Nie ukrywam czasu było mało, ale bardzo się starałam, bo nie chcę Was zawieść. Nie jestem do końca zadowolona z efektów końcowych (zresztą chyba nigdy nie będę, bo wiecznie bym coś poprawiała), ale nie chcę Was dłużej trzymać w niepewności. Poza tym, w najbliższym czasie będę skupiona na czymś innym, (ale o tym narazie cicho szaaaa), dlatego zdecydowałam, że już najwyższy czas. Mam tekstu na kilkanaście rozdziałów, w planach następne, ale zanim się za nie zabiorę potrzebuję Waszych opinii i motywacji... Tak więc... siedzicie wygodnie? Jesteście gotowi?
Akcja rozpoczyna się trzy lata później odkąd zniknęła Julia. Poznajcie Ewę - nową bohaterkę....
Pierwszy września. Nie mogłam
uwierzyć, że wakacje już się skończyły. Czas zdecydowanie za szybko płynął.
Powinnam wrócić do pracy wypoczęta a tymczasem czułam się jakbym nie miała
urlopu. Oczywiście wiedziałam jaka jest przyczyna takiego stanu. Decyzja o
przeprowadzce do Michała, była błędem. W ogóle decyzja, aby zainwestować w
niego czas była porażką. Każdego dnia uświadamiałam sobie to głębiej.
Zachodziłam w głowie, jak do tego doszło. Z dwojga wydających się kochać ludzi
staliśmy się niemal wrogami. Czy to codzienna rutyna nas zabijała? Wydawało mi
się, że go znam, jednak szybko musiałam zweryfikować swój pogląd. Te kilka
godzin w tygodniu, które spędzaliśmy przez ponad rok na randkach, dało mi jego
obraz, jak się okazało w krzywym zwierciadle. Gdy się do niego wprowadziłam,
wszystko się zmieniło. Nagle stał się zaborczy i zazdrosny. Zaczął ode mnie
więcej wymagać a sam nie dawał mi nic w zamian. Zdawał się całym sobą mówić:
„usidliłem cię, jesteś teraz moja i masz robić co ci każę”. Oczywiście
buntowałam się, z tego powodu wybuchały awantury. Miałam tego już serdecznie
dość. Byłam zmęczona, nie tego oczekiwałam po wspólnym zamieszkaniu. To nie
była moja wizja idealnego związku. Nie po to stawałam na głowie, aby zaczął się
ze mną spotykać, by teraz zadawalać się taką byle jakością. Zastanawiałam się
dlaczego nadal z nim jestem. Z powodu miłości? Nie to nie była miłość! To co w
takim razie? Chęć bycia w związku dla związku i obawa, że zostanę starą panną?
Wieku nie oszukam! Sama siebie również! Byłam żałosna! Z zamyślenia wyrwał mnie
płacz dziecka. Niby nic nowego, w przedszkolu dzieci wiecznie płaczą, zwłaszcza
na początku kolejnego roku szkolnego. Moim obowiązkiem jako przedszkolanki było
jednak dbanie, aby płakały jak najmniej. Przystanęłam cicho przy szatni skąd
dochodził dźwięk, chcąc rozeznać się w sytuacji.
– Tatusiu, proszę nie zostawiaj mnie
tutaj. Chcę do domu – zawodziła jakaś dziewczynka.
– Słoneczko, obiecałaś spróbować. –
Jakiś męski głos próbował ją uspokoić.
– Boję się, proszę zostań ze mną.
Słysząc podciąganie małym noskiem i
płacz, mogłam sobie z łatwością wyobrazić tę scenę. Dziewczynka przyklejona do
nogi taty, próbuje przekonać go łzami, aby jej nie zostawiał. Jako pedagog
oczywiście wiedziałam, że dla dzieci jak i dla rodziców takie rozstania nie są
łatwe. Jednak rodzic zawsze powinien być stanowczy, oczywiście w łagodny sposób
spróbować przekonać dziecko aby jednak spróbowało. Z zasłyszanych słów,
zrozumiałam, że tatuś jednak zaczyna się łamać, postanowiłam więc wkroczyć do
akcji. Weszłam do szatni. Mężczyzna tulił w objęciach zapłakaną dziewczynkę.
– Dzień dobry – powiedziałam i z
uśmiechem na ustach podeszłam do nich. – Hej, ślicznotko, chyba jesteś dziś u
nas pierwszy raz? Zgadłam? – zagadałam do małej.
