każę”. Oczywiście buntowałam się, z tego powodu wybuchały awantury. Miałam tego już serdecznie dość. Byłam zmęczona, nie tego oczekiwałam po wspólnym zamieszkaniu. To nie była moja wizja idealnego związku. Nie po to stawałam na głowie, aby zaczął się ze mną spotykać, by teraz zadawalać się taką byle jakością. Zastanawiałam się dlaczego nadal z nim jestem. Z powodu miłości? Nie to nie była miłość! To co w takim razie? Chęć bycia w związku dla związku i obawa, że zostanę starą panną? Wieku nie oszukam! Sama siebie również! Byłam żałosna! Z zamyślenia wyrwał mnie płacz dziecka. Niby nic nowego, w przedszkolu dzieci wiecznie płaczą, zwłaszcza na początku kolejnego roku szkolnego. Moim obowiązkiem jako przedszkolanki było jednak dbanie, aby płakały jak najmniej. Przystanęłam cicho przy szatni skąd dochodził dźwięk, chcąc rozeznać się w sytuacji.

– Tatusiu, proszę nie zostawiaj mnie tutaj. Chcę do domu – zawodziła jakaś dziewczynka.

– Słoneczko, obiecałaś spróbować. – Jakiś męski głos próbował ją uspokoić.

– Boję się, proszę zostań ze mną.

Słysząc podciąganie małym noskiem i płacz, mogłam sobie z łatwością wyobrazić tę scenę. Dziewczynka przyklejona do nogi taty, próbuje przekonać go łzami, aby jej nie zostawiał. Jako pedagog oczywiście wiedziałam, że dla dzieci jak i dla rodziców takie rozstania nie są łatwe. Jednak rodzic zawsze powinien być stanowczy, oczywiście w łagodny sposób spróbować przekonać dziecko aby jednak spróbowało. Z zasłyszanych słów, zrozumiałam, że tatuś jednak zaczyna się łamać, postanowiłam więc wkroczyć do akcji. Weszłam do szatni. Mężczyzna tulił w objęciach zapłakaną dziewczynkę.

– Dzień dobry – powiedziałam i z uśmiechem na ustach podeszłam do nich. – Hej, ślicznotko, chyba jesteś dziś u nas pierwszy raz? Zgadłam? – zagadałam do małej.

Podciągnęła noskiem i spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Punkt dla mnie! Pokiwała głową.

– Jak się nazywasz? – ciągnęłam dalej.

– Maja Łozowska – odpowiedziała swoim słodkim głosikiem.

– Miło mi cię poznać Maju, ja jestem Ewa. Tak się składa, że jestem wychowawczynią twojej grupy. Chciałabyś zobaczyć naszą salę zabaw?

Małej rozbłysły oczy i uśmiechnęła się kiwając głową. Wyswobodziła się z uścisku ojca i złapała rękę którą do niej wyciągnęłam, zachęcając ją do podejścia.

– Dziękuję – szepnął w moim kierunku ojciec dziewczynki.

Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Na oko, sądząc po zmarszczkach na twarzy miał ponad trzydzieści lat, mimo to ubrany był zdecydowanie luzacko i młodzieżowo. Miał na sobie skurzaną kurtkę, spod której wystawała bluza w kapturem. Głowę przykrywał mu czarny kapelusz, spod którego luźno zwisały lekko kręcone włosy, sięgające ramion. Spodnie rurki i jakieś modne buty. Zupełnie odbiegał stylem od pozostałych tatusiów, których spotkałam dotychczas w całej swojej karierze pedagoga. Było w nim coś… innego, coś co sprawiało, że nie potrafiłam oderwać wzroku. Miałam nieodparte wrażenie, że gdzieś go już widziałam. Zaraz, zaraz! Tak! Olśniło mnie. To był wokalista jakiegoś zespołu, widziałam go już przecież w telewizji. Nie mogłam sobie przypomnieć jak się nazywał, ale byłam niemal pewna, że to on. Uśmiechnęłam się do niego głupawo. Zaraz jednak przybrałam profesjonalny wyraz twarzy! Co z tego, że to gwiazda. Nie chciałam, aby wziął mnie za jakąś ofiarę, co mdleje, na widok celebryty. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni jakiś kartonik i podał mi go, mówiąc:

– Proszę dzwonić, gdyby płakała, lub… po prostu proszę dać mi znać jak sobie radzi. Mogę panią o to prosić?

Wzięłam wizytówkę i schowałam ją szybko do kieszeni.

– Proszę się nie martwić, jest w dobrych rękach. Wszystko będzie dobrze – powiedziałam.

Pożegnał się z córką i szybko wyszedł.

Moja nowa podopieczna nie opuszczała mnie na krok cały dzień. Dzieci różnie reagują. Jedne chojrakują na początku, by za chwilę płakać po kątach, inne płaczą na początku, ale później dzielnie trzymają fason. Maja była inna. Od razu przejęła rolę mojej pomocnicy. Chciała mi we wszystkim pomagać. Wpatrywała się we mnie zachwycona, co chwilę się do mnie przytulała. Inne dzieci nie bardzo ją interesowały. Była bardzo wygadana jak na trzylatkę i zadawała mi miliony pytań. Gdy w końcu nastała przerwa na leżakowanie i położyłam dzieci spać, miałam chwilę odpoczynku. Przypomniałam sobie o wizytówce. Wyjęłam ją szybko i z zaciekawieniem obróciłam w dłoniach. Na białym kartoniku widniał tylko numer telefonu oraz imię i nazwisko: Wojciech Wozzo Łozowski. Nie namyślając się długo wystukałam na komórce smsa:

Maja radzi sobie świetnie. Proszę się nie denerwować. Pozdrawiam Ewa.

Odpowiedz nadeszła bardzo szybko.

Ufff Dziękuję. Również pozdrawiam Wojtek.

Uśmiechając się pod nosem zapisałam sobie jego numer w komórce pod nazwą: Gwiazda.

Reszta dnia zleciała jak zawsze. Zaraz po obiedzie zaczęli się schodzić rodzice, aby odebrać swoje pociechy. Maja siedziała na moich kolanach i rozemocjonowana opowiadała mi o swoich urodzinach, które odbyły się niedawno. Słuchałam jej wtrącając w odpowiednich momentach „ochy” i „achy” jednocześnie rozglądając się po sali, aby sprawdzić jak inne dzieci sobie radzą. Śmiejąc się z opowiadania dziewczynki odwróciłam głowę i napotkałam spojrzeniem Wojtka. Nie wiedziałam jak długo stał w drzwiach, ale przyglądał nam się z dziwnym wyrazem twarzy. Z jakiegoś powodu pomyślałam, że jego spojrzenie wyraża tęsknotę, ale to było coś głębszego niż tylko tęsknota za córką, której nie widział raptem kilka godzin. Zrobiło mi się go żal, mimo iż to uczucie było kompletnie irracjonalne, bo skąd mogłam wiedzieć co mu tam w głowie właśnie grało?

Podeszłam do niego, niosąc na rękach Maję przytuloną, jak małpkę. Mała oderwała się ode mnie niechętnie, co mnie bardzo zdziwiło. Coś tu było nie tak. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, aby dziecko w pierwszym dniu nie miało ochoty wracać do domu. Wojtek odebrał córkę i podziękował mi. Jego wzrok był zimny i przenikliwy. Czy tylko mi się to zdawało? Zostałam w tym samym miejscu, podczas gdy oni zniknęli za rogiem. Usłyszałam jeszcze jak mała mówi:

– Tatusiu, pani Ewa jest taka super. Moglibyśmy spotkać się z nią poza przedszkolem?

– Chciałabyś tego? – spytał Wojtek. Jego głos jakby lekko zadrżał.

– Bardzo! – odpowiedziała mu dziewczynka.