Podciągnęła noskiem i spojrzała na
mnie z zainteresowaniem. Punkt dla mnie! Pokiwała głową.
– Jak się nazywasz? – ciągnęłam
dalej.
– Maja Łozowska – odpowiedziała swoim
słodkim głosikiem.
– Miło mi cię poznać Maju, ja jestem
Ewa. Tak się składa, że jestem wychowawczynią twojej grupy. Chciałabyś zobaczyć
naszą salę zabaw?
Małej rozbłysły oczy i uśmiechnęła
się kiwając głową. Wyswobodziła się z uścisku ojca i złapała rękę którą do niej
wyciągnęłam, zachęcając ją do podejścia.
– Dziękuję – szepnął w moim kierunku
ojciec dziewczynki.
Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Na
oko, sądząc po zmarszczkach na twarzy miał ponad trzydzieści lat, mimo to
ubrany był zdecydowanie luzacko i młodzieżowo. Miał na sobie skurzaną kurtkę,
spod której wystawała bluza w kapturem. Głowę przykrywał mu czarny kapelusz,
spod którego luźno zwisały lekko kręcone włosy, sięgające ramion. Spodnie rurki
i jakieś modne buty. Zupełnie odbiegał stylem od pozostałych tatusiów, których
spotkałam dotychczas w całej swojej karierze pedagoga. Było w nim coś… innego,
coś co sprawiało, że nie potrafiłam oderwać wzroku. Miałam nieodparte wrażenie,
że gdzieś go już widziałam. Zaraz, zaraz! Tak! Olśniło mnie. To był wokalista
jakiegoś zespołu, widziałam go już przecież w telewizji. Nie mogłam sobie
przypomnieć jak się nazywał, ale byłam niemal pewna, że to on. Uśmiechnęłam się
do niego głupawo. Zaraz jednak przybrałam profesjonalny wyraz twarzy! Co z
tego, że to gwiazda. Nie chciałam, aby wziął mnie za jakąś ofiarę, co mdleje,
na widok celebryty. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni jakiś kartonik i podał mi
go, mówiąc:
– Proszę dzwonić, gdyby płakała, lub…
po prostu proszę dać mi znać jak sobie radzi. Mogę panią o to prosić?
Wzięłam wizytówkę i schowałam ją
szybko do kieszeni.
– Proszę się nie martwić, jest w
dobrych rękach. Wszystko będzie dobrze – powiedziałam.
Pożegnał się z córką i szybko
wyszedł.
Moja nowa podopieczna nie opuszczała
mnie na krok cały dzień. Dzieci różnie reagują. Jedne chojrakują na początku,
by za chwilę płakać po kątach, inne płaczą na początku, ale później dzielnie
trzymają fason. Maja była inna. Od razu przejęła rolę mojej pomocnicy. Chciała
mi we wszystkim pomagać. Wpatrywała się we mnie zachwycona, co chwilę się do
mnie przytulała. Inne dzieci nie bardzo ją interesowały. Była bardzo wygadana
jak na trzylatkę i zadawała mi miliony pytań. Gdy w końcu nastała przerwa na
leżakowanie i położyłam dzieci spać, miałam chwilę odpoczynku. Przypomniałam
sobie o wizytówce. Wyjęłam ją szybko i z zaciekawieniem obróciłam w dłoniach.
Na białym kartoniku widniał tylko numer telefonu oraz imię i nazwisko: Wojciech
Wozzo Łozowski. Nie namyślając się długo wystukałam na komórce smsa:
Maja radzi sobie świetnie. Proszę się nie denerwować. Pozdrawiam Ewa.
Odpowiedz nadeszła bardzo szybko.
Ufff Dziękuję. Również pozdrawiam Wojtek.
Uśmiechając się pod nosem zapisałam
sobie jego numer w komórce pod nazwą: Gwiazda.
Reszta dnia zleciała jak zawsze.
Zaraz po obiedzie zaczęli się schodzić rodzice, aby odebrać swoje pociechy. Maja
siedziała na moich kolanach i rozemocjonowana opowiadała mi o swoich
urodzinach, które odbyły się niedawno. Słuchałam jej wtrącając w odpowiednich
momentach „ochy” i „achy” jednocześnie rozglądając się po sali, aby sprawdzić
jak inne dzieci sobie radzą. Śmiejąc się z opowiadania dziewczynki odwróciłam
głowę i napotkałam spojrzeniem Wojtka. Nie wiedziałam jak długo stał w
drzwiach, ale przyglądał nam się z dziwnym wyrazem twarzy. Z jakiegoś powodu
pomyślałam, że jego spojrzenie wyraża tęsknotę, ale to było coś głębszego niż
tylko tęsknota za córką, której nie widział raptem kilka godzin. Zrobiło mi się
go żal, mimo iż to uczucie było kompletnie irracjonalne, bo skąd mogłam
wiedzieć co mu tam w głowie właśnie grało?