Przez następne kilka dni Maja zawładnęła moim sercem. Była rozbrajająco szczera i zabawna. Codziennie miała dla mnie nową porcję opowieści. A to jak jej tata, przypalił obiad, albo jak babcia zgubiła kluczyki do samochodu. Poznałam całą jej rodzinę i znajomych Wojtka poprzez jej paplaninę. Jedyne co mnie smuciło to, że nigdy nie opowiadała o matce. To, że traktowała mnie bez mała, jak rodzicielkę świadczyło tylko o jednym. Musiała jej nigdy nie poznać, lub miała z nią bardzo ograniczony kontakt. Nie chciałam być wścibska i jej wypytywać, ale nurtowało mnie to. Brakowało jej ewidentnie matczynej miłości. Wojtek sądząc po jej opowieściach starał się jak mógł, ale dziewczynka potrzebowała jednak kobiecej dłoni obok siebie. Jak sama kiedyś powiedziała: „tatuś by tego nie zrozumiał”. Z jednej strony cieszyłam się, że mogę ją wesprzeć choć kilka godzin dziennie, z drugiej myślałam perspektywicznie. Nie chciałam aby przyzwyczajała się do mojej obecności, bo wiedziałam, że to nie będzie trwało wiecznie. Najdziwniejsza jednak w tym wszystkim była postawa Wojtka. Wyczuwałam od niego ogromny dystans w stosunku do mojej osoby. Czułam, że przygląda mi się, obserwuje i analizuje moje relacje z Mają. Rozmawiał ze mną zawsze bardzo powściągliwie. Miałam wrażenie, że jest na mnie zły z powodu tego, że córka okazuje mi tyle zainteresowania.

Któregoś dnia, robiłam zakupy w jednym z hipermarketów. Przechodząc obok regałów z zabawkami, mignęła mi znajoma główka. Maja kucała i cichutko płakała. Podbiegłam do niej szybko.

– Kochanie co się dzieje? – spytałam zaniepokojona, rozglądając się nerwowo na boki. Nigdzie jednak nie widziałam jej taty.

Dziewczynka gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła mi się na szyję.

– Zgubiłam się! Nie chciałam! – łkała spazmatycznie.

– Już dobrze, kochanie. Zaraz zadzwonię do twojego taty.

Znalazłam w torebce komórkę i pospiesznie wykręciłam numer. Mała cichutko popłakując nie chciała się ode mnie oderwać.

– To nie jest najlepszy moment – usłyszałam w słuchawce zdenerwowany głos Wojtka.

– Tak wiem! Znalazłam ją – powiedziałam szybko nim zdążył się rozłączyć.

– Co? Gdzie ona jest? – spytał.

– W alejce z zabawkami.

– Z zabawkami? No jasne, że z zabawkami… idiota ze mnie. Zaraz tam będę – powiedział i się rozłączył.

Chwilę później zobaczyłam go jak biegnie. Maja gdy tylko go ujrzała rzuciła mu się na szyję.

– Przepraszam tatusiu – pisnęła.

– Już wszystko dobrze córeczko, ale proszę nie rób mi tak więcej.

Wojtek zamknął oczy i przytulił małą. Na jego twarzy malowała się ulga. Stałam i ze wzruszeniem patrzyłam na nich oboje. Poczułam ukłucie zazdrości. Też tak chciałam! Chciałam mieć faceta, który będzie właśnie tak traktował nasze dziecko. No może pomijając fakt, że oczywiście dostałby burę za to, że ją zgubił. Po raz pierwszy poczułam, że chciałabym taką rodzinę. Chciałabym takiego męża i takie dziecko. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie obok nich. Stop! Wróć na ziemie! Fantazjujesz! Pokręciłam głową aby odegnać od siebie obrazy, które spłynęły mi do głowy nieproszone.

– Dziękuję. – Wojtek przerwał w końcu mój potok myślowy. – Wystarczyła chwila nieuwagi i już jej nie było. – Tłumaczył się.

– Zdarza się! Na szczęście nic złego się nie stało – odpowiedziałam, uśmiechając się. Chyba pierwszy raz zwrócił się do mnie nie używając słowa „pani”. Najwyraźniej emocje tak na niego wpłynęły. Nawet się uśmiechnął. Cóż za zmiana!

– Tatusiu zabierzemy panią Ewe na lody? Proszę? – Maja zaskomlała, gdy już przestała płakać.

– Pani Ewa na pewno jest zajęta, robi zakupy – odpowiedział Wojtek, zerkając w moją stronę.

– Właściwie, to mam czas. I mam już wszystko co potrzeba w wózku – powiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.

Maja klasnęła w dłonie. Przynajmniej ona się ucieszyła. Wojtek z wymuszonym, uprzejmym uśmiechem przepuścił mnie pierwszą do kasy. Całą drogę do kawiarni przy pasażu pokonaliśmy w milczeniu. Znaczy milczałam ja i Wojtek, Maja natomiast podskakując radośnie podśpiewywała piosenkę której dzisiaj się nauczyła w przedszkolu. W pewnym momencie złapała nas oboje za ręce. Spojrzeliśmy na siebie z Wojtkiem jednocześnie. Dla kogoś z zewnątrz ten obrazek wydawał się zapewne sielski. Ot, para ludzi spacerowała sobie trzymając się za ręce z dzieckiem. Widziałam w jego spojrzeniu, że poczuł się nieswojo. Ja miałam jednak inne odczucia. W zakamarkach umysłu zaczęło coś kiełkować, ale jeszcze nie byłam pewna czy coś będę chciała z tym zrobić.

Wozzo

Patrząc jak Majka szczęśliwie podskakiwała, gdy spacerowaliśmy przez pasaż, biłem się z myślami. Złapała nas oboje za ręce, nie zdając sobie oczywiście sprawy z tego jak to wyglądało. Zerknąłem na Ewe, zarumieniła się, najpewniej też poczuła się niezręcznie. Majka nie pierwszy raz wykręcała mi taki numer. Gdziekolwiek bym jej nie zabrał, zawsze lepiła się do jakiejś kobiety. Serce mi się krajało, bo wiedziałem z czego to wynikało. Choćbym nie wiem jak się starał nie mogłem zastąpić jej matki, o którą bez przerwy ostatnio pytała. Od jakiegoś czasu wszystkie spotkane kobiety traktowała jako potencjalne kandydatki na mamy. Z tymże żadna do tej pory nie poświęciła jej tyle uwagi, co Ewa. Nie wiedziałem, co mam o niej myśleć. Z dnia na dzień coraz bardziej mnie ciekawiła. Gdy patrzyłem, jak zajmuje się małą serce mi rosło. Oczywiście była przedszkolanką, to jej praca, musiała się opiekować dziećmi. Jednak miałem wrażenie, że traktuje Maję jakoś dużo szczególniej niż inne dzieci. Nieraz podglądałem to jak się z nią bawiła, jak rozmawiały radośnie się śmiejąc. Majka nie przestawała o niej mówić po powrocie z przedszkola. Cholernie mnie to gryzło. Co miałem jej powiedzieć gdy pytała czy możemy się z nią spotkać poza przedszkolem? Dotychczas nie myślałem nawet o tym aby zacząć się z kimś spotykać. Samolubnie użalałem się nad sobą, podczas gdy nie zauważałem, że Mai jest potrzebna matka. Wszyscy na około powtarzali mi, że powinienem odpuścić i zacząć żyć dalej. Ale jak miałem odpuścić miłość swojego życia? I jak miałem wytłumaczyć trzylatce, że nie może każdej napotkanej kobiety napastować jakby była jej matką? Minęło już tyle czasu, czułem, że wspomnienia po Julii zaczynały blednąć w mojej głowie i rozmywać się. To poczucie odkładało się nową warstwą smutku na ciągłej tęsknocie. Tak bardzo mi jej brakowało…

Usiedliśmy w końcu w kawiarni. Kelnera przyniosła zamówienie. Między nami nadal trwała cisza. Byłem zły, że Majka mnie wrobiła, ale z drugiej strony patrząc na jej uśmiechniętą twarzyczkę, jak mógłbym odmówić jej tej chwili radości. Postanowiłem się w końcu przełamać i dać Ewie szansę. A nuż może się nie zanudzę? Była wysoką, szczupłą blondynką z niebieskimi oczami, nawet całkiem ładna, na swój dziewczęcy sposób, ale kompletnie nie w moim typie! Tak bardzo różniła się od Julii. Nie mogłem nic poradzić na to, że każdą napotkaną kobietę do niej porównywałem.