Podeszłam do niego, niosąc na rękach
Maję przytuloną, jak małpkę. Mała oderwała się ode mnie niechętnie, co mnie
bardzo zdziwiło. Coś tu było nie tak. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, aby
dziecko w pierwszym dniu nie miało ochoty wracać do domu. Wojtek odebrał córkę
i podziękował mi. Jego wzrok był zimny i przenikliwy. Czy tylko mi się to
zdawało? Zostałam w tym samym miejscu, podczas gdy oni zniknęli za rogiem.
Usłyszałam jeszcze jak mała mówi:
– Tatusiu, pani Ewa jest taka super.
Moglibyśmy spotkać się z nią poza przedszkolem?
– Chciałabyś tego? – spytał Wojtek.
Jego głos jakby lekko zadrżał.
– Bardzo! – odpowiedziała mu
dziewczynka.
Przez następne kilka dni Maja
zawładnęła moim sercem. Była rozbrajająco szczera i zabawna. Codziennie miała
dla mnie nową porcję opowieści. A to jak jej tata, przypalił obiad, albo jak
babcia zgubiła kluczyki do samochodu. Poznałam całą jej rodzinę i znajomych
Wojtka poprzez jej paplaninę. Jedyne co mnie smuciło to, że nigdy nie
opowiadała o matce. To, że traktowała mnie bez mała, jak rodzicielkę świadczyło
tylko o jednym. Musiała jej nigdy nie poznać, lub miała z nią bardzo
ograniczony kontakt. Nie chciałam być wścibska i jej wypytywać, ale nurtowało
mnie to. Brakowało jej ewidentnie matczynej miłości. Wojtek sądząc po jej
opowieściach starał się jak mógł, ale dziewczynka potrzebowała jednak kobiecej
dłoni obok siebie. Jak sama kiedyś powiedziała: „tatuś by tego nie zrozumiał”.
Z jednej strony cieszyłam się, że mogę ją wesprzeć choć kilka godzin dziennie,
z drugiej myślałam perspektywicznie. Nie chciałam aby przyzwyczajała się do
mojej obecności, bo wiedziałam, że to nie będzie trwało wiecznie.
Najdziwniejsza jednak w tym wszystkim była postawa Wojtka. Wyczuwałam od niego
ogromny dystans w stosunku do mojej osoby. Czułam, że przygląda mi się,
obserwuje i analizuje moje relacje z Mają. Rozmawiał ze mną zawsze bardzo
powściągliwie. Miałam wrażenie, że jest na mnie zły z powodu tego, że córka
okazuje mi tyle zainteresowania.
Któregoś dnia, robiłam zakupy w
jednym z hipermarketów. Przechodząc obok regałów z zabawkami, mignęła mi
znajoma główka. Maja kucała i cichutko płakała. Podbiegłam do niej szybko.
– Kochanie co się dzieje? – spytałam
zaniepokojona, rozglądając się nerwowo na boki. Nigdzie jednak nie widziałam
jej taty.
Dziewczynka gdy tylko mnie zobaczyła,
rzuciła mi się na szyję.
– Zgubiłam się! Nie chciałam! – łkała
spazmatycznie.
– Już dobrze, kochanie. Zaraz
zadzwonię do twojego taty.
Znalazłam w torebce komórkę i
pospiesznie wykręciłam numer. Mała cichutko popłakując nie chciała się ode mnie
oderwać.
– To nie jest najlepszy moment –
usłyszałam w słuchawce zdenerwowany głos Wojtka.
– Tak wiem! Znalazłam ją –
powiedziałam szybko nim zdążył się rozłączyć.
– Co? Gdzie ona jest? – spytał.
– W alejce z zabawkami.
– Z zabawkami? No jasne, że z
zabawkami… idiota ze mnie. Zaraz tam będę – powiedział i się rozłączył.
Chwilę później zobaczyłam go jak biegnie.
Maja gdy tylko go ujrzała rzuciła mu się na szyję.
– Przepraszam tatusiu – pisnęła.
– Już wszystko dobrze córeczko, ale
proszę nie rób mi tak więcej.
Wojtek zamknął oczy i przytulił małą.
Na jego twarzy malowała się ulga. Stałam i ze wzruszeniem patrzyłam na nich
oboje. Poczułam ukłucie zazdrości. Też tak chciałam! Chciałam mieć faceta,
który będzie właśnie tak traktował nasze dziecko. No może pomijając fakt, że
oczywiście dostałby burę za to, że ją zgubił. Po raz pierwszy poczułam, że
chciałabym taką rodzinę. Chciałabym takiego męża i takie dziecko. Oczami wyobraźni
zobaczyłam siebie obok nich. Stop! Wróć na ziemie! Fantazjujesz! Pokręciłam
głową aby odegnać od siebie obrazy, które spłynęły mi do głowy nieproszone.
– Dziękuję. – Wojtek przerwał w końcu
mój potok myślowy. – Wystarczyła chwila nieuwagi i już jej nie było. –
Tłumaczył się.
– Zdarza się! Na szczęście nic złego
się nie stało – odpowiedziałam, uśmiechając się. Chyba pierwszy raz zwrócił się
do mnie nie używając słowa „pani”. Najwyraźniej emocje tak na niego wpłynęły.
Nawet się uśmiechnął. Cóż za zmiana!
– Tatusiu zabierzemy panią Ewe na
lody? Proszę? – Maja zaskomlała, gdy już przestała płakać.
– Pani Ewa na pewno jest zajęta, robi
zakupy – odpowiedział Wojtek, zerkając w moją stronę.
– Właściwie, to mam czas. I mam już
wszystko co potrzeba w wózku – powiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.
Maja klasnęła w dłonie. Przynajmniej
ona się ucieszyła. Wojtek z wymuszonym, uprzejmym uśmiechem przepuścił mnie
pierwszą do kasy. Całą drogę do kawiarni przy pasażu pokonaliśmy w milczeniu.
Znaczy milczałam ja i Wojtek, Maja natomiast podskakując radośnie podśpiewywała
piosenkę której dzisiaj się nauczyła w przedszkolu. W pewnym momencie złapała
nas oboje za ręce. Spojrzeliśmy na siebie z Wojtkiem jednocześnie. Dla kogoś z
zewnątrz ten obrazek wydawał się zapewne sielski. Ot, para ludzi spacerowała
sobie trzymając się za ręce z dzieckiem. Widziałam w jego spojrzeniu, że poczuł
się nieswojo. Ja miałam jednak inne odczucia. W zakamarkach umysłu zaczęło coś
kiełkować, ale jeszcze nie byłam pewna czy coś będę chciała z tym zrobić.
Wozzo
Patrząc jak Majka szczęśliwie
podskakiwała, gdy spacerowaliśmy przez pasaż, biłem się z myślami. Złapała nas
oboje za ręce, nie zdając sobie oczywiście sprawy z tego jak to wyglądało.
Zerknąłem na Ewe, zarumieniła się, najpewniej też poczuła się niezręcznie.
Majka nie pierwszy raz wykręcała mi taki numer. Gdziekolwiek bym jej nie
zabrał, zawsze lepiła się do jakiejś kobiety. Serce mi się krajało, bo
wiedziałem z czego to wynikało. Choćbym nie wiem jak się starał nie mogłem
zastąpić jej matki, o którą bez przerwy ostatnio pytała. Od jakiegoś czasu
wszystkie spotkane kobiety traktowała jako potencjalne kandydatki na mamy. Z
tymże żadna do tej pory nie poświęciła jej tyle uwagi, co Ewa. Nie wiedziałem,
co mam o niej myśleć. Z dnia na dzień coraz bardziej mnie ciekawiła. Gdy
patrzyłem, jak zajmuje się małą serce mi rosło. Oczywiście była przedszkolanką,
to jej praca, musiała się opiekować dziećmi. Jednak miałem wrażenie, że
traktuje Maję jakoś dużo szczególniej niż inne dzieci. Nieraz podglądałem to
jak się z nią bawiła, jak rozmawiały radośnie się śmiejąc. Majka nie
przestawała o niej mówić po powrocie z przedszkola. Cholernie mnie to gryzło.