– Dawno pracuje pani jako przedszkolanka? – spytałem.

– Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Ewa – uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę przez stolik. Miała ciepłą dłoń.

– No tak! Tak w sumie chyba będzie łatwiej. Wojtek – odpowiedziałem potrząsając lekko naszymi splecionymi dłońmi.

Rozmowa szybko zeszła na temat Mai. Nim się spostrzegłem pół godziny minęło jak dwie minuty. Ewie nagle zadzwoniła komórka. Szybko odnalazła telefon w torebce i spojrzała na wyświetlacz. Mina jej zrzedła gdy zobaczyła kto dzwoni. Z lekkim przerażeniem w oczach odrzuciła połączenie i szybko wstała, żegnając się pośpiesznie. Dziwne to było. Odniosłem wrażenie, że bała się osoby dzwoniącej. Nie mogłem się powstrzymać i obserwowałem ją jak się oddalała. Nie namyślając się długo, złapałem Majkę pod pachę i popędziłem za nią. Sam nie wiem czym się kierowałem. Gdy wyszliśmy na parking od razu ją zauważyłem. Stała obok drogi, obładowana siatami i rozglądała się energicznie. Przystanąłem na chwilę. Koło niej zatrzymało się jakieś zdezelowane Audi. Z głośników samochodu sączył się ciężki rap. Kierowca uciszył muzykę i nachylił się w jej kierunku przez szybę.

– Ile można czekać na ciebie? – warknął.

– Jak byś łaskawie mi pomógł to byłoby szybciej – odszczekała się, próbując otworzyć bagażnik samochodu. Po kilku nieudanych próbach, zawołała:

– Otwórz ten bagażnik!

Z samochodu wysiadł koleś w dresie i obcisłej koszulce. Klnąc soczyście pod nosem, podszedł do tyłu samochodu i odepchnął ją trochę zbyt stanowczo.

– Nic nie umiesz sama zrobić! – krzyknął otwierając klapę.


Ewa włożyła zakupy do środka i zatrzasnęła bagażnik. Oczywiście nie pomógł jej z siatkami tylko od razu usadowił się za kierownicą. Dziewczyna jeszcze nie zdążyła zatrzasnąć drzwi, gdy auto z piskiem ruszyło. Przejeżdżając koło mnie, nasze spojrzenia się spotkały. Bardzo mi się nie spodobało to, co zobaczyłem w jej oczach. Z wściekłości zacisnąłem dłonie w pięści. To nie twoja sprawa – powtarzałem sobie w myślach, jednak nie mogłem się pozbyć z głowy widoku jej przerażonych oczu.

*******************************************************

No i jak? Zdziwieni? Zaskoczeni? Źli? Zadowoleni? Zaciekawieni? Znudzeni?
Cokolwiek czujecie, dajcie upust swoim emocjom w komentarzach... KONIECZNIE!!!!
PS. To jakie macie plany na piątkowe wieczory?
Pozdrawiam,
Wasza Angela...



piątek, 9 września 2016

#Ogłoszenie

Witajcie kochani...
Co się tyczy kontynuacji mojego opowiadania to... Większość z was w komentarzach narzuciła mi termin na "po wakacjach", mimo iż ja nigdy nie mówiłam kiedy nowe rozdziały się pojawią... Jednak postanowiłam sprostać Waszym oczekiwaniom... wakacje upłynęły mi więc "pracowicie", niestety jednak jeszcze nie jestem gotowa aby to opublikować... potrzebuję jeszcze chwilki czasu... może tydzień... może dwa... nie dodam nic nowego jeśli nie będę mieć absolutnej pewności, że zdążę dopisać resztę publikując jak zazwyczaj co tydzień. Także proszę Was o jeszcze trochę cierpliwości, no i oczywiście o motywacje. Jesteście ze mną jeszcze? Kto chce przeczytać 2 część wstawia komentarz!!!

No i mały spoiler - w kontynuacji pojawią się nowe postacie (jak i stare oczywiście :-) będzie więcej tekstu z narracją Wozza... no i...