Co miałem jej powiedzieć gdy pytała czy możemy się z nią spotkać poza
przedszkolem? Dotychczas nie myślałem nawet o tym aby zacząć się z kimś
spotykać. Samolubnie użalałem się nad sobą, podczas gdy nie zauważałem, że Mai
jest potrzebna matka. Wszyscy na około powtarzali mi, że powinienem odpuścić i
zacząć żyć dalej. Ale jak miałem odpuścić miłość swojego życia? I jak miałem
wytłumaczyć trzylatce, że nie może każdej napotkanej kobiety napastować jakby
była jej matką? Minęło już tyle czasu, czułem, że wspomnienia po Julii
zaczynały blednąć w mojej głowie i rozmywać się. To poczucie odkładało się nową
warstwą smutku na ciągłej tęsknocie. Tak bardzo mi jej brakowało…
Usiedliśmy w końcu w kawiarni.
Kelnera przyniosła zamówienie. Między nami nadal trwała cisza. Byłem zły, że
Majka mnie wrobiła, ale z drugiej strony patrząc na jej uśmiechniętą twarzyczkę,
jak mógłbym odmówić jej tej chwili radości. Postanowiłem się w końcu przełamać
i dać Ewie szansę. A nuż może się nie zanudzę? Była wysoką, szczupłą blondynką
z niebieskimi oczami, nawet całkiem ładna, na swój dziewczęcy sposób, ale kompletnie
nie w moim typie! Tak bardzo różniła się od Julii. Nie mogłem nic poradzić na
to, że każdą napotkaną kobietę do niej porównywałem.
– Dawno pracuje pani jako
przedszkolanka? – spytałem.
– Proszę mi mówić po imieniu. Jestem
Ewa – uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę przez stolik. Miała ciepłą
dłoń.
– No tak! Tak w sumie chyba będzie
łatwiej. Wojtek – odpowiedziałem potrząsając lekko naszymi splecionymi dłońmi.
Rozmowa szybko zeszła na temat Mai.
Nim się spostrzegłem pół godziny minęło jak dwie minuty. Ewie nagle zadzwoniła
komórka. Szybko odnalazła telefon w torebce i spojrzała na wyświetlacz. Mina
jej zrzedła gdy zobaczyła kto dzwoni. Z lekkim przerażeniem w oczach odrzuciła
połączenie i szybko wstała, żegnając się pośpiesznie. Dziwne to było. Odniosłem
wrażenie, że bała się osoby dzwoniącej. Nie mogłem się powstrzymać i
obserwowałem ją jak się oddalała. Nie namyślając się długo, złapałem Majkę pod
pachę i popędziłem za nią. Sam nie wiem czym się kierowałem. Gdy wyszliśmy na
parking od razu ją zauważyłem. Stała obok drogi, obładowana siatami i
rozglądała się energicznie. Przystanąłem na chwilę. Koło niej zatrzymało się
jakieś zdezelowane Audi. Z głośników samochodu sączył się ciężki rap. Kierowca
uciszył muzykę i nachylił się w jej kierunku przez szybę.
– Ile można czekać na ciebie? –
warknął.
– Jak byś łaskawie mi pomógł to
byłoby szybciej – odszczekała się, próbując otworzyć bagażnik samochodu. Po
kilku nieudanych próbach, zawołała:
– Otwórz ten bagażnik!
Z samochodu wysiadł koleś w dresie i
obcisłej koszulce. Klnąc soczyście pod nosem, podszedł do tyłu samochodu i
odepchnął ją trochę zbyt stanowczo.
– Nic nie umiesz sama zrobić! –
krzyknął otwierając klapę.
Ewa włożyła zakupy do środka i
zatrzasnęła bagażnik. Oczywiście nie pomógł jej z siatkami tylko od razu
usadowił się za kierownicą. Dziewczyna jeszcze nie zdążyła zatrzasnąć drzwi,
gdy auto z piskiem ruszyło. Przejeżdżając koło mnie, nasze spojrzenia się
spotkały. Bardzo mi się nie spodobało to, co zobaczyłem w jej oczach. Z
wściekłości zacisnąłem dłonie w pięści. To nie twoja sprawa – powtarzałem sobie
w myślach, jednak nie mogłem się pozbyć z głowy widoku jej przerażonych oczu.
*******************************************************
No i jak? Zdziwieni? Zaskoczeni? Źli? Zadowoleni? Zaciekawieni? Znudzeni?
Cokolwiek czujecie, dajcie upust swoim emocjom w komentarzach... KONIECZNIE!!!!
PS. To jakie macie plany na piątkowe wieczory?
Pozdrawiam,
Wasza Angela...